* Niall *
Czułem się,
jakbym nie powinien tego widzieć. Jakbym musiał teraz po prostu gdzieś sobie
pójść i udawać, że nigdy mnie tu nie było. To była tylko i wyłącznie ich
sprawa, ale wreszcie moje oczy otworzyły się dokładnie, jakby wcześniej
osłaniała je delikatna mgiełka która była zbudowana ze złudzeń. Effy była taka zniszczona, taka tym wszystkim
zmęczona, a ja widzę to dopiero teraz w tak pełnym świetle. Niczym sobie nie
zasłużyła na coś takiego, na takie gówno które je otacza, ale chyba żadne z nas
nie może nic na to poradzić choć tak bardzo chcielibyśmy. Zayn ma dziewczynę i
kocha ją czy nie, teraz menager i tak nigdy w życiu nie pozwoli na jakikolwiek
skandal. Ale czy to ma jakieś znaczenie? On chyba nawet nie myślał, żeby
kiedykolwiek zostawić… Za bardzo ją kocha.
Ale właśnie.
Kocha?
Kiedyś to
była para nie do rozłączenia i rozdzielenia. Wszędzie razem. Gdzie Zayn to
Perrie. Gdzie Perrie to Zayn. Wszystko wydawało się być takie idealne i
poukładane, ale chyba nie było, skoro Malik tak szybko odwrócił się w stronę
Effy. Mam chęć skopać mu dupę za to co jej zrobił i ciągle robi. W sumie to co im
obu robi, ale wiem, że Effy jest bystrzejsza i widzi co się dzieje, czego chyba
o blondynce nie można powiedzieć… Nadzieja, którą czuje brunetka sama w sobie
jest najgorsza, a tu wszystko na niej się opiera.
-Effy!- Podbiegłem
do dziewczyny, która i tak zaraz by mnie zauważyła, kiedy samochód zniknął za
zakrętem.- Popatrz na mnie.- Jej oczy były przepełnione takim żalem, jakiego
jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem. Zranił ją. Po raz... Cholera on to
ciągle robi. - Effy...- wyszeptałem pocieszająco w jej brązowe włosy, kiedy
wtuliła się we mnie z całej siły. Mogę sobie tylko wyobrażać ile myśli na
sekundę przewija się w jej głowie. Nie wiem co mogę teraz zrobić. Mówią, że samą pomocą jest to, że po prostu
się przy kimś jest, ale czy w tym wypadku i to wystarczy?
-Niall, ja...Proszę
tylko...
-Nikomu nie
powiem.- Tak myślałem, że o to się będzie martwić najbardziej, ale chyba
oczywistym jest, że to powinno zostać między nami. Mam tylko nadzieję, że
paparazzi się tu nie pojawi.- Choć jednej osobie w końcu będziesz musiała
powiedzieć.
-Wiem...-
pokiwała twierdząco głową i odchyliła się delikatnie, żeby popatrzeć w moje
oczy.- Dziękuję Niall.
-Kocham cię
mała.- pocałowałem ją w czoło i skierowaliśmy się z powrotem do taksówki.
* Effy *
To chyba była
najgorsza podróż jaką musiałam przeżyć. Za dużo działo się jak na jeden dzień i
jedyne co teraz chciałam to znaleźć się w swoim pokoju. W mojej głowie cały czas
przewijały się obrazy z wydarzeń, które miały miejsce z 10 minut temu. Byłam
totalną idiotką, że wysiadałam wtedy z tego samochodu. Co mną do cholery
kierowało, że kazałam temu kierowcy się zatrzymać?! Jak mogłam myśleć, iż
cokolwiek może się zmienić, że on zostanie... Jestem po raz kolejny w rozsypce
i pozbieranie się zajmie mi pewnie kolejne kilka tygodni.
-Już
jesteśmy.- Usłyszałam po swojej prawej stronie, a moje serce skurczyło się
sprawiając, że nie mogłam oddychać. Miałam właśnie poznać mamę mojego brata,
która z powodu trudnej sytuacji nie mogła zabrać mnie razem z nim. Ciekawe kim
bym teraz była. Ćpałabym? Kradłabym? Stoczyłabym się na takie dno?
