- Zrobię to, ale pod pewnym
warunkiem… ty odkręcisz tę swoją wyimaginowaną ciąże…
- Jasne, ona
była mi potrzebna tylko do tego, żebyś nie zapominała z kim masz do czynienia i
trochę namieszała w twoim życiu, to wszystko. – powiedziała wciąż szczerząc się
jak wariatka, jakby miała jakiś poważny powód do tego, a najdziwniejsze było
to, że ani razu nie widziałam jej z inną mimiką twarzy. To była wiecznie
chodząca „królowa ”.
- I tak ci
nie uwierzyłam. – odgryzłam się powstrzymując siebie od uderzania jej prosto w
tę piękną buźkę.
- Ale ona
tak. – wskazała na Perrie, która rozmawiała z innymi gwiazdami, ale było coś w
niej smutnego i przygnębiającego, jakby coś ją męczyło od środka. Przyznaję, że
w tam tym momencie nawet mi się jej trochę żal zrobiło, ale gdy tylko
przypomniałam sobie o pierścionku widniejącym na jej dłoni, który na początku
należał do mnie i o Effliku szybko zmieniłam zdanie.
- Dlaczego
tak bardzo zależy ci na tej cholernej liście? Masz tak dużo ludzi w swojej
grupie, oni także mogą ci przynieść ten towar. – powiedziałam już wykończona tą
całą sprawą. Podeszła do mnie na tych swoich wręcz kościstych nogach na
szpilkach i szepnęła.
- Przynieść
to jutro do mojego clubu, a się dowiesz. – puściła mi oczko, rozglądnęła się
dokoła i jakby nigdy nic, odeszła.
Następnego
dnia obudziłam się na łóżku wtulona w Hazze, który strasznie głośno i słodko
chrapał, nie wiem jak ja to wytrzymam w przyszłości. Dzisiaj mi to mi nie
przeszkadzało, ponieważ wczoraj wróciliśmy bardzo późno i byłam padnięta,
dlatego też zatrzymałam się u niego. Oczywiście nic między nami nie zaszło,
jesteśmy ze sobą dopiero od wczoraj, więc to byłaby lekka przesada. Wiem, że z
Malikiem było zupełnie na odwrót, ale to Harry, a nie Zayn. To jest
ustabilizowany związek, a przynajmniej tak mi się wydaję. Gdy tak leżałam
przypomniało mi się jak kiedyś też zasnęłam razem z Harrym na jednym łóżku, nie
miałam pojęcia, że to on, bo leżałam tyłem i go skopałam, ale wtedy… czekała na
mnie miła niespodzianka na podłodze w postaci – Zayna. Teraz na pewno go tam
nie ma, nawet przez sekundę byłam gotowa to sprawdzić, ale zaraz parsknęłam
śmiechem z mojej głupoty, to i tak nie obudziło słodko śpiącego loczka. Wyswobodziłam
się delikatnie z jego objęć i poszłam na balkon zapalić. Z Harrym, było
zupełnie inaczej… Patrzył na mnie tak jakbym była siódmym niebem, czymś
ukochanym i niemal nierealnym. To było dla mnie coś nowego, wiedziałam, że Zayn
mnie kocha i to jeszcze jak, ale on tego nie okazywał, a Harry… Harry mówił
wprost o sowich uczuciach i nawet przeróżnych filozoficznych myślach, które nie
dawały mu spokoju i bardzo często nawet totalnie nie miały sensu i mnie
przerażały. Na samą myśl o tym parsknęłam niepohamowanym śmiechem i wyrzuciłam
niedopałek za balkon. Pewnie z boku ktoś, kto by mnie zobaczył, pomyślałbym, że
się czymś naćpałam. Może i się naćpałam, ale chyba czymś innym…
Nagle zaspany
Styles wyłonił się za drzwi balkonowych. Był w samych bokserkach, ale jak widać
nie przeszkadzał mu ten fakt, że przechodni, czy balkony z na przeciwka go
widzą. Nie powiem, że ten widok był nieprzyjemny dla oka. Podszedł do mnie z
delikatny
m uśmiechem świdrując mnie wzrokiem, ponieważ ja także byłam w samej
bieliźnie i jego koszulce, ale mojego takiego zdjęcia nie wrzucą do internetu,
a jego owszem. Objął mnie od tyłu w talii, ponieważ stałam przodem do barierki
balonowej i pocałował delikatnie w policzek.
