środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 31 : Skończona idiotka






* Niall *


Czułem się, jakbym nie powinien tego widzieć. Jakbym musiał teraz po prostu gdzieś sobie pójść i udawać, że nigdy mnie tu nie było. To była tylko i wyłącznie ich sprawa, ale wreszcie moje oczy otworzyły się dokładnie, jakby wcześniej osłaniała je delikatna mgiełka która była zbudowana ze złudzeń.  Effy była taka zniszczona, taka tym wszystkim zmęczona, a ja widzę to dopiero teraz w tak pełnym świetle. Niczym sobie nie zasłużyła na coś takiego, na takie gówno które je otacza, ale chyba żadne z nas nie może nic na to poradzić choć tak bardzo chcielibyśmy. Zayn ma dziewczynę i kocha ją czy nie, teraz menager i tak nigdy w życiu nie pozwoli na jakikolwiek skandal. Ale czy to ma jakieś znaczenie? On chyba nawet nie myślał, żeby kiedykolwiek zostawić… Za bardzo ją kocha.
Ale właśnie. Kocha?
Kiedyś to była para nie do rozłączenia i rozdzielenia. Wszędzie razem. Gdzie Zayn to Perrie. Gdzie Perrie to Zayn. Wszystko wydawało się być takie idealne i poukładane, ale chyba nie było, skoro Malik tak szybko odwrócił się w stronę Effy. Mam chęć skopać mu dupę za to co jej zrobił i ciągle robi. W sumie to co im obu robi, ale wiem, że Effy jest bystrzejsza i widzi co się dzieje, czego chyba o blondynce nie można powiedzieć… Nadzieja, którą czuje brunetka sama w sobie jest najgorsza, a tu wszystko na niej się opiera.
-Effy!- Podbiegłem do dziewczyny, która i tak zaraz by mnie zauważyła, kiedy samochód zniknął za zakrętem.- Popatrz na mnie.- Jej oczy były przepełnione takim żalem, jakiego jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem. Zranił ją. Po raz... Cholera on to ciągle robi. - Effy...- wyszeptałem pocieszająco w jej brązowe włosy, kiedy wtuliła się we mnie z całej siły. Mogę sobie tylko wyobrażać ile myśli na sekundę przewija się w jej głowie. Nie wiem co mogę teraz zrobić.  Mówią, że samą pomocą jest to, że po prostu się przy kimś jest, ale czy w tym wypadku i to wystarczy?
-Niall, ja...Proszę tylko...
-Nikomu nie powiem.- Tak myślałem, że o to się będzie martwić najbardziej, ale chyba oczywistym jest, że to powinno zostać między nami. Mam tylko nadzieję, że paparazzi się tu nie pojawi.- Choć jednej osobie w końcu będziesz musiała powiedzieć.
-Wiem...- pokiwała twierdząco głową i odchyliła się delikatnie, żeby popatrzeć w moje oczy.- Dziękuję Niall.
-Kocham cię mała.- pocałowałem ją w czoło i skierowaliśmy się z powrotem do taksówki.



* Effy *


To chyba była najgorsza podróż jaką musiałam przeżyć. Za dużo działo się jak na jeden dzień i jedyne co teraz chciałam to znaleźć się w swoim pokoju. W mojej głowie cały czas przewijały się obrazy z wydarzeń, które miały miejsce z 10 minut temu. Byłam totalną idiotką, że wysiadałam wtedy z tego samochodu. Co mną do cholery kierowało, że kazałam temu kierowcy się zatrzymać?! Jak mogłam myśleć, iż cokolwiek może się zmienić, że on zostanie... Jestem po raz kolejny w rozsypce i pozbieranie się zajmie mi pewnie kolejne kilka tygodni.
-Już jesteśmy.- Usłyszałam po swojej prawej stronie, a moje serce skurczyło się sprawiając, że nie mogłam oddychać. Miałam właśnie poznać mamę mojego brata, która z powodu trudnej sytuacji nie mogła zabrać mnie razem z nim. Ciekawe kim bym teraz była. Ćpałabym? Kradłabym? Stoczyłabym się na takie dno?
-Będzie dobrze.- Blondyn posłał w moją stronę uśmiech, który miał dodać mi otuchy, ale czy teraz cokolwiek mogło dodać mi odwagi, czy cokolwiek mogło mi pomóc? Dopiero teraz zobaczyłam naszą podobiznę. Choć może nie była duża, ale miał tak samo brązowe włosy, oczywiście teraz był blondynem, ale to przez to, że pewnie mu coś odwaliło i je pomalował. Ma niebieski oczy, tak samo jak ja. Nosy mieliśmy trochę inne, ale i tak było  w nich coś bardzo podobnego. Gdy się uśmiechaliśmy, robiły nam się delikatne zmarszczki przy policzkach, co u niego akurat wyglądało bardzo słodko czego nie można powiedzieć o moich. Pamiętam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, a z jego ust wydobyło się moje imię. To było dziwne i wcześniej tego nie ogarniałam.  Gdy tak teraz na to patrzę, brzmiało ono, jakby wypowiedział je pierwszy raz, tak dokładnie i z wielką czułością. Od tamtej pory tyle się zmieniło... Abb dokładnie znała powód jego znajomości mojego imienia, a ja znowu zrobiłam z siebie idiotkę. Kurwa, za dużo już tego! Z taką myślą wysiadłam z auta, mocno zatrzaskując drzwi. Za mocno. Kierowca delikatnie się skrzywił na co posłałam mu lekki, przepraszający uśmiech i sama się zdziwiłam, że uśmiechnęłam się do obcej osoby i to nawet przepraszając go za coś tak błahego… Co się stało z buntowniczą Effy? Albo to stres albo coś się dziwnego ze mną dzieje. 
-A jak mnie nie polubi? Wiesz, mój charakter nie należy do przyjaznych.
-Tyle jej o tobie opowiadałem, niemożliwe, że mogłaby cię nie polubić.- mówił jej o mnie? To wszystko co robiłam, wszystko przez co przeszłam?- Wie prawie o wszystkim, ale o tym w co byłaś wplątana jej nie powiedziałem. Wie, że było ci ciężko i wiele razy mi mówiła, że pokochała cię już całym sercem.
-Effy...- Moje imię zostało w tym dniu wypowiedziane już z setny raz, ale tym razem zabrzmiało to jakoś przyjemnie, inaczej.  Odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu, a moim oczom ukazała się niewielka postać starszej kobiety. Miała blond włosy, jak widać chyba każdy uwielbia tu ten kolor. Niebieskie oczy teraz wyrażały niezdecydowanie, współczucie, niepewność i nutkę radości.  Stała w drzwiach do domu i wyglądała, jakby nagle zapomniała jak się chodzi. W tym momencie doszła do mnie myśl, jak bardzo jej potrzebuje i jak strasznie brakuje w moim życiu jakiejkolwiek mamy. Nie znam jej, nie wiem jak ma na imię, jaka jest z charakteru, ale czuje, że jest osobą, która miała być w moim życiu od zawsze i teraz ma na to szansę. Zawsze chciałam mieć mamę. Przychodzić do niej, gdy chłopak złamał  mi serce i płakać w jej ramionach,  gdy wydarzyło sie coś w życiu radosnego i cieszyć się razem z nią, chciałam, żeby ktoś mnie opieprzył za złe oceny lub złe zachowanie. Oczywiście do krzyczenia na mnie zawsze ktoś się znalazł, ale chciałabym, żeby była to właśnie ona- mama, która mi nie była pisana w życiu. Pamiętam te czasy, gdy jako mała dziewczynka leżałam w łóżku i czekałam aż uśmiechnięta kobieta wejdzie przez drzwi do mojego pokoju i usiądzie koło mnie, pogłaszcze mnie po głowie, odgarnie włosy za ucho, a z jej pięknych, pełnych warg wydostaną się słowa:" Dobranoc księżniczko, kocham cię." Tak...To nigdy się nie działo i zasypiałam z zaschniętymi łzami na policzkach. Pragnęłam tego, bo naoglądałam się jakichś pieprzonych bajek, gdzie właśnie tak robiła idealna mama. To głupie, ale to tej pory cholernie boli...

Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, no bo co robi się w takich sytuacjach? Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy do czasu, gdy na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zagościł on na niej, gdy wyobraziłam sobie, że mogę to teraz naprawić, mogę mieć mamę. Kobieta na mój nieoczekiwany ruch w końcu przypomniała sobie jak się chodzi i zbiegła szybko po schodach w moim kierunku. Gdy znalazła się niedaleko mnie zwolniła niepewnie i rozłożyła ręce w celu przytulenia mnie. Coś we mnie wtedy pękło i podeszłam szybko w jej kierunku mocno się wtulając w jej ramiona i jakoś nikt w tym momencie nie pomyślał: „Hej! Zaraz, kobieto ja cie nawet nie znam” . Żadne słowa nie wychodziły z naszych ust, ale tak było dobrze. Nie mam pojęcia jak teraz wszystko się potoczy, nikt nie wie, ale czuje się dobrze, jakby połowa pustki w moim sercu została wypełniona. Brakuje tylko tej drugiej...
-Ej a ja? Też chcę być przytulony...- Dopiero teraz ocknęłyśmy się i wyszłyśmy jakby z jakiegoś transu. Zerknęłyśmy na blondyna który teraz na twarzy miał grymas. Zaśmiałyśmy się cicho, a kobieta wyciągnęła jedną rękę w jego kierunku na co chłopak przytulił nas obydwie. Nie wiem czy wiecie jak to jest być spełnionym w jednym momencie i wypełnionym taką radością, której nigdy nie czuliście w swoim życiu, ale ja właśnie to czułam.
-Wejdźmy do środka.- tak zrobiliśmy. Dom wyglądał pięknie. Wszystko było w nim takie estetyczne, poukładane, każda rzecz miała swoje miejsce. Tak pewnie wyglądało też jej życie, bo jak wiele osób mówi, to co na zewnątrz odzwierciedla nasze wnętrze. Nie wiem co mnie zebrało na takie rozmyślenia,  ale w dziwny sposób było mi tu dobrze, a przecież ja żyje w ciągłym bałaganie.
-Napijecie się czegoś? Kawy, herbaty? A może ciastka? Albo nie, najpierw obiad! Ugotowałam ulubione danie Nialla...O ! Ale nie wiem czy też to lubisz...Mogę w każdym razie zrobić coś innego.- zaczęła gorączkowo gestykulować rękami, a mi zrobiło się tak ciepło w środku, że miałam chęć z powrotem się do niej przytulić.
-Niall raczej lubi dobre rzeczy, więc chyba nie będzie potrzeby gotowania czegoś innego.- posłałam zachęcający uśmiech na co kobieta z wdzięcznością odetchnęła. Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy blacie, gdzie czekały już porozkładane sztućce i naczynia.
-Jestem Rose, możesz mi mówić po imieniu.- przedstawiła się nakładając mi na talerz danie.
-Effy...- powiedziałam mimo tego, że dobrze je znała.
-Wiem kochanie, smacznego.- i znów ten piękny uśmiech. Obdarowywała mnie nim odkąd oderwałyśmy się od siebie na podjeździe. Było w nim tyle szczerości, że zaczęłam jeszcze bardziej zazdrościć Horanowi, że wychował się w prawdziwym domu.- Mam do ciebie tyle pytań. Chcę wiedzieć o tobie wszystko! Mogłabyś mi opowiedzieć?