-Będzie
dobrze.- Blondyn posłał w moją stronę uśmiech, który miał dodać mi otuchy, ale
czy teraz cokolwiek mogło dodać mi odwagi, czy cokolwiek mogło mi pomóc? Dopiero
teraz zobaczyłam naszą podobiznę. Choć może nie była duża, ale miał tak samo
brązowe włosy, oczywiście teraz był blondynem, ale to przez to, że pewnie mu
coś odwaliło i je pomalował. Ma niebieski oczy, tak samo jak ja. Nosy mieliśmy
trochę inne, ale i tak było w nich coś
bardzo podobnego. Gdy się uśmiechaliśmy, robiły nam się delikatne zmarszczki
przy policzkach, co u niego akurat wyglądało bardzo słodko czego nie można
powiedzieć o moich. Pamiętam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, a z jego ust
wydobyło się moje imię. To było dziwne i wcześniej tego nie ogarniałam. Gdy tak teraz na to patrzę, brzmiało ono,
jakby wypowiedział je pierwszy raz, tak dokładnie i z wielką czułością. Od
tamtej pory tyle się zmieniło... Abb dokładnie znała powód jego znajomości
mojego imienia, a ja znowu zrobiłam z siebie idiotkę. Kurwa, za dużo już tego! Z
taką myślą wysiadłam z auta, mocno zatrzaskując drzwi. Za mocno. Kierowca
delikatnie się skrzywił na co posłałam mu lekki, przepraszający uśmiech i sama
się zdziwiłam, że uśmiechnęłam się do obcej osoby i to nawet przepraszając go
za coś tak błahego… Co się stało z buntowniczą Effy? Albo to stres albo coś się
dziwnego ze mną dzieje.
-A jak mnie
nie polubi? Wiesz, mój charakter nie należy do przyjaznych.
-Tyle jej o
tobie opowiadałem, niemożliwe, że mogłaby cię nie polubić.- mówił jej o mnie?
To wszystko co robiłam, wszystko przez co przeszłam?- Wie prawie o wszystkim,
ale o tym w co byłaś wplątana jej nie powiedziałem. Wie, że było ci ciężko i
wiele razy mi mówiła, że pokochała cię już całym sercem.
-Effy...- Moje
imię zostało w tym dniu wypowiedziane już z setny raz, ale tym razem zabrzmiało
to jakoś przyjemnie, inaczej. Odwróciłam
się w stronę dobiegającego głosu, a moim oczom ukazała się niewielka postać
starszej kobiety. Miała blond włosy, jak widać chyba każdy uwielbia tu ten
kolor. Niebieskie oczy teraz wyrażały niezdecydowanie, współczucie, niepewność
i nutkę radości. Stała w drzwiach do
domu i wyglądała, jakby nagle zapomniała jak się chodzi. W tym momencie doszła
do mnie myśl, jak bardzo jej potrzebuje i jak strasznie brakuje w moim życiu
jakiejkolwiek mamy. Nie znam jej, nie wiem jak ma na imię, jaka jest z
charakteru, ale czuje, że jest osobą, która miała być w moim życiu od zawsze i
teraz ma na to szansę. Zawsze chciałam mieć mamę. Przychodzić do niej, gdy
chłopak złamał mi serce i płakać w jej
ramionach, gdy wydarzyło sie coś w życiu
radosnego i cieszyć się razem z nią, chciałam, żeby ktoś mnie opieprzył za złe
oceny lub złe zachowanie. Oczywiście do krzyczenia na mnie zawsze ktoś się
znalazł, ale chciałabym, żeby była to właśnie ona- mama, która mi nie była
pisana w życiu. Pamiętam te czasy, gdy jako mała dziewczynka leżałam w łóżku i
czekałam aż uśmiechnięta kobieta wejdzie przez drzwi do mojego pokoju i
usiądzie koło mnie, pogłaszcze mnie po głowie, odgarnie włosy za ucho, a z jej
pięknych, pełnych warg wydostaną się słowa:" Dobranoc księżniczko, kocham
cię." Tak...To nigdy się nie działo i zasypiałam z zaschniętymi łzami na
policzkach. Pragnęłam tego, bo naoglądałam się jakichś pieprzonych bajek, gdzie
właśnie tak robiła idealna mama. To głupie, ale to tej pory cholernie boli...