- Cuchniesz
tytoniem. – powiedział krzywiąc się lekko, wtulając swoją twarz w moje włosy.
-
Przeszkadza ci to? – spytałam odwracając się do niego przodem i odnajdując jego
usta swoimi. Poczułam jak przez pocałunek się uśmiecha.
- A gdybym
mi przeszkadzało… Rzuciła byś? – wyszeptał mi w usta, gładząc mnie czule po
policzku.
-
Zgłodniałam. – powiedziałam odrywając się od niego i weszłam do pokoju słysząc
jak się śmieje. Ale zamiast iść się ubrać lub pójść na zakupy, żeby coś przyrządzić,
rzuciłam się na łóżko i poczułam w tym samym momencie jak ugina się na drugim
końcu, a potem ktoś obejmuje mnie w talii.
- Mam ochotę
na jajecznice. – powiedział już sennym głosem, jakby zaraz miał znowu zasnąć. Jednak
szybko mu w tej czynności przeszkodziłam.
- Nie Harry!
O nie! Nie zrobisz ze mnie kury domowej! – szybko usiadłam na łóżku, odwracając
się w jego stronę.
- Eff… -
wyjąkał zaspany przytulając się do mnie jeszcze bardziej.
- Nie!
Słyszysz?!
*Abby*
- Sto
czterdzieści funtów. – powiedziała kasjerka, podając mi torbę w której był mój
skarb. A raczej skarb, ale nie mój tylko niebawem mojego drugiego skarba.
Kupiłam mu gitarę elektryczną, tak po prostu, bez okazji. Pomyślałam, że się
ucieszy, a jego uśmiech jest też od razu moim. Zawsze mi powtarzał, że jest to
jego marzeniem, więc dlaczego nie miałoby się przerodzić w coś więcej? Ostatnio
mówił mi także, że nikomu wcześniej o tym nie mówił, bo nie widział sensu…
Myślał, że jeżeli jest piosenkarzem taka gitara będzie mu tylko zabierać czas i
nawet go nie znajdzie, a musi, żeby nauczyć się grać, więc chcę mu udowodnić,
że jeżeli czegoś bardzo chcesz to, to zrobisz, a to będzie najlepszym
przykładem. Miałam też nadzieję, że gdy zobaczy, że jednak to mu się udało,
uwierzy w siebie i zechcę się podzielić ze mną całym światem… Na ten pomysł wpadłam
wraz z Niallem i może się udać, wierzę w to. W dodatku zrobiło na mnie ogromne
wrażenie to, że jestem pierwsza i nikt poza mną nie wie o tym marzeniu… No bo
kto by nie chciał być tą osobą, co wie najwięcej o drugiej? Tak naprawdę jestem
tym wszystkim już wykończona i staram
się jak mogę, aby przetrwało to jak najdłużej… Każdy mówi mi, że od jakiegoś
czasu chodzę struta i nie wiem nawet czego szukam. To nie tak, po prostu wciąż
myślę o nas, o mnie i Justinie i nie mogę przestać, bo może i mamy problemy,
może i nam się często nie układa tak jak byśmy chcieli, ale czy nie oto chodzi
w miłości? Wsiadłam w swoje nowe auto, od Justina oczywiście, a wracając do
akademika wstąpiłam także do sklepu spożywczego po jakiś dobry ajerkoniak,
ponieważ postanowiłyśmy z dziewczynami, że dzisiaj świętujemy nową miłość Effy.
Mam nadzieję, że chociaż przez chwilę od tego odpocznę i się zabawię.
Co jak co,
ale ta gitara jest strasznie ciężka!! Szłam tak jęcząc, że żaden z chłopców nie
może tędy tak „przypadkowo” przejść i mi pomóc. Ale wciąż się nie poddawałam i szłam
dalej, a sił dodawała mi tylko jedna osoba, która była już pewnie na górze, czekając z obiadem, który mi
obiecał, ponieważ potem ma koncert, a ja umówiłam się z dziewczynami.
- Wróciłam!
– krzyknęłam uradowana przez drzwi zatrzaskując je za sobą. Za ściany usłyszałam
jakąś muzykę, zdziwiłam się trochę bo nie wiedziałam, że Justin takiej słucha…
- Chodź do
salonu. – usłyszałam tylko jego głos, który był dziwnie ożywiony i aż nadto
radosny. Gitarę, przykryłam obszerną szmatą, żeby od razu nie wiedział co to
jest, tylko dopiero gdy ja będę gotowa by mu to pokazać.