* Harry *


- Ubieraj się Romeo – rzucił Liam wchodząc jak do siebie i rzucił we mnie moją kurtką. Jednak ja nawet nie trudziłem się, żeby ją złapać, ponieważ wciąż byłem zajęty moim wcześniejszym zajęciem będąc nim pochłonięty do reszty.
- Po co? – spytałem tylko, przyprawiając kotlety które już smażyły się na patelni i z zachłannością je przewracałem, żeby wszystko wyszło idealnie.
- No jak to po co? Dzisiaj jest sobota, zapomniałeś? Jedyny dzień, w którym bujamy się po clubach. Nie mam pojęcia jeszcze gdzie jest Zayn, ale znając życie zaraz tu będzie, więc musisz się pospieszyć kochaniutki – rzucił przez ramie Liam wygodnie usadawiając się na kanapie.
- Dzisiaj nic z tego nie wyjdzie, właśnie szykuję kolację dla mnie i Eff. – Puściłem mu oczko i zawadzko się uśmiechnąłem chcąc, żeby mi zazdrościł, jednak widząc minę Liama szybko dodałem - postanowiłem, że zrobię jej niespodziankę może innym razem, dzisiaj idziecie beze mnie.
- Serio? Wolisz bawić się w Paskala niż z nami iść? Co z ciebie za facet… - parsknął na co cicho się zaśmiałem, ale szybko przestałem, ponieważ usłyszałem pukanie do drzwi i głos Effy.
- Harry?
- O kurwa! To ona! Nie może tego zobaczyć. – Liam zaczął się śmiać, gdy ja nerwowo krzątałem się po kuchni. Chciałem to gdzieś schować, ale to byłby totalnie bezsensu. – Ty! – wskazałem na bruneta. – Musisz ją gdzieś zabrać, wymyśl coś. Cokolwiek byle by tu nie weszła. – W tym samym momencie chłopakowi już nie było do śmiechu tylko patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.
- Żartujesz sobie, prawda?
- No błagam! Rusz tą zgrabną dupę! – wiercił mnie jeszcze przez chwilę wzorkiem jednak po chwili głęboko westchnął i słyszałem tylko jak ich głosy za drzwiami maleją, jakby się oddalały. Uf! Pomyślałem i szybko dorwałem się do garnków bo poczułem jak coś się przypala. Chooolera!



Effy *


- Effy? – Z korytarza wynurzyła się Abby niosąca trzy kieliszki, które zapewne miały być na nasz dzisiejszy wieczór.
- No… ja – wyjąkałam zagubiona, bo nawet ja sama nie byłam pewna czy to wszystko jest autentyczne. Wciąż nie mogłam zrozumieć czemu Liam mnie gdzieś ciągnie za ramie i nawija mi nerwowo o jakiś pierdołach, które nawet nie mają sensu.
- O! Abby! Jak miło… To ja już pójdę – powiedział bardzo szybko jakby rzeczywiście się bardzo cieszył na jej widok. Już odchodził, ale po chwili jeszcze rzucił przez ramię. - Tylko pamiętaj Eff, żebyś nie wracała do pokoju Harrego, bo wiesz on… Ćwiczy i mówił żeby nikt mu nie przeszkadzał.
- Ćwiczy? – spytałam niedowierzając.
- Ta, jogę – powiedział szybko, krzywo się uśmiechając jakby sam nie chwytał o co chodzi. Podrapał się nerwowo po karku i odszedł następnie powstrzymując się od śmiechu. Abby popatrzyła na mnie pytająco i z zażenowaniem, jednak ja tylko wzruszyłam ramionami.
- I jak jest już wszystko gotowe? Mogę zamówić nam coś jeszcze do żarcia w jakiejś knajpce tu blisko – mówiłam idąc z szatynką w stronę pokoju dziewczyn.
- Nie trzeba, mamy już wszystko. Razem z Elizabeth byłyśmy na zakupach.
- To dobrze, ja tylko jeszcze skoczę do pokoju Harrego po cichy na przebranie i zaraz będę u was. – powiedziałam już się oddalając.
 Nie pukając już w drzwi postanowiłam je delikatnie uchylić. - To ja – krzyknęłam zamykając za sobą drzwi. Kuchenny stół był pięknie przykryty szykownym obrusem w jasno różowe róże, a na nim znajdowały się przeróżne chyba najsmaczniejsze dania, których nawet nie znałam nazwy, a na środku stała butelka wina w lodzie.
- Hej – zawołał anioł, który chyba był najpiękniejszy jakiekolwiek mogłam widzieć. Uśmiechał się tak szeroko, słodko, a od jego oczy biła taka miłość i radość jak zawsze, gdy na mnie patrzył.
- Co to? – spytałam pokazując na stół, szybko uciekając wzrokiem od jego, ponieważ zrobiłam mu ogromną krzywdę, którą sobie przypomniałam w tym samym momencie, gdy wyszedł za drzwi. Całowałam się z Zaynem będąc z nim. Kurwa.  Ale zaraz, zaraz. Przecież on już wyjechał… Zostawił mnie z tym całym gównem samą, jak zawsze, więc dlaczego ja miałabym niszczyć swój cudowny związek dla niego i kolejny raz utrudniać sobie życie przez niego?! Z pewnością nie zrobił by tego dla mnie.
- Przygotowałem dla nas kolację – Przybliżył się by mnie pocałować. Z całych sił starałam się, żeby pocałować go z taką czułością jaką on mnie i z jaką całowałam go przed tą sytuacją z Zaynem. Ale on nie całował mnie z taką samą rządzą jak mulat… Z nim było wszystko inne. Zayna pragnęłam bardzo mocno i nienawidziłam momentu, gdy odłączał nasze usta, a gdy na mnie patrzył miałam ochotę, aby zerwał ze mnie ubrania. Do Harrego z pewnością nie czułam tego samego… Zdawałam sobie sprawę, że to uczucie było dużo słabsze od tego, ale ta miłość była bardziej rzeczywista i realna. Już dawno zrozumiałam, że nigdy w życiu nie będę parą z Malikiem i nie będzie mi dane cieszyć się jego dłuższą obecnością, tylko nie mogłam pojąć dlaczego zawsze zapominam o tym, gdy był w pobliżu. Styles chyba coś wyczuł, ponieważ lekko się skrzywił i popatrzył głęboko w moje źrenice jakby szukał odpowiedzi na zjadające go od środka pytania. Szybko uciekłam wzrokiem na stół i delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć.
- Harry… Ja nie wiedziałam… Umówiłam się już z dziewczynami – wybąkałam i popatrzyłam na jego twarz przez którą przeszła zmarszczka. – Liam coś wspominał, że idziecie do klubu… I pomyślałam, że ja też dzisiaj zaszaleje – skłamałam. Liam nic takiego nie mówił, ale przecież zawsze w weekendy tak robili… Co się tym razem zmieniło? To, że jest ze mną nie oznacza, że ma rezygnować ze swoich zwyczajów i rozrywek.
- Ta… Był tu, odmówiłem mu, ponieważ chciałem ten wieczór spędzić z tobą… Pomyślałem, że zawsze w soboty robie coś co mi sprawia ogromną przyjemność i tak sobie pomyślałem, że wolę go spędzić z tobą niż gdziekolwiek wychodzić – powiedział, ale nie było słychać w jego głosie zdenerwowania tylko rozczarowanie.
- Harry… - westchnęłam kręcąc głową. – Dobra, zadzwonię do nich i powiem im że nie przyjdę, na pewno zrozumieją. – Już wyciągałam telefon, gdy brunet szybko wziął go ode mnie.
- Co? Nie, Effy Wilson masz tam iść i pokazać tym sztywniakom jak się bawić – powiedział szeroko się uśmiechając i podszedł mnie przytulić. Tak wiem, że w tym momencie i tak powinnam wziąć telefon i zrobić to co on dla mnie, czyli zrezygnować ze swoich planów… Ale z jakiś innych powodów wolałam się dzisiaj upić i pragnęłam tylko obecności moich przyjaciółek. Może wydarzenia z ostatnich chwil tak na mnie działały. 
- Jesteś pewny? Szkoda by było gdyby te pyszności się zmarnowały – mruknęłam czule gdy byłam w niego wtulona, dziękując w duchu za to, że on jest dla mnie tak wyrozumiały.
- No pewnie, schowam to do lodówki i będzie jutro jak nowe. – Całuję mnie w czoło gdy wtulam się w niego mocniej. – No już leć, bo zaczną bez ciebie. – Zabrałam swoją torbę i niektóre ciuchy. – Kocham cię! – Usłyszałam tylko gdy wychodziłam. Oczywiście nie odpowiedziałam, nie umiałam, przynamniej nie teraz. Kim do cholery bym była mówiąc mu, że go kocham, gdy jeszcze w tym samym dniu całowałam się z jego przyjacielem, zwyczajną dziwką. W sumie to i tak już nią byłam.
Dziewczyny już wszystko przygotowały jak należy, widać było, że są już po trzecim kieliszku jak potem i tak same mi powiedziały, uważając to za niezwykle śmieszne, ponieważ zaczęły beze mnie. „ Bez największego pijusa” jak one to określiły. Nie gniewałam się na nie, a nawet uważałam to za zabawne bo nie miały o niczym pojęcia, bo najzwyczajniej w świecie im nie powiedziałam, więc to nie była ich wina, tylko raczej moja. Postanowiłam ich szybko dogonić, a świat jakoś tak szybko nabrał kolorów i obrotów. No może po chwili już nie było tak kolorowo jak się zapowiadało…
- Dziewczyny on mnie już nie kocha! A ja chcę z nim być, a nie mogę bo uważa mnie za jakąś dziwkę! Mam już dość! – Elizabeth zużyła już chyba całe pudełko chusteczek, ale żadna z nas nie zamierzała jej tego powiedzieć, wciąż ją głaszczą lub pocieszając.
- Ty przynajmniej wiesz, że gdyby ci wybaczył i byś z nim była, traktował by cię najlepiej jak umiał, a nie wstydził się ciebie przed mediami – załkała Abby.
- Ale co mi z tego jak on nie chce mnie widzieć na oczy, co?! – Obie popatrzyłyśmy się na nią z współczuciem. – A ty Effy? Ty masz chłopaka jak marzenie! Kocha cię a ty jego, jesteście razem tacy szczęśliwi i słodcy! Dlaczego mnie to nie spotkało?!
- Ej Ell! Skąd wiesz, że jesteśmy tacy szczęśliwi, co? – mi też już powoli stawały łzy w oczach ze wszystkich uczuć, które zaczęły mnie zgniatać ze wszystkich stron. – On mnie kocha, ja to wiem, ale ja nie odwzajemniam aż tak uczuć jak on! I czuję, że go niszczę, on zasługuję na kogoś lepszego niż ja. Wiem, że przy mnie staję się coraz bardziej chamski i wielbi mnie ponad wszystko, ale co jeśli nam nie wyjdzie? Co jeśli rozdzieli nas los i jednak zwiąże się z kimś innym? Myślicie, że on to przetrwa? Bo jakoś tego nie wiedzę… A co jeśli Zayn uświadomi sobie, że to mnie przez ten cały czas kochał? Myślicie, że będę aż tak silna, żeby powiedzieć mu „nie tym razem”. Och! Czuję się taka słaba… Ten sukinsyn zawsze ma nade mną jakąś niewyjaśnioną przewagę! To powinno być karalne! – Postanowiłam przerwać swój monolog, ponieważ zorientowałam się, że jakaś cisza tu zapanowała. Popatrzyłam na dziewczyny, które były totalnie w szoku. Pewnie nigdy nawet nie domyślały się, że tyle emocji we mnie siedzi i nie umiem sobie z nimi poradzić. Uśmiechnęłam się słabo w ich stronę, a potem wybuchłam śmiechem, żeby ukryć zmieszanie i wstyd, które panowały w moim środku. Po chwili wahania dołączyły do mnie.
- A teraz laski! Uwaga, patrzcie co dla was mam! Dzisiaj palimy zielone! – Sięgnęłam do torebki po towar.
- Effy myślałam, że już z tego wyrosłaś! – krzyknęła uciszona Abby, ponieważ w Polsce gdy byłyśmy w liceum często paliłyśmy to na przeróżnych imprezach i prywatkach. Jednak teraz wyglądała na ucieszoną gdy to zobaczyła.
- Dziewczyny… sama nie wiem czy to dobry pomysł… - jąkała się Ell, ale nikt jej za bardzo nie słuchał. Wzięłam pięć dużych buchów i podałam dalej. Abby wzięła tyle co ja, a Elizabeth około trzech płytkich.