Nie
wiedziałam co mam teraz zrobić, no bo co robi się w takich sytuacjach?
Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy do czasu, gdy na mojej twarzy pojawił się
delikatny uśmiech. Zagościł on na niej, gdy wyobraziłam sobie, że mogę to teraz
naprawić, mogę mieć mamę. Kobieta na mój nieoczekiwany ruch w końcu
przypomniała sobie jak się chodzi i zbiegła szybko po schodach w moim kierunku.
Gdy znalazła się niedaleko mnie zwolniła niepewnie i rozłożyła ręce w celu
przytulenia mnie. Coś we mnie wtedy pękło i podeszłam szybko w jej kierunku
mocno się wtulając w jej ramiona i jakoś nikt w tym momencie nie pomyślał: „Hej!
Zaraz, kobieto ja cie nawet nie znam” . Żadne słowa nie wychodziły z naszych
ust, ale tak było dobrze. Nie mam pojęcia jak teraz wszystko się potoczy, nikt
nie wie, ale czuje się dobrze, jakby połowa pustki w moim sercu została
wypełniona. Brakuje tylko tej drugiej...
-Ej a ja?
Też chcę być przytulony...- Dopiero teraz ocknęłyśmy się i wyszłyśmy jakby z
jakiegoś transu. Zerknęłyśmy na blondyna który teraz na twarzy miał grymas.
Zaśmiałyśmy się cicho, a kobieta wyciągnęła jedną rękę w jego kierunku na co
chłopak przytulił nas obydwie. Nie wiem czy wiecie jak to jest być spełnionym w
jednym momencie i wypełnionym taką radością, której nigdy nie czuliście w swoim
życiu, ale ja właśnie to czułam.
-Wejdźmy do
środka.- tak zrobiliśmy. Dom wyglądał pięknie. Wszystko było w nim takie
estetyczne, poukładane, każda rzecz miała swoje miejsce. Tak pewnie wyglądało
też jej życie, bo jak wiele osób mówi, to co na zewnątrz odzwierciedla nasze
wnętrze. Nie wiem co mnie zebrało na takie rozmyślenia, ale w dziwny sposób było mi tu dobrze, a
przecież ja żyje w ciągłym bałaganie.
-Napijecie
się czegoś? Kawy, herbaty? A może ciastka? Albo nie, najpierw obiad! Ugotowałam
ulubione danie Nialla...O ! Ale nie wiem czy też to lubisz...Mogę w każdym
razie zrobić coś innego.- zaczęła gorączkowo gestykulować rękami, a mi zrobiło
się tak ciepło w środku, że miałam chęć z powrotem się do niej przytulić.
-Niall
raczej lubi dobre rzeczy, więc chyba nie będzie potrzeby gotowania czegoś
innego.- posłałam zachęcający uśmiech na co kobieta z wdzięcznością odetchnęła.
Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy blacie, gdzie czekały już porozkładane
sztućce i naczynia.
-Jestem Rose,
możesz mi mówić po imieniu.- przedstawiła się nakładając mi na talerz danie.
-Effy...-
powiedziałam mimo tego, że dobrze je znała.
-Wiem
kochanie, smacznego.- i znów ten piękny uśmiech. Obdarowywała mnie nim odkąd
oderwałyśmy się od siebie na podjeździe. Było w nim tyle szczerości, że
zaczęłam jeszcze bardziej zazdrościć Horanowi, że wychował się w prawdziwym
domu.- Mam do ciebie tyle pytań. Chcę wiedzieć o tobie wszystko! Mogłabyś mi
opowiedzieć?
* Harry *
- Ubieraj
się Romeo – rzucił Liam wchodząc jak do siebie i rzucił we mnie moją kurtką.
Jednak ja nawet nie trudziłem się, żeby ją złapać, ponieważ wciąż byłem zajęty
moim wcześniejszym zajęciem będąc nim pochłonięty do reszty.
- Po co? –
spytałem tylko, przyprawiając kotlety które już smażyły się na patelni i z
zachłannością je przewracałem, żeby wszystko wyszło idealnie.