- Patrz! Co
ta cudowna kobieta mi kupiła. – powiedział i pocałował w policzek zarumienioną
Selene, a od środka rozpierała go energia. Trzymał w rękach elektryczną gitarę,
a Selena trzymała nuty i pomagała mu się ich uczyć. Myślałam, że zaraz
eksploduję!! A ten kretyn wydawał się niczego nie zauważać wciąż śmiejąc się i
co jakiś czas pobrzękiwał. Czy on miał mnie za idiotkę?! Jak widać już
kompletnie zapomniał o tym, że wmawiał mi, że tylko ja o tym wiem!! Co za typ!
W końcu Sel widząc, że nic nie mówię zerknęła na mnie niepewnie, sprawiając, że
Justin w końcu popatrzył na mnie pełnymi szczęścia oczami, ale gdy tylko zobaczył
moją minę od razu przestał się szczerzyć.
- Co jest?
Nie podoba ci się? – spytał nie rozumiejąc. Nie wytrzymałam. To było za dużo.
Nikomu, NIKOMU nie życzę, żeby czuł się tak jak czułam się teraz.
Rozwścieczona, a równocześnie załamana. Moje serce właśnie rozrywało się na
pół, chcąc płakać i płakać a coś w środku mnie miało ochotę go rozerwać na strzępy
i przejechać co najmniej tirem. Takie zmieszanie nigdy nie wywołuje nic
dobrego.
- Jest kurwa
zajebista!!! Lepszej nie było? – spytałam głosem przesyconym jadem i niemal
krzykiem i rzuciłam prosto w nich tym czym trzymałam w rękach, padło na tą
nieszczęsną nową gitarę, a następnie nie patrząc na skutki tego czynu wybiegłam
na zewnątrz. Słyszałam jedynie piski Seleny. Nie miałam gdzie uciec, więc
wybrałam trzecie drzwi od prawej. Padło na pokój Hazzy pewnie w którym była
jeszcze Eff. Wpadłam do pokoju cała zapłakana i umazana zapewne tuszem i wcale
mi nie pomógł ten widok, który zboczyłam. Zakochana para. Kochana para.
Brunetka właśnie smażyła coś na patelni, a od tyłu przytulał ją Harry szepcząc
coś jej na ucho. Może i by mnie skrępował widok jego w samych bokserkach, ale
nie dzisiaj, nie teraz.
- Czy ja
śnie? – spytałam zszokowana tymi wszystkimi wydarzeniami, które miały miejsce w
ostatnich paru minutach. Sam fakt ich razem nie był tak bardzo szokujący jak
to, że Wilson właśnie gotowała! Przecież ona jak już coś robiła to kupowała
zupki chińskie i zalewała je wrzątkiem, nic poza tym.
- Effy,
musimy pogadać. – rzucił poważnie Niall wchodząc do pomieszczania i stając parę
kroków za mną. – Czy ty właśnie gotujesz?! – wydusił z siebie jakieś dźwięki.
- Nie widać?
– spytała retorycznie uśmiechając się od ucha do ucha, a dopiero po chwili
popatrzyła na mnie. – Co się stało? –
ostawiła szybko patelnie i podeszła do mnie oszołomiona.
- Abby
musisz mnie posłuchać, tak niczego nie załatwimy. – stwierdził zasadniczo
Justin także wchodząc do pokoju z plastrem nad jedną brwią. Jęknęłam szybko
odwracając się od niego widząc ranę, którą mu zrobiłam. To chyba jakiś żart, że
właśnie teraz stoi tu połowa mojej paczki.
- Jasne, nie
ma sprawy, wszyscy możecie się tu wyżalić. Chętnie wysłucham. – żachnął się
Harry siadając przy stole zajadając się potrawą przygotowaną przez jego
ukochaną. Każdego trochę zdziwiło jego zachowanie, ale nikt tego nie
skomentował, ponieważ wpadła Elizabeth, pytając się czemu tu wszyscy tak
stoimy. Loczek jedynie tylko głęboko westchnął.
- Nie możesz
tak się zachowywać! Jestem twoim chłopakiem, najpierw powinnaś mnie wysłuchać.
– mówił coraz głośniej Justin stając naprzeciwko mnie, chwytając mnie za rękę.