Zbiegiem czasu zaczęło nam totalnie odwalać, mówię serio, gdyby psychiatra to widział... mógłby spokojnie nas wszystkie stąd zabrać. Ell biegała po całym pokoju i krzyczała: "Jak dobrze być gepardem! Grauu…" Nie wiem co jej się ubzdurało, ale na tam tą chwilę było to całkiem rzeczywiste i prawie jej uwierzyłam, że nim jest.
- Abby widzisz to co ja? Kurwa ona ma ogon! – krzyknęłam przejęta nie na żarty, widząc już tylko zarys postaci dziewczyny. – Ej my powinnyśmy ją ratować! Może dajmy jej jakieś antidotum! Masz to! Pij Ell! Pij! – Podstawiłam jej sok przy buzi, starałam się wszystko robić jak najszybciej jak umiałam, ale ta dzikuska była tak pochłonięta bycie zwierzęciem, że wszystko wylało się na mnie. Popatrzyłam ze smutkiem na moją ulubioną bluzkę, ale ona wydawała się niczego nie zauważać, tylko kręciła się w kółko, żeby "złapać swój ogon", co wyglądało przekomicznie, ale i tak byłam na nią obrażona. Skrzyżowałam ręce na piersi robiąc nadąsaną minę i położyłam się koło Abby, która była jakby w innym świecie. Dziewczyna leżała na środku pokoju w samej bieliźnie z spełnionym uśmiechem, który był najpiękniejszy jaki u kogoś kiedykolwiek widziałam.. Z pewnością chciałam do niej dołączyć, bo to wydawał się lepszy świat w którego ja jeszcze dzisiaj nie widziałam, ale byłam gotowa się w nim zanurzyć po uszy. Jednak ona gdy tylko wyczuła, że się jej przyglądam zaczęła skręcać się z śmiechu i czar prysnął. Nie rozumiałam o co jej chodzi, ale skoro ją to śmieszyło, to musiało być to coś super, więc bez wahania do niej dołączyłam.
Grałyśmy trochę w butelkę, ale nie udało nam się dotrwać do końca, gdyż Abby wyleciała na balkon i wykrzyczała jakim debilem jest Justin, dlaczego musi być przez niego sama, że mu nie daruję i że w ogóle nigdy więcej nie chce go już widzieć. Panie i panowie czekamy teraz na nagłówki w gazetach. "Zwariowana fanka udaje jego dziewczynę.", "Totalna wariatka krzyczała na balkonie, że rzuca Justina Biebera." Nie mogę się doczekać, jak będzie się z tego wykręcał! Pirce nawet w pewnej chwili chciała iść po nuż i iść do jego pokoju, co było mega przerażające, ale na szczęście Ell odwróciła jej uwagę.
-Ej! Dziewczyny! Słyszycie to?- nagle Elizabeth uspokoiła nas swoim krzykiem i szybko odwróciłyśmy się w jej stronę. Stała na łóżku ze stanikiem na głowie. Miała cały rozmazany makijaż i podnosiła ręce w geście ucieszenia nas. - Gdzieś jest wielkie party! Słyszę to! – Jak na zawołanie popatrzyłyśmy się razem na siebie z Abby i  zaczęłyśmy się z niej podśmiewywać i udałyśmy przed niewidzialnymi ludźmi, że jej nie znamy, ale ona spiorunowała nas wzrokiem. – No co to za kobyły mi tu mącą moją fale odbioru?
- Ell ty zdecydowanie nie powinnaś tego jarać… - Abby starła się opanować, ale szło jej to coraz gorzej, a ja nawet nie próbowałam, wciąż chrztusząc się ze śmiechu.
- Zamknijcie te ryjki! Słyszę ich! Są blisko! Ej laski… jeeedzieeemy tam! -  powiedziała entuzjastycznie walnąwszy się z całej siły w tyłek. Poczym prychnęła jak koń, zrobiła słynne „ichaaa!” i udawała tym razem konia. Wzięłyśmy z Abby jeszcze kilka buchów, robiąc wszystko, żeby Elizabeth nas nie spostrzegła, ponieważ jej już na dzisiaj wystarczy i wyszłyśmy na zewnątrz.
- Prowadź! – powiedziałyśmy trzymając się za ręce i dałyśmy szanse się jej wykazać.
-Ty! to musi być tam! Ell kurde ty to masz łeb! Serio słyszę!- Ab podekscytowana nowym zadaniem na dzisiaj, a mianowicie podbicia impry sąsiadów pobiegła do drzwi ciągnąc mnie za sobą, a ja kucnęłam, aby podsłuchać co się dzieje.
-Ej! Ty Effy, nie tak podbija się imprezy! Co ty tu na siku przyszłaś, że tak kucasz?- Zrobiłam wielkie oczy i odepchnęła mnie od drzwi.- Patrz na Abby mistrza w akcji!- lekko nacisnęła na klamkę. Zrobiła to tak, żeby drzwi nie otworzyły się dokładnie, a dla większego efektu po prostu je kopnęła.
-No siema ludziska! Jak się bawi londyński akademik?- Wkroczyła pewnym krokiem do pokoju po czym stanęła jak wryta. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, gdy zobaczyłyśmy na łóżku obściskującą się parę.- No sorry, sorry...- Ab wycofała się do tyłu z uniesionymi rekami do góry w geście obronnym poczym zatkała buzię jak małe dziecko i śmiała się pod nosem.- Tak jakoś wyszło, że pokoje pomyliłyśmy. Miłego wieczorku życzymy...- wyszłyśmy z pokoju i tarzałyśmy się po podłodze ze śmiechu i to dosłownie! Wszyscy, którzy przechodzili robili tylko wielkie oczy i omijali nas szerokim łukiem. Szczerze to nie dziwie im się.
W końcu trafiliśmy na prawidłowe drzwi i wkroczyłyśmy do środka tanecznym krokiem. Miałam wrażenie, że co najmniej co piąty chłopak się za nami odwraca, ale to nie miało znaczenia. Wbiłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy we trójkę seksownie bujać się do rytmu muzyki, zwracając na siebie uwagę chyba wszystkich zebranych. Jak to kiedyś często robiła Abby zaczęła wylewać dosłownie na siebie litry wódki, jak i do buzi, a to, że stałam koło niej chętnie jej w tym towarzyszyłam… więc nic dziwnego, że po takiej dawce alkoholu wpadłam na taki genialny pomysł, którego będę żałować.
Wyszłam na korytarz gdzie muzyka nie pohukiwała aż tak głośno i usiadłam na dywanie opierając plecy o ścianę, inaczej już dawno bym leżała. Czułam jak ściany dziwnie kołysały się jakby do bitu piosenki powodując u mnie mdłości. Jednak zebrałam się resztkami sił i wykręciłam prawidłowy numer w telefonie. Tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos… poczuć jego smak na ustach lub nawet jego obecność, chciałam go mieć przy sobie teraz, gdy to otoczenie zdawało się mnie przetłaczać. Zdecydowanie przesadziłam z alkoholem i marihuaną. Odebrał jak zawsze, po pierwszym sygnale…

- Effy? - W jego głosie dało się wyczuć nadzieje i nutkę ulgi. A dlaczego ja do niego tak właściwie dzwonie? A no tak, bo jestem skończoną idiotką. 