- No jak to
po co? Dzisiaj jest sobota, zapomniałeś? Jedyny dzień, w którym bujamy się po
clubach. Nie mam pojęcia jeszcze gdzie jest Zayn, ale znając życie zaraz tu będzie,
więc musisz się pospieszyć kochaniutki – rzucił przez ramie Liam wygodnie
usadawiając się na kanapie.
- Dzisiaj
nic z tego nie wyjdzie, właśnie szykuję kolację dla mnie i Eff. – Puściłem mu
oczko i zawadzko się uśmiechnąłem chcąc, żeby mi zazdrościł, jednak widząc minę
Liama szybko dodałem - postanowiłem, że zrobię jej niespodziankę może innym
razem, dzisiaj idziecie beze mnie.
- Serio?
Wolisz bawić się w Paskala niż z nami iść? Co z ciebie za facet… - parsknął na
co cicho się zaśmiałem, ale szybko przestałem, ponieważ usłyszałem pukanie do
drzwi i głos Effy.
- Harry?
- O kurwa!
To ona! Nie może tego zobaczyć. – Liam zaczął się śmiać, gdy ja nerwowo krzątałem
się po kuchni. Chciałem to gdzieś schować, ale to byłby totalnie bezsensu. –
Ty! – wskazałem na bruneta. – Musisz ją gdzieś zabrać, wymyśl coś. Cokolwiek
byle by tu nie weszła. – W tym samym momencie chłopakowi już nie było do
śmiechu tylko patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.
- Żartujesz
sobie, prawda?
- No błagam!
Rusz tą zgrabną dupę! – wiercił mnie jeszcze przez chwilę wzorkiem jednak po
chwili głęboko westchnął i słyszałem tylko jak ich głosy za drzwiami maleją,
jakby się oddalały. Uf! Pomyślałem i szybko dorwałem się do garnków bo poczułem
jak coś się przypala. Chooolera!
* Effy *
- Effy? – Z
korytarza wynurzyła się Abby niosąca trzy kieliszki, które zapewne miały być na
nasz dzisiejszy wieczór.
- No… ja –
wyjąkałam zagubiona, bo nawet ja sama nie byłam pewna czy to wszystko jest
autentyczne. Wciąż nie mogłam zrozumieć czemu Liam mnie gdzieś ciągnie za ramie
i nawija mi nerwowo o jakiś pierdołach, które nawet nie mają sensu.
- O! Abby!
Jak miło… To ja już pójdę – powiedział bardzo szybko jakby rzeczywiście się
bardzo cieszył na jej widok. Już odchodził, ale po chwili jeszcze rzucił przez
ramię. - Tylko pamiętaj Eff, żebyś nie wracała do pokoju Harrego, bo wiesz on… Ćwiczy
i mówił żeby nikt mu nie przeszkadzał.
- Ćwiczy? –
spytałam niedowierzając.
- Ta, jogę –
powiedział szybko, krzywo się uśmiechając jakby sam nie chwytał o co chodzi. Podrapał
się nerwowo po karku i odszedł następnie powstrzymując się od śmiechu. Abby
popatrzyła na mnie pytająco i z zażenowaniem, jednak ja tylko wzruszyłam
ramionami.
- I jak jest
już wszystko gotowe? Mogę zamówić nam coś jeszcze do żarcia w jakiejś knajpce
tu blisko – mówiłam idąc z szatynką w stronę pokoju dziewczyn.
- Nie
trzeba, mamy już wszystko. Razem z Elizabeth byłyśmy na zakupach.
- To dobrze,
ja tylko jeszcze skoczę do pokoju Harrego po cichy na przebranie i zaraz będę u
was. – powiedziałam już się oddalając.
Nie pukając już w drzwi postanowiłam je
delikatnie uchylić. - To ja – krzyknęłam zamykając za sobą drzwi. Kuchenny stół
był pięknie przykryty szykownym obrusem w jasno różowe róże, a na nim
znajdowały się przeróżne chyba najsmaczniejsze dania, których nawet nie znałam
nazwy, a na środku stała butelka wina w lodzie.