Szybko mu ją wyrwałam.

- A może ty
posłuchaj raz mnie?! Może ci to dobrze zrobi wiesz?! – brunet rozglądnął się
nerwowo dokoła sprawdzając czy ktoś nas słucha, ale zaraz oblał go rumieniec,
bo zrozumiał, że nie ma w tym pokoju, ani jednej osoby, która by się na niego w
tej chwili nie patrzyła. Usłyszałam tylko jak El szeptem pyta się Nialla co się
stało, Ale ja już nie słyszałam odpowiedzi, ponieważ znowu wybuchnęłam. – Jesteś tak zamknięty w swoim świecie i
swoich wyobrażeniach i ideałach, że zapominasz o najważniejszej osobie - o
mnie. I to boli wiesz? Boli. Uśmiecham się tylko w twojej obecności, bo jestem
tylko szczęśliwa wtedy, gdy ty jesteś obok mnie, ale co z tego?! Skoro dla
ciebie liczy się tylko kariera i Selena. Ale to już nieważne. Nieważne wiesz? –
powiedziałam wycierając pośpiesznie swoje łzy.
- Nie mów
tak… przecież wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszytko…- widziałam w jego
oczach świeczki i wtedy moje z podwójną siłą wypłynęły z powrotem.
- Tak?! To
rzuci karierę i Slene! Rzuć te dwie rzeczy przez, które tak bardzo cierpię dla
mnie. Zrób to!
- To nie
fair… Nie powinnaś kazać mi rezygnować z tego i wybierać między tobą a
nimi. – powiedział kręcąc głową. –
Wszystko, ale nie to. Te dwie rzeczy są najważniejsze w moim życiu.
- A ja ci
ich nie zastępuję? – spytałam załamanym głosem. Justin nie odpowiadał przez
dłuższą chwilę patrząc się w moje oczy z ogromnym bólem. – Więc może nie
powinniśmy być razem? – powiedziałam co błąkało mi się całymi dniami i nocami w
samym środku głowy, coś co nie byłam w stanie wypowiedzieć do teraz na głos, ja
nawet nie byłam wstanie powiedzieć tego w myślach, ale wciąż to czułam. Miałam
serdecznie dość, jak na oczach całego świata Justin obściskuje się z
"przyjaciółką". Kiedy ci wszyscy ludzie dowiedzieliby się o mnie?
Jutro? Za tydzień? Za rok? A może do końca życia byłabym jej cieniem, a Justin
dla mediów by się z nią ożenił i może miał dzieci.
- Co to
kurwa jest? – spytał zniesmaczony Zayn, także wchodząc do środka przez otwarte
drzwi od korytarza. – Ktoś umarł? – spytał po chwili namysłu, ale nikt mu nie odpowiadał
wpatrując się nas.
- Nie rób
tego… - Wow! Po tym co właśnie mu powiedziałam, jego stać na zwykłe „nie rób
tego”?! Żadne "zmienię się, będzie lepiej'. Żałosne. Czemu nie widziałam
tego wcześniej?
- Właśnie to
zrobiłam. – powiedziałam dobitnie.
- Justin
gdzie ty poszedłeś? Tę ranę trzeba przemyć. – usłyszałam kobiecy głos za drzwi
w których po chwili pojawiła się Selena. Nie miałam ochoty już na nich dłużej
patrzeć, pieprzone słodziaki. Tylko głośno prychnęłam z zażenowania i udałam
się na balkon.
* Effy *
Harry, gdy
tylko Malik pojawił się w drzwiach,
odłożył talerz i objął mnie w pasie. Na szczęście nikt tego nie zauważył, bo
bardziej byli zajęci kłótnią Justina i Abby, ale tak było i nie wróżyło to nic dobrego…
Jak tylko Abby się oddaliła, zignorowałam objęcie Stylesa, który głośno
westchnął i ruszyłam za nią. Opierała się o barierkę, ciężko oddychając. Nie
mówiąc nic wyciągnęłam paczkę papierosów w jej stronę. Gdy byłyśmy razem w
liceum w Polsce, stale chodziłyśmy palić, zwłaszcza gdy byłyśmy na coś złe lub
miałyśmy tragiczny czas. Niestety, ona – rzuciła, ja – nie.