--------------------------------------------------


Hejo ♥
Rozdział dodany mimo wszystko wcześniej niż planowałam. 
Jak Wam się podoba? :* Jak widzicie sprawy między Harrym a Effy się trochę pokomplikowały... 
Jak myślicie jak zareaguje Zayn na ten telefon? Ucieszy się?
O tym będzie w następnych częściach ♥
Proszę aby każdy kto to przeczytał go skomentował, choćby nawet kropką.
 To byłaby świetna motywacja, naprawdę :) 

X.O.X.O 

środa, 14 maja 2014

Rozdział 30 : Nie odchodź...






- Zrobię to, ale pod pewnym warunkiem… ty odkręcisz tę swoją wyimaginowaną ciąże…



- Jasne, ona była mi potrzebna tylko do tego, żebyś nie zapominała z kim masz do czynienia i trochę namieszała w twoim życiu, to wszystko. – powiedziała wciąż szczerząc się jak wariatka, jakby miała jakiś poważny powód do tego, a najdziwniejsze było to, że ani razu nie widziałam jej z inną mimiką twarzy. To była wiecznie chodząca „królowa ”.
- I tak ci nie uwierzyłam. – odgryzłam się powstrzymując siebie od uderzania jej prosto w tę piękną buźkę.
- Ale ona tak. – wskazała na Perrie, która rozmawiała z innymi gwiazdami, ale było coś w niej smutnego i przygnębiającego, jakby coś ją męczyło od środka. Przyznaję, że w tam tym momencie nawet mi się jej trochę żal zrobiło, ale gdy tylko przypomniałam sobie o pierścionku widniejącym na jej dłoni, który na początku należał do mnie i o Effliku szybko zmieniłam zdanie.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tej cholernej liście? Masz tak dużo ludzi w swojej grupie, oni także mogą ci przynieść ten towar. – powiedziałam już wykończona tą całą sprawą. Podeszła do mnie na tych swoich wręcz kościstych nogach na szpilkach i szepnęła.
- Przynieść to jutro do mojego clubu, a się dowiesz. – puściła mi oczko, rozglądnęła się dokoła i jakby nigdy nic, odeszła.

Następnego dnia obudziłam się na łóżku wtulona w Hazze, który strasznie głośno i słodko chrapał, nie wiem jak ja to wytrzymam w przyszłości. Dzisiaj mi to mi nie przeszkadzało, ponieważ wczoraj wróciliśmy bardzo późno i byłam padnięta, dlatego też zatrzymałam się u niego. Oczywiście nic między nami nie zaszło, jesteśmy ze sobą dopiero od wczoraj, więc to byłaby lekka przesada. Wiem, że z Malikiem było zupełnie na odwrót, ale to Harry, a nie Zayn. To jest ustabilizowany związek, a przynajmniej tak mi się wydaję. Gdy tak leżałam przypomniało mi się jak kiedyś też zasnęłam razem z Harrym na jednym łóżku, nie miałam pojęcia, że to on, bo leżałam tyłem i go skopałam, ale wtedy… czekała na mnie miła niespodzianka na podłodze w postaci – Zayna. Teraz na pewno go tam nie ma, nawet przez sekundę byłam gotowa to sprawdzić, ale zaraz parsknęłam śmiechem z mojej głupoty, to i tak nie obudziło słodko śpiącego loczka. Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć i poszłam na balkon zapalić. Z Harrym, było zupełnie inaczej… Patrzył na mnie tak jakbym była siódmym niebem, czymś ukochanym i niemal nierealnym. To było dla mnie coś nowego, wiedziałam, że Zayn mnie kocha i to jeszcze jak, ale on tego nie okazywał, a Harry… Harry mówił wprost o sowich uczuciach i nawet przeróżnych filozoficznych myślach, które nie dawały mu spokoju i bardzo często nawet totalnie nie miały sensu i mnie przerażały. Na samą myśl o tym parsknęłam niepohamowanym śmiechem i wyrzuciłam niedopałek za balkon. Pewnie z boku ktoś, kto by mnie zobaczył, pomyślałbym, że się czymś naćpałam. Może i się naćpałam, ale chyba czymś innym…

Nagle zaspany Styles wyłonił się za drzwi balkonowych. Był w samych bokserkach, ale jak widać nie przeszkadzał mu ten fakt, że przechodni, czy balkony z na przeciwka go widzą. Nie powiem, że ten widok był nieprzyjemny dla oka. Podszedł do mnie z delikatny

m uśmiechem świdrując mnie wzrokiem, ponieważ ja także byłam w samej bieliźnie i jego koszulce, ale mojego takiego zdjęcia nie wrzucą do internetu, a jego owszem. Objął mnie od tyłu w talii, ponieważ stałam przodem do barierki balonowej i pocałował delikatnie w policzek.
- Cuchniesz tytoniem. – powiedział krzywiąc się lekko, wtulając swoją twarz w moje włosy.
- Przeszkadza ci to? – spytałam odwracając się do niego przodem i odnajdując jego usta swoimi. Poczułam jak przez pocałunek się uśmiecha.
- A gdybym mi przeszkadzało… Rzuciła byś? – wyszeptał mi w usta, gładząc mnie czule po policzku.
- Zgłodniałam. – powiedziałam odrywając się od niego i weszłam do pokoju słysząc jak się śmieje. Ale zamiast iść się ubrać lub pójść na zakupy, żeby coś przyrządzić, rzuciłam się na łóżko i poczułam w tym samym momencie jak ugina się na drugim końcu, a potem ktoś obejmuje mnie w talii.
- Mam ochotę na jajecznice. – powiedział już sennym głosem, jakby zaraz miał znowu zasnąć. Jednak szybko mu w tej czynności przeszkodziłam.
- Nie Harry! O nie! Nie zrobisz ze mnie kury domowej! – szybko usiadłam na łóżku, odwracając się w jego stronę.
- Eff… - wyjąkał zaspany przytulając się do mnie jeszcze bardziej.
- Nie! Słyszysz?!