- Hej – zawołał
anioł, który chyba był najpiękniejszy jakiekolwiek mogłam widzieć. Uśmiechał
się tak szeroko, słodko, a od jego oczy biła taka miłość i radość jak zawsze,
gdy na mnie patrzył.
- Co to? –
spytałam pokazując na stół, szybko uciekając wzrokiem od jego, ponieważ
zrobiłam mu ogromną krzywdę, którą sobie przypomniałam w tym samym momencie,
gdy wyszedł za drzwi. Całowałam się z Zaynem będąc z nim. Kurwa. Ale zaraz, zaraz. Przecież on już wyjechał… Zostawił
mnie z tym całym gównem samą, jak zawsze, więc dlaczego ja miałabym niszczyć
swój cudowny związek dla niego i kolejny raz utrudniać sobie życie przez
niego?! Z pewnością nie zrobił by tego dla mnie.
-
Przygotowałem dla nas kolację – Przybliżył się by mnie pocałować. Z całych sił
starałam się, żeby pocałować go z taką czułością jaką on mnie i z jaką
całowałam go przed tą sytuacją z Zaynem. Ale on nie całował mnie z taką samą
rządzą jak mulat… Z nim było wszystko inne. Zayna pragnęłam bardzo mocno i
nienawidziłam momentu, gdy odłączał nasze usta, a gdy na mnie patrzył miałam
ochotę, aby zerwał ze mnie ubrania. Do Harrego z pewnością nie czułam tego
samego… Zdawałam sobie sprawę, że to uczucie było dużo słabsze od tego, ale ta
miłość była bardziej rzeczywista i realna. Już dawno zrozumiałam, że nigdy w
życiu nie będę parą z Malikiem i nie będzie mi dane cieszyć się jego dłuższą
obecnością, tylko nie mogłam pojąć dlaczego zawsze zapominam o tym, gdy był w
pobliżu. Styles chyba coś wyczuł, ponieważ lekko się skrzywił i popatrzył
głęboko w moje źrenice jakby szukał odpowiedzi na zjadające go od środka
pytania. Szybko uciekłam wzrokiem na stół i delikatnie wyswobodziłam się z jego
objęć.
- Harry… Ja
nie wiedziałam… Umówiłam się już z dziewczynami – wybąkałam i popatrzyłam na
jego twarz przez którą przeszła zmarszczka. – Liam coś wspominał, że idziecie
do klubu… I pomyślałam, że ja też dzisiaj zaszaleje – skłamałam. Liam nic
takiego nie mówił, ale przecież zawsze w weekendy tak robili… Co się tym razem
zmieniło? To, że jest ze mną nie oznacza, że ma rezygnować ze swoich zwyczajów
i rozrywek.
- Ta… Był
tu, odmówiłem mu, ponieważ chciałem ten wieczór spędzić z tobą… Pomyślałem, że
zawsze w soboty robie coś co mi sprawia ogromną przyjemność i tak sobie
pomyślałem, że wolę go spędzić z tobą niż gdziekolwiek wychodzić – powiedział,
ale nie było słychać w jego głosie zdenerwowania tylko rozczarowanie.
- Harry… - westchnęłam
kręcąc głową. – Dobra, zadzwonię do nich i powiem im że nie przyjdę, na pewno
zrozumieją. – Już wyciągałam telefon, gdy brunet szybko wziął go ode mnie.
- Co? Nie, Effy
Wilson masz tam iść i pokazać tym sztywniakom jak się bawić – powiedział szeroko
się uśmiechając i podszedł mnie przytulić. Tak wiem, że w tym momencie i tak
powinnam wziąć telefon i zrobić to co on dla mnie, czyli zrezygnować ze swoich
planów… Ale z jakiś innych powodów wolałam się dzisiaj upić i pragnęłam tylko
obecności moich przyjaciółek. Może wydarzenia z ostatnich chwil tak na mnie
działały.
- Jesteś
pewny? Szkoda by było gdyby te pyszności się zmarnowały – mruknęłam czule gdy
byłam w niego wtulona, dziękując w duchu za to, że on jest dla mnie tak
wyrozumiały.
