* Effy *
- Chcesz tą
kasę czy nie ?. – spytała wrogo na nią spoglądając, ta długo nie odpowiadała.
Zniecierpliwiona odwróciła się i odeszła kawałek, jednak przystanęła słysząc
głos Effy.
- Zaczekaj.
Wezmę ją. – powiedziała pewnie, a na twarzy Rykayli pojawił się zwycięski
uśmiech, po czym odwróciła się z wyższością.
- Tak
myślałam. – powiedziała splatając ręce na klatce piersiowej. – Wiesz co Effy ?.
Chętnie widziałabym cię w szeregach mojego gangu… Tam, wszyscy są tacy jak my…
waleczni, niezwyciężeni, pewni siebie… Jesteśmy wszyscy jak rodzina. Zastanów
się nad tym.
- Tak
zrobię, ale najpierw powiedz mi jaki jest sens robienia tej głupiej listy.
- To bardzo
proste Eff… Zawalisz kasę, żeby zapłacić za wejściówkę do jakiegoś klubu, w
którym uwiedziesz dilera i dostaniesz towar. Sprzedasz go i kasę oddasz mi, ale
to na koniec. Gdy zawalisz samochód, dojedziesz nim do Dragona i okradniesz go
z towaru. Prościzna co nie ? Chyba się nie boisz kochanie...
-Ja niczego
się nie boję.- odpowiedziała pewnie i posłała zadziorny uśmiech dziewczynie.
- I to mi
się podoba. – powiedziała z uznaniem.
-Gdzie
znajdę Dragona ?
- W jego klubie,
jak zawsze, ALE uważaj to diler poszukiwany w całym kraju i listem gończym na
świecie. Psy nie mają pojęcia, gdzie się ukrywa, każdy się go boji wydać.
-Nic
trudnego...nie takie rzeczy się robiło...
-Wróć jak
najszybciej...- powiedziała na odchodne i zostawiła Wilson samą, która już była
gotowa do działania. Dziewczyna od razu wzięła się do roboty i gdy wyszła na
ruchliwą ulicę ukradła komuś portfel z kieszeni. To była bułka z masłem,
przecież robiła to od dziecka. Uwieść dilera nie było niczym trudniejszym, wystarczyło
wybrać takiego co jest potulny jak baranek. Wyrwała pierwszy lepszy klub, kupiła
wejściówkę i pewna siebie weszła do środka. Wybrała sobie z trzech sprzedających
narkotyki mężczyzn takiego, który wydawał się najłatwiejszym celem.
-Cześć.-
pocałowała delikatnie w policzek swojego wybrańca i usiadła naprzeciwko niego.-
Jestem....Megan.- przedstawiła się nie swoim imieniem, bo kto wie...może kiedyś
wyjdzie jej to na dobre.- Może postawiłbyś mi drinka ?- nie czekając na
odpowiedź pociągnęła go za rękę i usiedli koło baru. Chłopak był zadwolony, że
dziewczyna sama do niego tak lgnie, więc szybko zamówił dwa drinki. Wiedział,
że taka okazja nie zdarza się co dzień… za to dziewczyna miała pewność, że jest
jedyną kobietą, która kiedykolwiek się do niego odezwała, nie to, żeby czegoś
mu brakowało, ale wyglądał na lekką ciote.
-Chcesz
mojego ? Nie mam ochoty dzisiaj na tequile...- zapytała, gdy chłopak duszkiem
wypił zawartość swojej szklanki. Taki był plan, trzeba było go trochę podbić,
żeby szybciej i łatwiej poszło, chłopak także nie wyglądał na gościa z mocną
głową za co Effy dziękowała mu w duchu.
-Jasne...To
może zamówię coś innego?- wypił jej porcje tequili i zawołał barmana. Złożył zamówienie
i po chwili dostali następną porcję alkoholu. Powtórzył czynność i zaczął z zachłannością całować Effy po
szyi. Jego ręce błądziły po jej ciele, a jej zbierało na wymioty, ale czego nie
robi się dla kasy. Gdyby Zayn to widział…
Dlaczego akurat pomyślałam o nim ?!. Kurwa
dlaczego ?!. Co w nim jest takiego ?!.

-W takim
razie...- odsunął się od niej i wyciągnął z kieszeni kilka woreczków z ziołami.
Dał je dziewczynie, a następnie wrócił do swojej poprzedniej czynności.
Brunetka miała dość jego śliny na swojej szyi, więc postanowiła szybko wydostać
się z uścisku chłopaka. Jednym mocnym kopniakiem w czułe miejsce sprawiła, że koił
się z bólu, ale jakoś szczególnie się nim nie przejęła. Wybiegła z klubu i
skierowała się do następnego, aby tam sprzedać to co zdobyła. Gdy kupiła
wejściówkę za ostanie pieniądze z portfela rozłożyła towar na blacie jednego ze
stolików i w mgnieniu oka sprzedała towar, klijentów tu było wystarczająco.