*Abby*


- Sto czterdzieści funtów. – powiedziała kasjerka, podając mi torbę w której był mój skarb. A raczej skarb, ale nie mój tylko niebawem mojego drugiego skarba. Kupiłam mu gitarę elektryczną, tak po prostu, bez okazji. Pomyślałam, że się ucieszy, a jego uśmiech jest też od razu moim. Zawsze mi powtarzał, że jest to jego marzeniem, więc dlaczego nie miałoby się przerodzić w coś więcej? Ostatnio mówił mi także, że nikomu wcześniej o tym nie mówił, bo nie widział sensu… Myślał, że jeżeli jest piosenkarzem taka gitara będzie mu tylko zabierać czas i nawet go nie znajdzie, a musi, żeby nauczyć się grać, więc chcę mu udowodnić, że jeżeli czegoś bardzo chcesz to, to zrobisz, a to będzie najlepszym przykładem. Miałam też nadzieję, że gdy zobaczy, że jednak to mu się udało, uwierzy w siebie i zechcę się podzielić ze mną całym światem… Na ten pomysł wpadłam wraz z Niallem i może się udać, wierzę w to. W dodatku zrobiło na mnie ogromne wrażenie to, że jestem pierwsza i nikt poza mną nie wie o tym marzeniu… No bo kto by nie chciał być tą osobą, co wie najwięcej o drugiej? Tak naprawdę jestem tym wszystkim  już wykończona i staram się jak mogę, aby przetrwało to jak najdłużej… Każdy mówi mi, że od jakiegoś czasu chodzę struta i nie wiem nawet czego szukam. To nie tak, po prostu wciąż myślę o nas, o mnie i Justinie i nie mogę przestać, bo może i mamy problemy, może i nam się często nie układa tak jak byśmy chcieli, ale czy nie oto chodzi w miłości? Wsiadłam w swoje nowe auto, od Justina oczywiście, a wracając do akademika wstąpiłam także do sklepu spożywczego po jakiś dobry ajerkoniak, ponieważ postanowiłyśmy z dziewczynami, że dzisiaj świętujemy nową miłość Effy. Mam nadzieję, że chociaż przez chwilę od tego odpocznę i się zabawię.
Co jak co, ale ta gitara jest strasznie ciężka!! Szłam tak jęcząc, że żaden z chłopców nie może tędy tak „przypadkowo” przejść i mi pomóc. Ale wciąż się nie poddawałam i szłam dalej, a sił dodawała mi tylko jedna osoba, która była już pewnie  na górze, czekając z obiadem, który mi obiecał, ponieważ potem ma koncert, a ja umówiłam się z dziewczynami.
- Wróciłam! – krzyknęłam uradowana przez drzwi zatrzaskując je za sobą. Za ściany usłyszałam jakąś muzykę, zdziwiłam się trochę bo nie wiedziałam, że Justin takiej słucha…
- Chodź do salonu. – usłyszałam tylko jego głos, który był dziwnie ożywiony i aż nadto radosny. Gitarę, przykryłam obszerną szmatą, żeby od razu nie wiedział co to jest, tylko dopiero gdy ja będę gotowa by mu to pokazać.
- Patrz! Co ta cudowna kobieta mi kupiła. – powiedział i pocałował w policzek zarumienioną Selene, a od środka rozpierała go energia. Trzymał w rękach elektryczną gitarę, a Selena trzymała nuty i pomagała mu się ich uczyć. Myślałam, że zaraz eksploduję!! A ten kretyn wydawał się niczego nie zauważać wciąż śmiejąc się i co jakiś czas pobrzękiwał. Czy on miał mnie za idiotkę?! Jak widać już kompletnie zapomniał o tym, że wmawiał mi, że tylko ja o tym wiem!! Co za typ! W końcu Sel widząc, że nic nie mówię zerknęła na mnie niepewnie, sprawiając, że Justin w końcu popatrzył na mnie pełnymi szczęścia oczami, ale gdy tylko zobaczył moją minę od razu przestał się szczerzyć.
- Co jest? Nie podoba ci się? – spytał nie rozumiejąc. Nie wytrzymałam. To było za dużo. Nikomu, NIKOMU nie życzę, żeby czuł się tak jak czułam się teraz. Rozwścieczona, a równocześnie załamana. Moje serce właśnie rozrywało się na pół, chcąc płakać i płakać a coś w środku mnie miało ochotę go rozerwać na strzępy i przejechać co najmniej tirem. Takie zmieszanie nigdy nie wywołuje nic dobrego.
- Jest kurwa zajebista!!! Lepszej nie było? – spytałam głosem przesyconym jadem i niemal krzykiem i rzuciłam prosto w nich tym czym trzymałam w rękach, padło na tą nieszczęsną nową gitarę, a następnie nie patrząc na skutki tego czynu wybiegłam na zewnątrz. Słyszałam jedynie piski Seleny. Nie miałam gdzie uciec, więc wybrałam trzecie drzwi od prawej. Padło na pokój Hazzy pewnie w którym była jeszcze Eff. Wpadłam do pokoju cała zapłakana i umazana zapewne tuszem i wcale mi nie pomógł ten widok, który zboczyłam. Zakochana para. Kochana para. Brunetka właśnie smażyła coś na patelni, a od tyłu przytulał ją Harry szepcząc coś jej na ucho. Może i by mnie skrępował widok jego w samych bokserkach, ale nie dzisiaj, nie teraz.
- Czy ja śnie? – spytałam zszokowana tymi wszystkimi wydarzeniami, które miały miejsce w ostatnich paru minutach. Sam fakt ich razem nie był tak bardzo szokujący jak to, że Wilson właśnie gotowała! Przecież ona jak już coś robiła to kupowała zupki chińskie i zalewała je wrzątkiem, nic poza tym.
- Effy, musimy pogadać. – rzucił poważnie Niall wchodząc do pomieszczania i stając parę kroków za mną. – Czy ty właśnie gotujesz?! – wydusił z siebie jakieś dźwięki.
- Nie widać? – spytała retorycznie uśmiechając się od ucha do ucha, a dopiero po chwili popatrzyła na mnie.  – Co się stało? – ostawiła szybko patelnie i podeszła do mnie oszołomiona.
- Abby musisz mnie posłuchać, tak niczego nie załatwimy. – stwierdził zasadniczo Justin także wchodząc do pokoju z plastrem nad jedną brwią. Jęknęłam szybko odwracając się od niego widząc ranę, którą mu zrobiłam. To chyba jakiś żart, że właśnie teraz stoi tu połowa mojej paczki.
- Jasne, nie ma sprawy, wszyscy możecie się tu wyżalić. Chętnie wysłucham. – żachnął się Harry siadając przy stole zajadając się potrawą przygotowaną przez jego ukochaną. Każdego trochę zdziwiło jego zachowanie, ale nikt tego nie skomentował, ponieważ wpadła Elizabeth, pytając się czemu tu wszyscy tak stoimy. Loczek jedynie tylko głęboko westchnął.
- Nie możesz tak się zachowywać! Jestem twoim chłopakiem, najpierw powinnaś mnie wysłuchać. – mówił coraz głośniej Justin stając naprzeciwko mnie, chwytając mnie za rękę. Szybko mu ją wyrwałam.

- A może ty posłuchaj raz mnie?! Może ci to dobrze zrobi wiesz?! – brunet rozglądnął się nerwowo dokoła sprawdzając czy ktoś nas słucha, ale zaraz oblał go rumieniec, bo zrozumiał, że nie ma w tym pokoju, ani jednej osoby, która by się na niego w tej chwili nie patrzyła. Usłyszałam tylko jak El szeptem pyta się Nialla co się stało, Ale ja już nie słyszałam odpowiedzi, ponieważ znowu wybuchnęłam.  – Jesteś tak zamknięty w swoim świecie i swoich wyobrażeniach i ideałach, że zapominasz o najważniejszej osobie - o mnie. I to boli wiesz? Boli. Uśmiecham się tylko w twojej obecności, bo jestem tylko szczęśliwa wtedy, gdy ty jesteś obok mnie, ale co z tego?! Skoro dla ciebie liczy się tylko kariera i Selena. Ale to już nieważne. Nieważne wiesz? – powiedziałam wycierając pośpiesznie swoje łzy.
- Nie mów tak… przecież wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszytko…- widziałam w jego oczach świeczki i wtedy moje z podwójną siłą wypłynęły z powrotem.
- Tak?! To rzuci karierę i Slene! Rzuć te dwie rzeczy przez, które tak bardzo cierpię dla mnie. Zrób to!
- To nie fair… Nie powinnaś kazać mi rezygnować z tego i wybierać między tobą a nimi.  – powiedział kręcąc głową. – Wszystko, ale nie to. Te dwie rzeczy są najważniejsze w moim życiu.
- A ja ci ich nie zastępuję? – spytałam załamanym głosem. Justin nie odpowiadał przez dłuższą chwilę patrząc się w moje oczy z ogromnym bólem. – Więc może nie powinniśmy być razem? – powiedziałam co błąkało mi się całymi dniami i nocami w samym środku głowy, coś co nie byłam w stanie wypowiedzieć do teraz na głos, ja nawet nie byłam wstanie powiedzieć tego w myślach, ale wciąż to czułam. Miałam serdecznie dość, jak na oczach całego świata Justin obściskuje się z "przyjaciółką". Kiedy ci wszyscy ludzie dowiedzieliby się o mnie? Jutro? Za tydzień? Za rok? A może do końca życia byłabym jej cieniem, a Justin dla mediów by się z nią ożenił i może miał dzieci.
- Co to kurwa jest? – spytał zniesmaczony Zayn, także wchodząc do środka przez otwarte drzwi od korytarza. – Ktoś umarł? – spytał po chwili namysłu, ale nikt mu nie odpowiadał wpatrując się  nas.
- Nie rób tego… - Wow! Po tym co właśnie mu powiedziałam, jego stać na zwykłe „nie rób tego”?! Żadne "zmienię się, będzie lepiej'. Żałosne. Czemu nie widziałam tego wcześniej?
- Właśnie to zrobiłam. – powiedziałam dobitnie.
- Justin gdzie ty poszedłeś? Tę ranę trzeba przemyć. – usłyszałam kobiecy głos za drzwi w których po chwili pojawiła się Selena. Nie miałam ochoty już na nich dłużej patrzeć, pieprzone słodziaki. Tylko głośno prychnęłam z zażenowania i udałam się na balkon.



* Effy *


Harry, gdy tylko Malik pojawił się  w drzwiach, odłożył talerz i objął mnie w pasie. Na szczęście nikt tego nie zauważył, bo bardziej byli zajęci kłótnią Justina i Abby, ale tak było i nie wróżyło to nic dobrego… Jak tylko Abby się oddaliła, zignorowałam objęcie Stylesa, który głośno westchnął i ruszyłam za nią. Opierała się o barierkę, ciężko oddychając. Nie mówiąc nic wyciągnęłam paczkę papierosów w jej stronę. Gdy byłyśmy razem w liceum w Polsce, stale chodziłyśmy palić, zwłaszcza gdy byłyśmy na coś złe lub miałyśmy tragiczny czas. Niestety, ona – rzuciła, ja – nie.
- Och, pieprzyć to. – powiedziała biorąc ode mnie zapalniczkę i cudem odpaliła drżącymi rękoma. Przez dłuższą chwilę się nie odzywałyśmy, wiedziałam, że teraz najbardziej czego potrzebuję jest przemyślenie tego co właśnie się stało. Była w szoku. Przed chwilą rzuciła możliwe miłość swojego życia i to działo się nagle… Jeszcze godzinę temu, przecież kupowała tę pieprzoną gitarę. Wiedziałam o tym, ponieważ pytała mnie co o tym myślę i czy wypada. Oczywiście pochwaliłam ją za oryginalność i jak najbardziej wspierałam ją w tym. Wyszło jak wyszło.
- Nie powinnam mu kazać wybierać. To tak jakbym oczekiwała, że on to wszystko rzuci tylko dla mnie… Przecież gdyby on mi coś takiego powiedział…
- Zrobiłabyś to dla niego, gdyby tego chciał. Znam cię. To ty byłaś tą co kocha mocniej, Abb. – powiedziałam bez namysłu, bo wiedziałam, że mam rację.
- Mimo wszystko… Takich rzeczy się po prostu nie wymaga. – mówiła trzęsącym się głosem zakrywając  rękach twarz.
- Powiedziałaś co czułaś, za takie rzeczy się nie przeprasza.
- To jest bezsensu Effy… Idę do niego. – postanowiła Abby wyrzucając nieskończonego papierosa za taras.
- Nie rób tego. Odczekaj dwa tygodnie wtedy, gdy będziesz już pewna pójdziesz do niego. – powiedziałam łapiąc za jej nadgarstek, aby nigdzie nie szła. Wiedziałam, że gdy do niego wróci znowu będzie się męczyć. Przecież w związkach nie o to chodzi, a u nich definitywnie tak było, zwłaszcza z jej strony. Zasługuję by mieć wymarzonego mężczyznę, który będzie o nią dbał i spełniał jej wszystkie zachcianki.
- Eff… - z pokoju wyłonił się Niall, ale gdy tylko zauważył, że rozmawiamy z Abby na poważnie już chciał się wycofać, ale szatynka szybko zawołała.
- Nie szkodzi i tak już miałam wejść do środka. – chłopak posłał jej wyrozumiały uśmiech, który chyba miał ją pocieszyć, ale kompletnie mu to nie wyszło.
- Wiesz? Tak się zastanawiałem… - widziałam jak niespokojnie się miotał pod moim wzrokiem, ale nie przerywałam mu tych jęków pozwalając mu dokończyć jego zdanie. – No wiesz. Czy… Może nie zechciałabyś poznać mojej przyszywanej mamy? Wiele jej o tobie opowiadałem i chciałaby cię już dawno temu poznać, ale tak jakoś to odkładałem do teraz... Bardzo żałuję, że nie zabrała nas oboje… Oczywiście jeśli nie zechcesz, ja to zrozumiem! Nie ma sprawy! W sumie to chyba głupio, że cię o to poprosiłem. Przepraszam. – rozczochrał nerwowo włosy swoimi rękami oddalając się.
- Nie, czekaj. Jestem w totalnym szoku, ale to chyba dobra nowina, prawda? Kurczę bardzo chciałabym ją poznać! – powiedziałam jak naj optymistyczniej umiałam.
- Serio? – spytał podejrzliwie na mnie zerkając.
- No pewnie, gdyby inaczej się losy potoczyły byłaby też moją mamą, a tak bardzo zawsze chciałam mieć rodzinę. – powiedziałam uśmiechając się, żeby nabrał pewności siebie.
- Zadzwonię do niej! Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się ucieszy!- powiedział radośnie podchodząc do mnie i całując mnie w policzek.
- To co za pół godziny na dole? – spytałam wesoło czując, jak energia rozpala mnie od środka.