- No pewnie,
schowam to do lodówki i będzie jutro jak nowe. – Całuję mnie w czoło gdy wtulam
się w niego mocniej. – No już leć, bo zaczną bez ciebie. – Zabrałam swoją torbę
i niektóre ciuchy. – Kocham cię! – Usłyszałam tylko gdy wychodziłam. Oczywiście
nie odpowiedziałam, nie umiałam, przynamniej nie teraz. Kim do cholery bym była
mówiąc mu, że go kocham, gdy jeszcze w tym samym dniu całowałam się z jego
przyjacielem, zwyczajną dziwką. W sumie to i tak już nią byłam.
Dziewczyny
już wszystko przygotowały jak należy, widać było, że są już po trzecim
kieliszku jak potem i tak same mi powiedziały, uważając to za niezwykle
śmieszne, ponieważ zaczęły beze mnie. „ Bez największego pijusa” jak one to
określiły. Nie gniewałam się na nie, a nawet uważałam to za zabawne bo nie
miały o niczym pojęcia, bo najzwyczajniej w świecie im nie powiedziałam, więc
to nie była ich wina, tylko raczej moja. Postanowiłam ich szybko dogonić, a
świat jakoś tak szybko nabrał kolorów i obrotów. No może po chwili już nie było
tak kolorowo jak się zapowiadało…
- Dziewczyny
on mnie już nie kocha! A ja chcę z nim być, a nie mogę bo uważa mnie za jakąś
dziwkę! Mam już dość! – Elizabeth zużyła już chyba całe pudełko chusteczek, ale
żadna z nas nie zamierzała jej tego powiedzieć, wciąż ją głaszczą lub
pocieszając.
- Ty
przynajmniej wiesz, że gdyby ci wybaczył i byś z nim była, traktował by cię
najlepiej jak umiał, a nie wstydził się ciebie przed mediami – załkała Abby.
- Ale co mi
z tego jak on nie chce mnie widzieć na oczy, co?! – Obie popatrzyłyśmy się na
nią z współczuciem. – A ty Effy? Ty masz chłopaka jak marzenie! Kocha cię a ty
jego, jesteście razem tacy szczęśliwi i słodcy! Dlaczego mnie to nie spotkało?!
- Ej Ell!
Skąd wiesz, że jesteśmy tacy szczęśliwi, co? – mi też już powoli stawały łzy w
oczach ze wszystkich uczuć, które zaczęły mnie zgniatać ze wszystkich stron. –
On mnie kocha, ja to wiem, ale ja nie odwzajemniam aż tak uczuć jak on! I
czuję, że go niszczę, on zasługuję na kogoś lepszego niż ja. Wiem, że przy mnie
staję się coraz bardziej chamski i wielbi mnie ponad wszystko, ale co jeśli nam
nie wyjdzie? Co jeśli rozdzieli nas los i jednak zwiąże się z kimś innym?
Myślicie, że on to przetrwa? Bo jakoś tego nie wiedzę… A co jeśli Zayn
uświadomi sobie, że to mnie przez ten cały czas kochał? Myślicie, że będę aż
tak silna, żeby powiedzieć mu „nie tym razem”. Och! Czuję się taka słaba… Ten
sukinsyn zawsze ma nade mną jakąś niewyjaśnioną przewagę! To powinno być
karalne! – Postanowiłam przerwać swój monolog, ponieważ zorientowałam się, że
jakaś cisza tu zapanowała. Popatrzyłam na dziewczyny, które były totalnie w
szoku. Pewnie nigdy nawet nie domyślały się, że tyle emocji we mnie siedzi i
nie umiem sobie z nimi poradzić. Uśmiechnęłam się słabo w ich stronę, a potem
wybuchłam śmiechem, żeby ukryć zmieszanie i wstyd, które panowały w moim
środku. Po chwili wahania dołączyły do mnie.
- A teraz
laski! Uwaga, patrzcie co dla was mam! Dzisiaj palimy zielone! – Sięgnęłam do
torebki po towar.
- Effy
myślałam, że już z tego wyrosłaś! – krzyknęła uciszona Abby, ponieważ w Polsce
gdy byłyśmy w liceum często paliłyśmy to na przeróżnych imprezach i prywatkach.
Jednak teraz wyglądała na ucieszoną gdy to zobaczyła.