Każdy diler tu miał powodzenie, klienci nawet nie sprawdzali zawartości, tylko
od razu wszystko wciągali, albo wbijali w żyłę. Nawet nie wiedziała, że może
okazać się to takie banalnie proste. Grupa nastolatków można powiedzieć, że się
na nią rzuciło, aby dostać to czego tak bardzo pragną. Przeliczyła pieniądze
wychodząc z budynku i skierowała się na pobliski parking. Schowała się za
jakimś samochodem i czekała aż ktoś podejdzie i zostawi jej swój samochód. Nie
zależało jej na jakimś dobrym, mógł być to nawet jakiś grat...Ważne, aby
jeździł. Zaczęło robić sie jej już zimno, ale na szczęście ktoś raczył
zaparkować swoje auto. Elegancko ubrana kobieta wysiadła z samochodu i schowała
kluczyki do kieszeni płaszcza. Effy cicho podbiegła do niej na palcach od tyłu
i jak najdelikatniej umiała próbowała wyciągnąć z kieszeni to co było jej
potrzebne. Kobieta czując lekkie łaskotanie w okolicy bioder, gdzie znajdują
się kiszenie, nagle przystanęła. Przerażona Effy szybko po nie sięgnęła i
chwyciła mocno je wyciągając i zaczęła szybko biec w stronę auta czują, że
kobieta zaczęła się powoli odwracać. Dziewczyna jeszcze dobrze nie dobiegła, a
ta zaczęła już za nią krzyczeć, żeby się zatrzymała, ponieważ domyśliła się do
brunetka ma zamiar zrobić. Gdy tylko wsiadła do środka, szybko przekręciła
kluczyk w stacyjce i ruszyła z piskiem opon w kierunku punktu czwartego, widząc
jak zamożna kobieta za nią próbuje biec w wysokich butach, na sam widok Wilson zaczęła
się z niej śmiać. Ludzie naprawdę są tacy
głupi… czy ona naprawdę myśli, że mnie dogoni na tych swoich pantofelkach ?!. Na
szczęście umiejętność prowadzenia samochodu opanowała już za młodych lat, gdy
razem z Abby kiedyś podwędziły jednemu z przychodniów auto, ucząc się na nim
jeździć. To było ich pierwszy samochód, ale oczywiście nie dotrwał nawet do
dwóch dni, bo ta łajza Pirce musiała nim walnąć w latarnie.

Przed budynkiem
stało trzech mężczyzn z jedną wielką torbą. Wilson wiedziała co się w niej
kryje. Miała ją cały czas na oku, kiedy napakowani mężczyźni weszli do środka,
a Eff wślizgnęła się za nimi. Nie miała żadnego planu, była zdana tylko na los,
który dzisiaj jakoś jej dziwnie sprzyjał. Mężczyźni zatrzymali się przed jakimś
ogromnym stole i położyli na nim ciężką torbę.
-Pilnuj
jej Maxy...- powiedział najstarszy z
nich i skierował się w stronę jednego z wielu pomieszczeń.
-Chcesz tyle
towaru powierzyć takiemu gówniarzowi ?
-Chyba
kiedyś musi się nauczyć takich prostych rzeczy, jak pilnowanie czegoś bardzo ważnego...-
spioruonował go wzrokiem za to, że podważył jego zdanie i pokazał ręką, aby
szedł za nim. Mody chłopak został teraz sam i nie mógł sobie znaleźć miejsca.
Widać był, że jest tu może z tydzień i na oczy nie widział nigdy towaru, który
później jakieś bachory będą wciągać i dobrze się bawić. Effy musiała go jakoś
rozproszyć. Trzasnęła drzwiami, które znajdowały się koło niej i schowała się
za następnymi. Maxy, który nie widział nikogo kto wyszedłby za tych drzwi
postanowił to sprawdzić. Wilson wykorzystała moment i wybiegła po torbę.
Zabrała ją ze stołu strącając przez przypadek czyjś kubek z kawą i przerażona
wybiegła z budynku zakładając kaptur na głowę od bluzy.
-Ej !! -
usłyszała za sobą czyjeś krzyki. Ktoś za nią biegł i był coraz bliżej.
Przyśpieszyła, ale on doganiał ją i był już za nią. Złapał ją za ramie i odwrócił
w swoją stronę. Próbowała wyszarpać torbę, ale dziewczyna z całej sił trzymała przy
sobie i nie dawała za wygraną. Musiała ją mieć ! Powtórzyła czynność z klubu.