Jechaliśmy limuzyną, ponieważ inaczej media mogli by zacząć plotkować i snuć swoje teorie, który  sprytnie mijały się z prawdą. Nie ukrywam, że się nie denerwowałam. Byłam dosłownie strzępkiem nerwów i cały czas miałam taką myśl, że gdyby tylko wtedy miała więcej pieniędzy wtedy byłaby moją matką, jak Nialla, ile rzeczy wtedy w moim życiu potoczyły by się inaczej? Nagle za przyciemnianą szybą dostrzegłam wysokiego mulata, który ładował jakieś torby do taxi, która na niego czekała. Po co mu te torby?! Co on kombinuję?!
- Stój! Zatrzymaj się! – krzyknęłam do kierowcy i zanim zdałam sobie sprawę co robię i po co to robię, wysiadałam już z auta zostawiając za sobą krzyki i niezrozumiałe słowa Nialla. Widziałam go jak zamykał bagażnik gotowy do podróży, na sam ten widok przyśpieszyłam bieg.
- Zayn zaczekaj! – pisnęłam, ledwo co łapiąc oddech po szybkim biegu. Co jak co, ale kondycji to ja nie mam.
- Effy? – spytał zszokowany się rozglądając i napotykając mój wzrok. – Co ty tu robisz? – spytał chłodnym głosem, w którym i tak dostrzegłam iskierkę miłości wobec mnie, którą tak bardzo starał się ukryć pod swoją skorupą.
- Zayn. – powiedziałam stanowczym głosem na jaki było mnie najbardziej stać. – Po co ci te walizki? – udawałam twardą, choć tak naprawdę byłam bliska histerii, a co jeśli zdecydował się mnie opuścić, bo zdecydowałam być z Harrym? To było do niego podobne. Zmywał się zawsze, gdy sytuacja była dla niego nie wygodna. Ale ja nie chciałam by mnie opuszczał. Chciałabym, żeby był przy mnie. Nie musielibyśmy się umawiać, ba! Nawet nie musielibyśmy ze sobą rozmawiać, ale musiałam wiedzieć, że jest bezpieczny i nic mu nie jest lub że nie robi jakiś głupich, niebezpiecznych rzeczy… beze mnie. Chcę wiedzieć co robi czy gdzie jest w tej chwili, gdy nie miałam takich informacji, zwyczajnie panikowałam, ponieważ bałam się o niego bardziej niż o siebie.
- Zdecydowałem, że krótki wyjazd dobrze mi zrobi. – powiedział bez zająknięcia, pochłaniając mnie wzrokiem, w którym zauważyłam nutkę bólu. Poczułam jak mój żołądek właśnie wykonał salto i aż ze strachu zacisnęłam mocno wargi, przegryzając je.

- Czy… czy to ma związek ze mną i… i Harrym? – spytałam drżącym głosem, który przeklinałam. Tak bardzo chciałabym, żeby nie widział, że mi na nim zależy, już i tak zdaję sobie z tego sprawę, a ja nie chcę pogarszać sytuacji, ponieważ wiem, że w prosty sposób może to wykorzystać przeciwko mnie.  Zayn spuścił wzrok w dół głośno przełykając ślinę kręcąc przecząco głową i zaciskając pieści, co nie umknęło mojej uwadze.
- Nie no coś ty, cieszę się, że jesteście razem. Harry w pełni na ciebie zasługuje, nie skrzywdzi cię przynajmniej. – powiedział przez zęby wlepiając wzrok w punkt znajdujący się gdzieś za mną. Wiedziałam, że kłamię. Nienawidziłam siebie za to, że to przeze mnie jest zły i że to przeze mnie musi jechać.
- Czy… czy mogę z… z tobą jechać na lotnisko? – wybąkałam i poczułam jak nieproszona ciecz chcę wydostać się z moich oczu.
- Perrie czeka na mnie na lotnisku i wiesz… myślę, że to by nie był by najlepszy pomysł. – powiedział bez skruchy znów wiercąc mi dziurę w żołądku od jego spojrzenia. Jak mogłam być taka głupia?! Ha! Naprawdę myślałaś, że on wyjeżdża z twojego powodu?! Odezwał się nie proszony głos w mojej głowie. Tak naprawdę już pewnie nie może doczekać się upojnych wakacji ze swoją ukochaną! – Taxówka czeka… - powiedział przytakująco zabierając ostatnią torbę z ziemi, która stała koło niego i założył ją na ramię.
- Zayn! – zawołałam.
- Effy ja naprawdę… - powiedział odwracając się i rozkładając ramiona w geście obronnym, ale mu szybko przerwałam.
- Pocałuj mnie. – powiedziałam. Nie panowałam nad tym co robie, a tym bardziej co mówię. Jakby ktoś miał nade mną władzę, a ja nie mogłam nic na to poradzić, że mi się to podobało.
- Co? – spytał nie rozumiejąc. A na jego perfekcyjnym czole pojawiła się zmarszczka, która uwydatniała się kiedy był zdenerwowany. Gdybym go nie znała lub dopiero co poznała uciekałabym gdzie pieprz rośnie, ponieważ myślałabym, że jest o coś zdenerwowany, a jego postawa ciała świadczyła o tym, że lepiej schodzić mu z drogi. Ale mnie to nie obchodziło.
- Pocałuj mnie zanim odejdziesz. – powiedziałam pewniej, oczami pełnymi nadziei. Wpatrywał się we mnie jeszcze przez chwilę, ale nagle jego twarz złagodniała, a w oczach pojawiła się miłość wobec mnie. Jakby w końcu porzucił swoją maskę, a ja byłam wstanie zrobić wszystko, żeby nigdy nie została z powrotem nałożona. Opuścił torbę w dół na ziemie z ramienia i przeszedł powoli parę kroków w moją stronę i chwycił w obie ręce moje policzki. Poczułam na sobie jego oddech, który był mieszaniną tytoniu z miętą, był moim ulubionym. Wciągnęłam głęboko powietrze z zamkniętymi oczami rozkoszując się zapachem, który sprawił że moje ciało się natychmiast rozluźniło. Tak bardzo mi tego brakowało… Musnął swoim nosem mój, a ja oplotłam jego kark rękami. Przybliżył tym razem swoje usta do moich rozpalając mnie od środka. Połączyłam nasze usta w pocałunku i w jednej chwili ogarnęła nas fala pożądania. Zayn objął mnie silnymi ramionami, które były ozdobione tatuażami, w pasie i podniósł mnie do góry, gdzie ja oplotłam go w biodrach swoimi nogami. Trwaliśmy w najlepsze wciąż pogłębiając i pogłębiając nasz pocałunek, który z pewnością przemienił by się w coś więcej gdybyśmy nie stali na środku chodnika. Czułam jak ciepło rozchodzi się po moim całym ciele, a w brzuchu powstaje tysiące motylków, które trzepały tymi swoimi malutkimi skrzydełkami. Usłyszeliśmy po chwili pipnięcie pojazdu, który na niego czekał, sprowadzając nas tym samym do rzeczywistości. Niechętnie oddalił głowę od mojej. W jego pięknych brązowych oczach widziałam tyle miłości, bólu, tęsknoty, że aż z trudem nad tym nadążałam. W końcu spuścił wzrok i postawił mnie delikatnie na ziemi jakbym ważyła co najmniej pięć a nie pięćdziesiąt kilogramów.


- Żegnaj. – powiedział czule głaszcząc mnie po policzku. Następnie obrócił się, wziął walizkę i nie odwracając się do tyłu tak po prostu – odjechał.

- Nie odchodzi. – wyszeptałam czując jak serce łamie mi się z tęsknoty, a z oczu wylewane są litry łez, które robiły sobie do woloną ścieżkę w dół mojego podbródka. – Kocham cię. – wyszeptałam w stronę znikającego samochodu za zakrętem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie… tak bardzo pragnęłam w tej chwili być koło niego w tym samochodzie i jechać z nim… gdzieś. Gdziekolwiek. Ale wiem, że to było niemożliwe i to właśnie Perrie z nim spędzi upojne chwile i właśnie to od środka zabijało moje wszystkie hormony szczęścia, które powstały przy naszym wspólnym, wspaniałym pocałunku, którego tak bardzo będzie mi brakować. 






---------------------------------------------------------


Tak, wiem późno strasznie to dodaje, ale kompletnie wybiłam się z rytmu i nie mam na nic czasu. 
Przykro mi to stwierdzić, ale chyba tu już zawsze będę dodawała jedną notkę możliwe na cały miesiąc. Przepraszam wiem, że to nie jest fajne, ale nie ma innego wyjścia ;C
Kochane dodałam ten rozdział i nie mam pojęcia co o nim myśleć, więc bardzo proszę o Wasze szczere komentarze! ♥
Zapraszam Was także na mojego drugie bloga na którym także nie dawno został zamieszczony 2 rozdział ♥
To tyle miśki, kocham Was ;33


czwartek, 3 kwietnia 2014

Niespodzianka !!