-
Dziewczyny… sama nie wiem czy to dobry pomysł… - jąkała się Ell, ale nikt jej
za bardzo nie słuchał. Wzięłam pięć dużych buchów i podałam dalej. Abby wzięła
tyle co ja, a Elizabeth około trzech płytkich.
Zbiegiem
czasu zaczęło nam totalnie odwalać, mówię serio, gdyby psychiatra to widział...
mógłby spokojnie nas wszystkie stąd zabrać. Ell biegała po całym pokoju i
krzyczała: "Jak dobrze być gepardem! Grauu…" Nie wiem co jej się
ubzdurało, ale na tam tą chwilę było to całkiem rzeczywiste i prawie jej uwierzyłam,
że nim jest.
- Abby
widzisz to co ja? Kurwa ona ma ogon! – krzyknęłam przejęta nie na żarty, widząc
już tylko zarys postaci dziewczyny. – Ej my powinnyśmy ją ratować! Może dajmy
jej jakieś antidotum! Masz to! Pij Ell! Pij! – Podstawiłam jej sok przy buzi,
starałam się wszystko robić jak najszybciej jak umiałam, ale ta dzikuska była
tak pochłonięta bycie zwierzęciem, że wszystko wylało się na mnie. Popatrzyłam
ze smutkiem na moją ulubioną bluzkę, ale ona wydawała się niczego nie zauważać,
tylko kręciła się w kółko, żeby "złapać swój ogon", co wyglądało
przekomicznie, ale i tak byłam na nią obrażona. Skrzyżowałam ręce na piersi
robiąc nadąsaną minę i położyłam się koło Abby, która była jakby w innym
świecie. Dziewczyna leżała na środku pokoju w samej bieliźnie z spełnionym
uśmiechem, który był najpiękniejszy jaki u kogoś kiedykolwiek widziałam.. Z
pewnością chciałam do niej dołączyć, bo to wydawał się lepszy świat w którego
ja jeszcze dzisiaj nie widziałam, ale byłam gotowa się w nim zanurzyć po uszy. Jednak
ona gdy tylko wyczuła, że się jej przyglądam zaczęła skręcać się z śmiechu i
czar prysnął. Nie rozumiałam o co jej chodzi, ale skoro ją to śmieszyło, to
musiało być to coś super, więc bez wahania do niej dołączyłam.
Grałyśmy trochę
w butelkę, ale nie udało nam się dotrwać do końca, gdyż Abby wyleciała na
balkon i wykrzyczała jakim debilem jest Justin, dlaczego musi być przez niego
sama, że mu nie daruję i że w ogóle nigdy więcej nie chce go już widzieć. Panie
i panowie czekamy teraz na nagłówki w gazetach. "Zwariowana fanka udaje
jego dziewczynę.", "Totalna wariatka krzyczała na balkonie, że rzuca
Justina Biebera." Nie mogę się doczekać, jak będzie się z tego wykręcał!
Pirce nawet w pewnej chwili chciała iść po nuż i iść do jego pokoju, co było
mega przerażające, ale na szczęście Ell odwróciła jej uwagę.
-Ej!
Dziewczyny! Słyszycie to?- nagle Elizabeth uspokoiła nas swoim krzykiem i
szybko odwróciłyśmy się w jej stronę. Stała na łóżku ze stanikiem na głowie. Miała
cały rozmazany makijaż i podnosiła ręce w geście ucieszenia nas. - Gdzieś jest
wielkie party! Słyszę to! – Jak na zawołanie popatrzyłyśmy się razem na siebie
z Abby i zaczęłyśmy się z niej
podśmiewywać i udałyśmy przed niewidzialnymi ludźmi, że jej nie znamy, ale ona
spiorunowała nas wzrokiem. – No co to za kobyły mi tu mącą moją fale odbioru?
- Ell ty
zdecydowanie nie powinnaś tego jarać… - Abby starła się opanować, ale szło jej
to coraz gorzej, a ja nawet nie próbowałam, wciąż chrztusząc się ze śmiechu.