Kopnęła go z całej siły w krocze i chciała uciec, ale on mimo bólu dalej
zacięcie walczy z brunetką. Uderzył ją w wargę, a ona poczuła jak krew spływa
po jej brodzie. Zdeterminowana posunięciem chłopka powtórzyła swój ruch dwa
razy. Każde uderzenie było coraz mocniejsze od poprzedniego, każde sprawiało mu
ogromne cierpienie. Chłopak krzykną z bólu zwijając się na chodniku. Effy
podniosła torbę z ziemi i uciekła w kierunku skradzionego pojazdu.
Nie miała po
chwili siły, aby biec dalej. Schowała się za jakimś blokiem i otworzyła torbę.
Jej oczy ujrzały z tuzin pełnych nabitych strzykawek amfetaminy. Nie umiała się
powstrzymać, poczuła jak głód ściska ją od środka. Nie chciała tego brać, tak
bardzo nie chciała, ale to było silniejsze, przecież i tak jest ich tyle !. Nikt
nie zauważy braku paru, malutkich strzykaweczek… a ona będzie miała udaną
nockę… Nie walczyła dłużej ze sobą. Otworzyła jeden woreczek i wciągnęła
zawartość, potem drugi, trzeci... Straciła kontrolę jak i rachubę ile dokładnie
ich wzięła. Poczuła jak osuwa się na ziemię, jak uchodzą z niej ostatki sił.
Wyciągnęła tylko telefon i wysłała sms-a do Zayna, bo czuła, że to nie skończy
się dobrze...
" Mounthoolie Lane przyjedź..."
Osunęła się wykończona
po ścianie zwijając się z bólu w lewej piersi. Nagle ogarnęła ją jakaś dziwna fala ciepła… Nie, to nie było
ciepło… to było gorąco !!, jak wrzątek. Zaczęła się nagle cała pocić. Była
cała mokrucińka, a odzież, którą miała na sobie zaczęła przylegać do jej ciała.
Przedawkowała.
Zayn kurwa gdzie ty
jesteś ?!. Blagam przyjedź !!. Potrzebuję cię !!!!.
Nagle
poczuła jakby ktoś ją brutalnie pchał… niby nie mogła znaleźć miejsca w którym
ktoś trzymał uścisk, ale czuła, że zaraz rozerwie się na pół… Czuła jakby jedna
połówka jej ciała została w jednym miejscu, a druga była już dawno na innym.
Czuła się rozerwana. I to gorąco… cholerne gorąco… które teraz doszło, aż do
samej czaszki, która traciła nad wszystkim kontrolę.
ZAYN !!!!
Krzyczała z
bólu w myślach, bo nawet nie miała siły na głos. Chciała wołać o pomoc, ale nie
potrafiła, nie miała tyle siły… Nagle poczuła, że traci kontrolę nad swoimi
kończynami, które zaczęły się niemiłosiernie trząść. Chciała je jakoś opanować,
podnieść się z ziemi, ale w tym momencie to było jak jakieś chore, nie do
spełnienia, marzenie. Obraz powoli zaczął się rozmazywać, a kończyny zaczęły
bezwładnie opadać w dół. Ostatnim widokiem był jakaś niewyraźna postać biegnąca
w jej stronę…
* Zayn *
Zobaczył ją…
całą roztrzęsioną… leżącą na zimnej ziemi…
- EFFY !!!.
– krzyknął na całe gardło podbiegając w jej stronę. – Effy słyszysz mnie ?!.
Kurwa Eff !. – krzyczał potrząsając nią mocno. – POMOCY !!. Niech ktoś jej
pomoże !. – krzyczał roztrzęsiony. Nie umiał jej pomóc, nie znał się ani na
narkotykach, ani na medycynie, był zdany na okrutny los. Nie miał pojęcia co
się z nią działo !!. Gorączkowo wyjął telefon i chciał zadzwonić na pogotowie.
Nagle ktoś wyrwał mu urządzenie i wyrzucił je gdzieś do tyłu. Był to przystojny
brunet.
- Nie możesz
zadzwonić na pogotowie !. Tylko kłopotów jej narobisz, gdy wykryją w jej krwi
narkotyki. – chłopak wiedział co robić… nie pierwszy raz ktoś obok niego
przedawkował amfetaminę.
- Kim ty do
cholery jesteś ?!. – krzyknął nie rozumiejąc tej całej sytuacji Zyan.
- Jej
aniołem stróżem. – wysyczał przez zęby, sprawiając jej puls.
- Nick ?. –
wyszeptał nie rozumiejąc.