- Och,
pieprzyć to. – powiedziała biorąc ode mnie zapalniczkę i cudem odpaliła
drżącymi rękoma. Przez dłuższą chwilę się nie odzywałyśmy, wiedziałam, że teraz
najbardziej czego potrzebuję jest przemyślenie tego co właśnie się stało. Była
w szoku. Przed chwilą rzuciła możliwe miłość swojego życia i to działo się
nagle… Jeszcze godzinę temu, przecież kupowała tę pieprzoną gitarę. Wiedziałam
o tym, ponieważ pytała mnie co o tym myślę i czy wypada. Oczywiście pochwaliłam
ją za oryginalność i jak najbardziej wspierałam ją w tym. Wyszło jak wyszło.
- Nie
powinnam mu kazać wybierać. To tak jakbym oczekiwała, że on to wszystko rzuci
tylko dla mnie… Przecież gdyby on mi coś takiego powiedział…
- Zrobiłabyś
to dla niego, gdyby tego chciał. Znam cię. To ty byłaś tą co kocha mocniej,
Abb. – powiedziałam bez namysłu, bo wiedziałam, że mam rację.
- Mimo
wszystko… Takich rzeczy się po prostu nie wymaga. – mówiła trzęsącym się głosem
zakrywając rękach twarz.
-
Powiedziałaś co czułaś, za takie rzeczy się nie przeprasza.
- To jest
bezsensu Effy… Idę do niego. – postanowiła Abby wyrzucając nieskończonego
papierosa za taras.
- Nie rób
tego. Odczekaj dwa tygodnie wtedy, gdy będziesz już pewna pójdziesz do niego. –
powiedziałam łapiąc za jej nadgarstek, aby nigdzie nie szła. Wiedziałam, że gdy
do niego wróci znowu będzie się męczyć. Przecież w związkach nie o to chodzi, a
u nich definitywnie tak było, zwłaszcza z jej strony. Zasługuję by mieć
wymarzonego mężczyznę, który będzie o nią dbał i spełniał jej wszystkie
zachcianki.
- Eff… - z
pokoju wyłonił się Niall, ale gdy tylko zauważył, że rozmawiamy z Abby na poważnie
już chciał się wycofać, ale szatynka szybko zawołała.
- Nie
szkodzi i tak już miałam wejść do środka. – chłopak posłał jej wyrozumiały
uśmiech, który chyba miał ją pocieszyć, ale kompletnie mu to nie wyszło.
- Wiesz? Tak
się zastanawiałem… - widziałam jak niespokojnie się miotał pod moim wzrokiem,
ale nie przerywałam mu tych jęków pozwalając mu dokończyć jego zdanie. – No
wiesz. Czy… Może nie zechciałabyś poznać mojej przyszywanej mamy? Wiele jej o
tobie opowiadałem i chciałaby cię już dawno temu poznać, ale tak jakoś to
odkładałem do teraz... Bardzo żałuję, że nie zabrała nas oboje… Oczywiście jeśli
nie zechcesz, ja to zrozumiem! Nie ma sprawy! W sumie to chyba głupio, że cię o
to poprosiłem. Przepraszam. – rozczochrał nerwowo włosy swoimi rękami oddalając
się.
- Nie,
czekaj. Jestem w totalnym szoku, ale to chyba dobra nowina, prawda? Kurczę
bardzo chciałabym ją poznać! – powiedziałam jak naj optymistyczniej umiałam.
- Serio? –
spytał podejrzliwie na mnie zerkając.
- No pewnie,
gdyby inaczej się losy potoczyły byłaby też moją mamą, a tak bardzo zawsze
chciałam mieć rodzinę. – powiedziałam uśmiechając się, żeby nabrał pewności
siebie.
- Zadzwonię
do niej! Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się ucieszy!- powiedział
radośnie podchodząc do mnie i całując mnie w policzek.
- To co za
pół godziny na dole? – spytałam wesoło czując, jak energia rozpala mnie od
środka.
Jechaliśmy
limuzyną, ponieważ inaczej media mogli by zacząć plotkować i snuć swoje teorie,
który sprytnie mijały się z prawdą. Nie
ukrywam, że się nie denerwowałam. Byłam dosłownie strzępkiem nerwów i cały czas
miałam taką myśl, że gdyby tylko wtedy miała więcej pieniędzy wtedy byłaby moją
matką, jak Nialla, ile rzeczy wtedy w moim życiu potoczyły by się inaczej?