- Zamknijcie
te ryjki! Słyszę ich! Są blisko! Ej laski… jeeedzieeemy tam! - powiedziała entuzjastycznie walnąwszy się z
całej siły w tyłek. Poczym prychnęła jak koń, zrobiła słynne „ichaaa!” i
udawała tym razem konia. Wzięłyśmy z Abby jeszcze kilka buchów, robiąc
wszystko, żeby Elizabeth nas nie spostrzegła, ponieważ jej już na dzisiaj
wystarczy i wyszłyśmy na zewnątrz.
- Prowadź! –
powiedziałyśmy trzymając się za ręce i dałyśmy szanse się jej wykazać.
-Ty! to musi
być tam! Ell kurde ty to masz łeb! Serio słyszę!- Ab podekscytowana nowym
zadaniem na dzisiaj, a mianowicie podbicia impry sąsiadów pobiegła do drzwi
ciągnąc mnie za sobą, a ja kucnęłam, aby podsłuchać co się dzieje.
-Ej! Ty
Effy, nie tak podbija się imprezy! Co ty tu na siku przyszłaś, że tak kucasz?- Zrobiłam
wielkie oczy i odepchnęła mnie od drzwi.- Patrz na Abby mistrza w akcji!- lekko
nacisnęła na klamkę. Zrobiła to tak, żeby drzwi nie otworzyły się dokładnie, a
dla większego efektu po prostu je kopnęła.
-No siema
ludziska! Jak się bawi londyński akademik?- Wkroczyła pewnym krokiem do pokoju
po czym stanęła jak wryta. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, gdy zobaczyłyśmy
na łóżku obściskującą się parę.- No sorry, sorry...- Ab wycofała się do tyłu z
uniesionymi rekami do góry w geście obronnym poczym zatkała buzię jak małe
dziecko i śmiała się pod nosem.- Tak jakoś wyszło, że pokoje pomyliłyśmy.
Miłego wieczorku życzymy...- wyszłyśmy z pokoju i tarzałyśmy się po podłodze ze
śmiechu i to dosłownie! Wszyscy, którzy przechodzili robili tylko wielkie oczy
i omijali nas szerokim łukiem. Szczerze to nie dziwie im się.
W końcu trafiliśmy
na prawidłowe drzwi i wkroczyłyśmy do środka tanecznym krokiem. Miałam
wrażenie, że co najmniej co piąty chłopak się za nami odwraca, ale to nie miało
znaczenia. Wbiłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy we trójkę seksownie bujać się do
rytmu muzyki, zwracając na siebie uwagę chyba wszystkich zebranych. Jak to
kiedyś często robiła Abby zaczęła wylewać dosłownie na siebie litry wódki, jak
i do buzi, a to, że stałam koło niej chętnie jej w tym towarzyszyłam… więc nic
dziwnego, że po takiej dawce alkoholu wpadłam na taki genialny pomysł, którego
będę żałować.
Wyszłam na
korytarz gdzie muzyka nie pohukiwała aż tak głośno i usiadłam na dywanie opierając
plecy o ścianę, inaczej już dawno bym leżała. Czułam jak ściany dziwnie kołysały
się jakby do bitu piosenki powodując u mnie mdłości. Jednak zebrałam się
resztkami sił i wykręciłam prawidłowy numer w telefonie. Tak bardzo chciałam
usłyszeć jego głos… poczuć jego smak na ustach lub nawet jego obecność,
chciałam go mieć przy sobie teraz, gdy to otoczenie zdawało się mnie
przetłaczać. Zdecydowanie przesadziłam z alkoholem i marihuaną. Odebrał jak
zawsze, po pierwszym sygnale…
- Effy? - W
jego głosie dało się wyczuć nadzieje i nutkę ulgi. A dlaczego ja do niego tak
właściwie dzwonie? A no tak, bo jestem skończoną idiotką.
--------------------------------------------------
Hejo ♥
Rozdział dodany mimo wszystko wcześniej niż planowałam.
Jak Wam się podoba? :* Jak widzicie sprawy między Harrym a Effy się trochę pokomplikowały...
Jak myślicie jak zareaguje Zayn na ten telefon? Ucieszy się?
O tym będzie w następnych częściach ♥
Proszę aby każdy kto to przeczytał go skomentował, choćby nawet kropką.
To byłaby świetna motywacja, naprawdę :)
X.O.X.O