– Kurwa błagam cię pomóż jej !!.
- Spróbuję,
ale tak dużej dawki amfy nigdy u nikogo jeszcze nie widziałem...
- Ona nie
może umrzeć !!. Musisz jej kurwa pomóc !!.
- Nie gadaj
tyle tylko zrób jej sztuczne oddychanie, gdy ja będę naciskał na klatkę
piersiową. – Mulat jak na zawołanie przykląkł obok niej, przysuwając swoje wargi
do jej.
- Pomóż mi
Zayn… - wyszeptała niemal nie słyszalnie, na jednym duszku, czując jak jej
głowa bezwładnie opada na bok, nie miała nad nią wpływu.
- Pomogę Eff,
pomogę ci. Wszystko będzie dobrze !. Będzie dobrze słyszysz ?!. – Słyszysz…? Słyszysz… ?. Słyszała w
swojej głowie echo rozchodzące się po całym ciele. Nagle poczuła jakieś chłodne
kropelki spływające po jej twarzy, domyśliła się do kogo one należały... To
Zayn płakał… choć nie miała tyle sił otworzyć oczu, wiedziała to. Nigdy nie
widziała go płaczącego… nie umiała sobie w żaden sposób wyobrazić go takiego.
On był silny, stanowczy, dynamiczny… łzy w żaden sposób do niego nie pasowały.
Nagle poczuła, że traci znów panowanie nad sowim ciałem, a ból zaczął dziwnie z
niej uchodzić…
- Tętno
słabnie… Kurwa !. Sam nie dam rady !. Dzwoń po pogotowie... – usłyszała znajomy
głos, ale nie miała pojęcia do kogo on należy. Chciała szybko zaprotestować.
Tylko nie pogotowie ! ale nie miała na to siły. A w jednej chwili poczuła jak jej całe ciało się rozpływa…
* Abby *
- Justin
nie. – zachichotała rozbawiona tą całą sytuacją.
- No proszę
cię tylko to… tak dla mnie. – powiedział czule, rozwdziecając wargi. Przystawił
do jej ust łyżkę pełną roztopionej czekolady.
- Chcesz,
żebym była jeszcze grubsza ?. – powiedziała oburzona, lekko się odsuwając od
bruneta.
- Abby to
tylko łyżka, nie będziesz przez to gruba… po za tym i tak masz świetną figurę.
– powiedział nadal trzymając łyżkę w górze, koło jej twarzy.
- Przecież
wiem, że to kłamstwo. Nie dość, że wpychasz mi jakieś bezużyteczne kalorie to
jeszcze kłamiesz. – powiedziała pokazując mu język.
- kobiety
zawsze coś muszę sobie wmówić… - powiedział podirytowany. – no dobra jak nie
chcesz to nie… ale ostrzegam to ostatnia łyżka tego cudownego nadzienia… na
pewno ?. – popatrzył na nią podejrzliwie.
- Na pewno.
– powiedziała pewnie, patrząc jak Justin wcina czekoladę.
- To co może
obejrzymy jakiś film, co ? czy wolisz gdzieś wyjść ?. – spytał mlaskając zawartość
w ustach.
- Wal
śmiało. – powiedział szczerze się do niej uśmiechając.
- No bo
wiesz… nabrałam jednak ochoty na tą czekoladę… poza tym do filmu bardzo
pasowałaby… skoczysz do sklepu ?. – spytała robiąc słodkie oczka, a ten groźnie
się na nią popatrzył, przeżuwając
resztki słodkości w ustach. Na co ona spuściła zawstydzona głowę w dół.
- I tak cię
kocham. – powiedział nagle się uśmiechając, zrywając się z kanapy, a wychodząc
pocałował ją w policzek. Dziewczyna mocno się zarumieniła i dziękowała mu w
duchu, że szybko stąd poszedł i nie musiał na to patrzeć.
Abby dotykając
swojego policzka uśmiechnęła się szeroko
sama do siebie. Bardzo jej na nim zależało.
--------------------------------------------------------
Tadam ! O to kolejny rozdział :**
Planowałam go dodać w niedziele, ale znajcie moje dobre serce <33
Jest on taki trochę krótki, ale postanowiłam, że takie właśnie postaram się pisać :D
Jestem strasznie ciekawa co o nim sądzicie !!, więc mam nadzieję, że wyrazicie swoją, szczerą opinie, bo strasznie mi na tym zależy <333
Nie wiem jeszcze dokładnie kiedy pojawi się następny, ale jak tylko będę zorientowana, napisze tam po lewej stronie w " informacjach " :D
* + słowa i zdania napisane kursywą są to jej myśli ( tak na wszelki wypadek jakby ktoś się nie domyślił ;) )