   


A więc wspominałam o małej niespodziance w informacjach no i proszę bardzo! :D
Zakładam nowego bloga!! Jeje ^^
Cieszycie się troszeczkę? 
Mam nadzieję, że tak. :D
Będzie on o trochę w innej tematyce, a żebyście się z nim trochę zapoznały mam dla Was zwiastun :)
Tutaj link na bloga:)


A co do tego bloga. Oczywiście go nie zostawiam. Mam po prostu straszny zastój. Nie wiem co mam pisać, moja wena chyba wzięła sobie wolne i ciężko jej się pozbierać xD 
Obiecuję Wam, że jak tylko dojdę do tego, jak chcę zakończyć to opowiadanie, to od razu dodam kolejny rozdział i naprawdę postaram się, żeby to było jak najszybciej ;*

PS. Proszę wszystkich, którzy są zainteresowani czytaniem nowego bloga o pozostawienie po sobie śladu. Może być tylko "ja" lub nawet kropka. Nawet nie wiecie ile to znaczy dla mnie. 
Każdy komentarz na wagę złota i bardzo cieszy ♥

♥ Do zobaczenia Misiaki ♥



sobota, 15 marca 2014

Rozdział 29. : Teraz mogło być już tylko lepiej






* Effy * 


- No nie wierzę. – pokręciła głową zszokowana Abby, której jak widać trudno było uwierzyć, że przez  ten cały czas jej przyjaciel trzymał trzy butelki whisky w szafce szkolnej.
- Tylko ani słówka szkolnej dyrekcji. – Niall puścił oczko w stronę Petera, który uniósł ręce w geście obronnym, na znak, że nie piśnie ani słowa i wyszedł z budynku, zadowolony ze swojej dzisiejszej misji. Styles rozstawił każdemu naczynie i rozlał po równo płyn, dzisiaj każdy z nich mógł sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.

- No to za udany bal. – powiedział pierwszy Louis unosząc do góry swoją porcję, każdy mu zawtórował krzycząc radośnie i przybijając kieliszek do kieliszka. Wywołując przy tym kupę śmiechu, ponieważ połowa alkoholu wylewała się z kieliszków na posackę, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Tej nocy każdy wypił bardzo dużo… znałam to cudowne uczucie kiedy coś od środka kazało ci wstać i tańczyć na środku podśpiewując ulubiona melodie, dlatego wstałam szybko ciągnąc za sobą Elizabeth i Abby aby przyłączyły się do nieznającej nikomu melodii, ponieważ nic ni grało. Ale Styles szybko zaopatrzył się w radio, więc od razu zrobiło się weselej, każdy zataczał się cały czas gromkim śmiechem, przekrzykując się nawzajem i wypowiadając jakąś niezrozumiałą paplaninę słów przechodząca w nagły chichot.  Chłopaki jeszcze parę razy poszli do sklepu całodobowego po więcej… więc nic dziwnego, że Lou wpadł na tak głupi pomysł, a wszyscy go poparli…
- Prawda czy wyzwanie? – spytał Niall śmiesznie poruszając brwiami.
- Hym… prawda.
- No to w takim razie pochwal się Maliku Zaynie co robiłeś w nocy w dniu swoich urodzin?
- Myślałem o bardzo ważnej osobie. – powiedział rozmarzony Mulat wpatrując się w Eff, która udawała, że tego nie widzi, kręcąc butelką.
- Och! Czyż on nie jest cudowny?! – wypaliła Perrie przytulając się do Malika.
- Nie. – wypaliła Eff patrząc na Harrego i razem wybuchneli śmiechem, a inni także do nich dołączyli, nawet Zayn. Jednak szybko spoważnieli, gdy zobaczyli, że wypadło na Harrego, a Eff wykorzystała już limit pytań. Abby i Elizabeth razem zaczęły robić standardowe „Uuu…” i klaszczeć w ręce, jednak po chwili nie wytrzymały i zwijały się ze śmiechu, bo nie mogły pojąć jak mogły zrobić coś tak dziecinnego, a Lou z Niallem szybko do nich dołączyli.
- Dobra Styles! Pokażmy im jak ludzie z XXI wieku powinni się całować! – zawołałam pozytywnie, bo przecież to nic trudnego, zwłaszcza, że to mój najbliższy przyjaciel... ale nie przewidziałam jednego… wbiłam się w usta zielonookiego. Planowałam dać mu lekkiego buziaka, ale on naparł na moje usta mocniej przeradzając nasz pocałunek w coś ‘ większego ‘   poczułam ciepło rozchodzące się po moim całym ciele, a ręce owinęłam wokół jego szyi pogłębiając pocałunek, usłyszałam tylko zjadliwe, dławiące się od emocji dwa słowa: „idę zapalić” i automatycznie odskoczyłam przestraszona od loczka przypominając sobie o całej reszcie w tym samym pomieszczeniu, a zwłaszcza o jednym, Zaynie. Wiedziałam jak musiał się poczuć. Widział to co widział, a przecież wiedziałam jak bardzo mnie kochał! Ja wiem, że jakoś nikt się mną specjalnie nie przejmuję, gdy ja widzę go z Perrie, nikt się nie zastanawia jak ja się czuję gdy widzę ich razem... ile emocji kotłuję się we mnie chcąc wydostać się na powierzchnie, mam chęć po prostu się na niego rzucić i go pocałować tak zachłannie jak wtedy i pokazać środkowy palec Perrie… ale to niemożliwe. Ale ja wiedziałam… to był on, mój Zayn, a ja nie chciałam go krzywdzić w żaden sposób, nawet w taki jaki on mnie, on nie zasługiwał na to, mimo wszystko. Już chciałam pójść za nim, gdy poczułam mocny ucisk na nadgarstku, Harry pociągnął mnie z powrotem na sofę kręcąc głową, na znak żebym za nim nie szła. Może to i lepiej? W końcu on go zna lepiej, w moich oczach zaczęły pojawić się łzy, więc szybko wtuliłam się w niego głową, a on objął mnie jednym ramieniem.
- Effy już nie gra. – powiedział stanowczo Hazza, całując mnie we włosy. W pomieszczeniu zapanowała   grobowa cisza, ale gdy tylko zakręciła butelką Abby i wypadło na Nialla, atmosfera dobrej zabawy znów wróciła. Chłopak podniósł ręce w geście obrony do Justina i chętnie podszedł do szatynki. Rozumiałam Justina  pewnie się to mu za bardzo nie podobało, ale gra to gra, musiał to przełknąć. Zresztą niech się cieszy, że na co dzień ją ma, niektórzy nie mają tyle szczęścia…  
- Powinnam do niego pójść. – powiedziałam jąkając się cicho, aby tylko Harry mnie słyszał.
- Poradzi sobie. – powiedział poważnie, przyglądając się pocałunkowi El i Liama. Effy pokręciła powoli głową coraz szybciej.
- Nie znasz go… on jest taki kruchy… on tylko udaję, że jest twardy i nie potrzebuję nikogo,  w głębi jest bardzo delikatny i boi się ufać.
- Eff… - powiedział cicho i oddalił delikatnie mnie od siebie, aby mógł spojrzeć w moje wykończone alkoholem i przeżyciami oczy, które mogłyby by w bardzo prosty sposób zabrudzić mu całe życie, jednak w sobie, gdzieś głęboko nadal czułam jego czuły pocałunek, który mącił mi w głowie. – Pomyśl raz o sobie… proszę. – pokiwałam delikatnie głową zgadzając się na jego prośbę i znów położyłam głowę na jego ramieniu, nagle po patrzyliśmy w stronę zebranych, ponieważ nagle zrobiło się dosyć cicho, jak na nich.
- Przepraszam… Louis, przepraszam. Ja… ja… - mówiła załamana Elizabeth, której oczy szybko się zaszkliły, a głos niespokojnie z każdym wypowiedzianym słowem coraz bardziej drżał.
- El… to nie możliwe. – powiedział cicho kręcąc głową. – Nie zrobiłabyś mi tego, nie zrobiłabyś nic podobnego, nikomu innemu… Ty taka nie jesteś. – na te słowa, dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze i wybuchneła ogromnym płaczem.
- Louis… przepraszam. – tylko tyle zdołała powiedzieć, zakrywając usta z rozpaczy i kręcąc głową i dla wszystkich już było jasne. Louis wie, wie o Peterze.
- Jak mogłaś?! Jakim kurwa prawem?! Wszytko ci oddałem, wszystko! Moją uwagę, serce, a ty to odrzuciłaś, ot tak! Kurwa dlaczego?! W czym on jest ode mnie lepszy, co?! Jak mogłaś?! Ufałem ci! Zastanawiałem się co noc, co kurwa pieprzoną noc! Co wciąż robię źle! Co tym razem zrobiłem, że z dnia na dzień coraz bardziej się ode mnie oddalasz! Myślałem, że łączy nas prawdziwa miłość!
- Bo tak jest… - wychlipała kręcąc głową, bojąc się do niego podejść, choć w tej chwili właśnie najbardziej tego pragnęła.
- Jak śmiesz tak jeszcze mówić?! O co ci chodzi kobieto?! – wszyscy wpatrywali się w tę dwójkę, które emocje targali jak jeszcze nigdy, każdy bał się odezwać, a nawet wykonać jakiś najmniejszy ruch. Elizabeth milczała wycierając zachłannie swoje łzy mokrą już chusteczką, jakby to teraz było najważniejsze. – Nie wierzę… kurwa nie wierzę!! – krzyczał Louis przechadzając się po pomieszczeniu łapiąc się za głowę, nagle przystanął i krzyknął. – Wyjdź stąd!! Teraz! – szatynka  końcu na niego popatrzyła wzrokiem nasiąkniętym bólem jakby nie dowierzała, że Lou coś takiego mógłby do niej powiedzieć. Pewnie jeszcze nie widziała go w takim stanie, nie dziwię się jej, chłopak miał łzy w oczach, a sam nie panował nad swoimi nerwami cały się trzęsąc. – Wyjdź. – wysyczał trochę łagodniej, ale stanowczo. Nie mogłam już dłużej na to patrzeć. Wiedziałam, że Elizabeth była w takim szoku i nie ruszyłaby się z miejsca, a szatyna to jeszcze bardziej denerwowało, dlatego wstałam i pociągnęłam ją delikatnie za rękę w stronę wyjścia. Ona jakby jeszcze nie kontaktowała wpatrując się w niego odrętwiała, ale uległa mi i dała zabrać się z tego okropnego miejsca.
- El… tak mi przykro… - przytuliłam ją jak byłyśmy już na zewnątrz, a ona wybuchnęła ogromnym płaczem.
- Dla… dlacz… dlaczego aku… rat.. ja? – wychlipała. – Ja… ja go kocham, Eff.
- Wiem, wiem kochana.
- Co wy tu robicie? – usłyszałam za sobą głos Zayna, który wpatrywał się w nas zszokowany, odwróciłam się szybko puszczając dziewczynę. Boże!! Jaki on jest taki idealny! Nawet w takich chwilach musiał robić na mnie takie wrażenie! Czułam jak moje całe ciało zalewa fala ciepła. Czasem mam wrażenie, że on pięknieje z dnia na dzień, to dziwne, wiem. Te jego ciemne oczy w których kochałam się zagłębiać, te pełne usta, które kochałam całować i ten zarost!! Każda dziewczyna na moim miejscu już by chyba dawno zemdlała! I to właśnie było najdziwniejsze, ponieważ Elizabeth wydawała się tego nie zauważać…
- El?! Wszystko ok? – spytał uważnie się jej przyglądając, widząc w jakim jest stanie, na co dziewczyna buchnęła jeszcze większym płaczem podbiegając do niego i mocno się w niego wtulając. Zayn był zdziwiony jej reakcją, ponieważ nie był przyzwyczajony do przyjacielskiego przytulania, ale nie chciał jej robić przykrości i delikatnie się uśmiechając, poklepał ją po plecach. Wiedziałam, że sam mnie oczywiście nie zapyta o co w tym wszystkim chodzi, ponieważ wolał na mnie nawet  nie patrzeć, po tej durnej grze w butelce i omijał mój wzrok jak się tylko dało. Od zawsze wiedziałam, że ma za dużo honoru i dumy w sobie. W sumie… to jest to najgorsza cecha u mężczyzn, więc dlaczego u niego mi to nie przeszkadzało?! Co więcej u niego to nawet to było zaleta… dodawało mu to poczucia męskości i wyższości.  Jednak po dłuższym zastanowieniu postanowiłam mu ułatwić sprawę.
- Ona i Louis chyba zerwali. – wyjaśniałam przegryzając dolną wargę, ponieważ nie mogłam się oprzeć jego malinowym ustom, teraz na jego idealnej buzi pojawiło się ogromne zdziwienie, a linia brew znacznie wygięła się w jedną stronę.