Nagle za przyciemnianą szybą dostrzegłam wysokiego mulata, który ładował jakieś
torby do taxi, która na niego czekała. Po co mu te torby?! Co on kombinuję?!
- Stój!
Zatrzymaj się! – krzyknęłam do kierowcy i zanim zdałam sobie sprawę co robię i
po co to robię, wysiadałam już z auta zostawiając za sobą krzyki i
niezrozumiałe słowa Nialla. Widziałam go jak zamykał bagażnik gotowy do
podróży, na sam ten widok przyśpieszyłam bieg.
- Zayn
zaczekaj! – pisnęłam, ledwo co łapiąc oddech po szybkim biegu. Co jak co, ale
kondycji to ja nie mam.
- Effy? –
spytał zszokowany się rozglądając i napotykając mój wzrok. – Co ty tu robisz? –
spytał chłodnym głosem, w którym i tak dostrzegłam iskierkę miłości wobec mnie,
którą tak bardzo starał się ukryć pod swoją skorupą.
- Zayn. –
powiedziałam stanowczym głosem na jaki było mnie najbardziej stać. – Po co ci
te walizki? – udawałam twardą, choć tak naprawdę byłam bliska histerii, a co
jeśli zdecydował się mnie opuścić, bo zdecydowałam być z Harrym? To było do
niego podobne. Zmywał się zawsze, gdy sytuacja była dla niego nie wygodna. Ale
ja nie chciałam by mnie opuszczał. Chciałabym, żeby był przy mnie. Nie
musielibyśmy się umawiać, ba! Nawet nie musielibyśmy ze sobą rozmawiać, ale
musiałam wiedzieć, że jest bezpieczny i nic mu nie jest lub że nie robi jakiś
głupich, niebezpiecznych rzeczy… beze mnie. Chcę wiedzieć co robi czy gdzie
jest w tej chwili, gdy nie miałam takich informacji, zwyczajnie panikowałam,
ponieważ bałam się o niego bardziej niż o siebie.
-
Zdecydowałem, że krótki wyjazd dobrze mi zrobi. – powiedział bez zająknięcia,
pochłaniając mnie wzrokiem, w którym zauważyłam nutkę bólu. Poczułam jak mój żołądek
właśnie wykonał salto i aż ze strachu zacisnęłam mocno wargi, przegryzając je.

- Czy… czy
to ma związek ze mną i… i Harrym? – spytałam drżącym głosem, który
przeklinałam. Tak bardzo chciałabym, żeby nie widział, że mi na nim zależy, już
i tak zdaję sobie z tego sprawę, a ja nie chcę pogarszać sytuacji, ponieważ
wiem, że w prosty sposób może to wykorzystać przeciwko mnie. Zayn spuścił wzrok w dół głośno przełykając
ślinę kręcąc przecząco głową i zaciskając pieści, co nie umknęło mojej uwadze.
- Nie no coś
ty, cieszę się, że jesteście razem. Harry w pełni na ciebie zasługuje, nie
skrzywdzi cię przynajmniej. – powiedział przez zęby wlepiając wzrok w punkt
znajdujący się gdzieś za mną. Wiedziałam, że kłamię. Nienawidziłam siebie za
to, że to przeze mnie jest zły i że to przeze mnie musi jechać.
- Czy… czy
mogę z… z tobą jechać na lotnisko? – wybąkałam i poczułam jak nieproszona ciecz
chcę wydostać się z moich oczu.
- Perrie czeka
na mnie na lotnisku i wiesz… myślę, że to by nie był by najlepszy pomysł. –
powiedział bez skruchy znów wiercąc mi dziurę w żołądku od jego spojrzenia. Jak
mogłam być taka głupia?! Ha! Naprawdę
myślałaś, że on wyjeżdża z twojego powodu?! Odezwał się nie proszony głos w
mojej głowie. Tak naprawdę już pewnie nie
może doczekać się upojnych wakacji ze swoją ukochaną! – Taxówka czeka… -
powiedział przytakująco zabierając ostatnią torbę z ziemi, która stała koło
niego i założył ją na ramię.
- Zayn! –
zawołałam.
- Effy ja
naprawdę… - powiedział odwracając się i rozkładając ramiona w geście obronnym,
ale mu szybko przerwałam.
- Pocałuj
mnie. – powiedziałam. Nie panowałam nad tym co robie, a tym bardziej co mówię.
Jakby ktoś miał nade mną władzę, a ja nie mogłam nic na to poradzić, że mi się
to podobało.
- Co? –
spytał nie rozumiejąc. A na jego perfekcyjnym czole pojawiła się zmarszczka,
która uwydatniała się kiedy był zdenerwowany. Gdybym go nie znała lub dopiero
co poznała uciekałabym gdzie pieprz rośnie, ponieważ myślałabym, że jest o coś
zdenerwowany, a jego postawa ciała świadczyła o tym, że lepiej schodzić mu z
drogi. Ale mnie to nie obchodziło.
- Pocałuj
mnie zanim odejdziesz. – powiedziałam pewniej, oczami pełnymi nadziei.
Wpatrywał się we mnie jeszcze przez chwilę, ale nagle jego twarz złagodniała, a
w oczach pojawiła się miłość wobec mnie. Jakby w końcu porzucił swoją maskę, a
ja byłam wstanie zrobić wszystko, żeby nigdy nie została z powrotem nałożona. Opuścił
torbę w dół na ziemie z ramienia i przeszedł powoli parę kroków w moją stronę i
chwycił w obie ręce moje policzki. Poczułam na sobie jego oddech, który był
mieszaniną tytoniu z miętą, był moim ulubionym. Wciągnęłam głęboko powietrze z
zamkniętymi oczami rozkoszując się zapachem, który sprawił że moje ciało się
natychmiast rozluźniło. Tak bardzo mi tego brakowało… Musnął swoim nosem mój, a
ja oplotłam jego kark rękami. Przybliżył tym razem swoje usta do moich
rozpalając mnie od środka. Połączyłam nasze usta w pocałunku i w jednej chwili
ogarnęła nas fala pożądania. Zayn objął mnie silnymi ramionami, które były ozdobione
tatuażami, w pasie i podniósł mnie do góry, gdzie ja oplotłam go w biodrach
swoimi nogami. Trwaliśmy w najlepsze wciąż pogłębiając i pogłębiając nasz
pocałunek, który z pewnością przemienił by się w coś więcej gdybyśmy nie stali
na środku chodnika. Czułam jak ciepło rozchodzi się po moim całym ciele, a w
brzuchu powstaje tysiące motylków, które trzepały tymi swoimi malutkimi
skrzydełkami. Usłyszeliśmy po chwili pipnięcie pojazdu, który na niego czekał,
sprowadzając nas tym samym do rzeczywistości. Niechętnie oddalił głowę od
mojej. W jego pięknych brązowych oczach widziałam tyle miłości, bólu, tęsknoty,
że aż z trudem nad tym nadążałam. W końcu spuścił wzrok i postawił mnie
delikatnie na ziemi jakbym ważyła co najmniej pięć a nie pięćdziesiąt kilogramów.

- Żegnaj. –
powiedział czule głaszcząc mnie po policzku. Następnie obrócił się, wziął
walizkę i nie odwracając się do tyłu tak po prostu – odjechał.
- Nie
odchodzi. – wyszeptałam czując jak serce łamie mi się z tęsknoty, a z oczu
wylewane są litry łez, które robiły sobie do woloną ścieżkę w dół mojego podbródka.
– Kocham cię. – wyszeptałam w stronę znikającego samochodu za zakrętem. Miałam
ochotę zapaść się pod ziemie… tak bardzo pragnęłam w tej chwili być koło niego
w tym samochodzie i jechać z nim… gdzieś. Gdziekolwiek. Ale wiem, że to było
niemożliwe i to właśnie Perrie z nim spędzi upojne chwile i właśnie to od
środka zabijało moje wszystkie hormony szczęścia, które powstały przy naszym
wspólnym, wspaniałym pocałunku, którego tak bardzo będzie mi brakować.
---------------------------------------------------------
Tak, wiem późno strasznie to dodaje, ale kompletnie wybiłam się z rytmu i nie mam na nic czasu.
Przykro mi to stwierdzić, ale chyba tu już zawsze będę dodawała jedną notkę możliwe na cały miesiąc. Przepraszam wiem, że to nie jest fajne, ale nie ma innego wyjścia ;C
Kochane dodałam ten rozdział i nie mam pojęcia co o nim myśleć, więc bardzo proszę o Wasze szczere komentarze! ♥
Zapraszam Was także na mojego drugie bloga na którym także nie dawno został zamieszczony 2 rozdział ♥
To tyle miśki, kocham Was ;33