- Jak to?! – pokręciłam głową przecząco, co miał odczytać jako "lepiej nie wypowiadać tych sów przy El", bo i tak zapewne dowie się od Louisa, a jej stan i tak już był na wykończeniu.
- Odprowadź ją już lepiej do akademika. – powiedziałam stanowczo, szukając paczki fajek w kieszeni kurtki.
- Ty nie idziesz? – spytał z nadzieją, jakby chciał spędzić ze mną choć jeszcze trochę czasu, nawet jeśli mielibyśmy całą drogę przemilczeć. Pokręciłam przecząco głową, odpalając papieros. Wyglądał jakby chciał się o coś jeszcze zapytać, ale w ostatniej chwili zrezygnował, objął ramieniem dziewczynę i po chwili zniknęli za rogiem.


~ Nazajutrz ~


* Elizabeth *



Siedziałam tak jak kompletny wrag człowieka, może nawet by tak było gdybym, nie czuła choć przez chwilę tych obrzydliwych spojrzeń, skierowanych prosto na mnie. Każdy patrzył na mnie jak na dziwkę. Petrer omawiał jakiś plan związany z dzisiejszą galą… Pewnie większość teraz żałuję, że podpisała z nim umowę na menagera, niestety ona jest już nie odwołalna. Widziałam bardzo dobrze jak Louis z gniewem na niego patrzył a potem na mnie, nie było to miłe uczucie, zwłaszcza, że to była osoba którą kochałam nad życie, teraz to nawet Peter dla mnie stracił na znaczeniu… i właśnie za to siebie najbardziej nienawidziłam. Jaki był sens pragnienia z nim być, skoro gdy teraz powiedzmy mogę z nim być nie chcę tego robić?! Jestem po prostu głupią, nawiną idiotką nikim więcej! Poczułam, że teraz wszystkie, co do jednego spojrzenia były skierowane na mnie, rozglądnęłam się nerwowo.
- Możesz powtórzyć? – spytałam mojego „kochanka” bo wiedziałam, że coś mnie ważnego ominęło.
- To konieczne Elizabeth… - Louis po cichu coś syknął w jego stronę, ale nikt nie usłyszał co dokładnie. – Musisz iść na galę jako wciąż dziewczyna Louisa, media wczoraj cię widziały całą zapłakaną z Zaynem. Wpłynęła nawet taka plotka, że zdradzasz Louisa z nim…
- Cóż o wiele się nie pomylili. – żachnął się Lou, ale Peter puścił jego uwagę mimo uszu i dalej kontynuował.
- Musimy wszystkim pokazać, że to zwykła mało wiarygodna plotka. Wtedy każdy zobaczy, że nie warto im ufać i przestaną wierzyć także w inne kompromitujące zdjęcia. – i tu znacząco popatrzył na Harrego i Effy. Na co chłopak uniósł do góry ręce w geście obrony.
- Na mnie nie patrz, ja nigdy nie mam kompromitujących zdjęć. Na wszystkich wychodzę jak Bóg Seksu. – chyba każdy zauważył, że od razu popatrzył w stronę brunetki, bo wiedział, że ona tak tego nie zostawi… wyglądał jakby miał nawet taką nadzieję. O wiele się nie pomylił ponieważ dziewczyna głośno prychnęła i chciała już coś do rzucić.
- Chyba jak … - on nie pozwolił jej dokończyć i uderzył ją dużą poduszką  głowę, no i wtedy jak zwykle zaczęli się przekomarzać i obrażać żartobliwie nawzajem. Wyglądali naprawdę słodko, ale jak przyjaciele, wiedziałam, że byłoby im dobrze razem, ponieważ Harry by poza nią świata nie widział, a Effy może nawet rzuciłaby palenie? Ale nikt nie decyduje o tym czy się w kimś zakochujesz to się dzieję samo, prawda Peter? Coś o tym wiemy… 
- Jeśli już to tylko przez to jedną dzisiejszą gale, więcej nie ścierpie. – warknął szatyn, a ja mimo woli spuściłam, smutno głowę w dół. Poczułam dotyk dłoni Abby na swjej, chciała mi dodać otuchy, ale nawet ona nie mogła tego zrobić… Nienawidziłam siebie i to już gdzieś zostanie, do końca.



* Effy *


- Ta czy ta? Effy!
- Yhm… Tak? – wyjąkałam zamyślona.
- Ta czy ta? – Elizabeth stała przede mną w ręku trzymając dwie równie piękne suknie.
- Niebieska. – powiedziałam pewnie. – Myślisz, że Perrie wie o mnie i Maliku? – spytałam zamyślona.
- To nad tym tak rozmyślasz? – pokiwałam głową, jednak prawda była zupełnie inna. – Może się domyślać… ale nie należy do bystrych i bardzo mu ufa, nie wydaję mi się. Bardziej mnie interesuję te jego dziecko z tą całą Rebheką.
- Rykylą. – szybko ją poprawiłam. – Tsaaa… Zaraz wracam. – powiedziałam niepewnie udając się powoli na zewnątrz. Moje myśli jakby wirowały w około jednej osoby. Czułam wewnętrzną potrzebę bycia z kimś blisko, ale z kimś takim, kto nie zabraniał mi na to i to właśnie mnie przerażało, że tak się w ogóle da. Kto byłby ze mną i nie kierował się tym, że nie może. Szczerze? Chyba nie wiedziałam co mam robić, chyba chciałam zacząć w końcu żyć od nowa, żyć lepiej. Jakoś w tym zgiełku wszystkich kłamstw, kłótni i nieporozumień, ja w końcu chciałam się odnaleźć, połapać w tym wszystkim. Byłam już w połowie korytarza, gdy na przeciwko mnie szedł on. Jakby wyczuł to wszystko, jakby chciał tego samego co ja. Podbiegliśmy do siebie i stanęliśmy tak blisko, jak jeszcze nigdy nie byliśmy. Nasze oddechy były nierówne. Z sekundy na sekundę były coraz szybsze. Delikatnie stanęłam na palcach, jakbym bała się wykonać tak ryzykowny krok, który mógł odmienić moje życie. Nasze twarze zbliżały się do siebie i oddalały o milimetry, ale wyraźnie widać było, że to strach dominuje nad naszymi ruchami, ponieważ serce chciało tylko jednego. Popatrzyłam w końcu nieśmiało w jego oczy i poczułam tę głęboką troskę, przeszywającą moje wszystkie komórki w środku. Nasze usta w końcu połączyły się w jedność i współgrały ze sobą, jakby były do tego stworzone, jednak biła od nich niepewność. Obydwoje baliśmy się tego co właśnie się działo, a może tego co będzie po tym.
- Pójdziesz tam jako moja dziewczyna? - charakterystyczna chrypka wypełniła przestrzeń korytarza i wywołała na moim ciele dreszcze. Jakieś ciepło rozlało się w moim ciele na słowo "dziewczyna", a może bardziej na słowo "moja", któro oznaczała dla mnie bezpieczeństwo, w jego ramionach... Już zawsze od tej chwili miałam należeć do niego? Ale zamiast mnie przerażać, na to co się godzę, poczułam ciepło i bezpieczeństwo, jakby od tej chwili wszystko miało być lepsze, szczęśliwsze.
-Tak. - szepnęłam cicho, jakbym bała się, żeby nic więcej nie rozsypało się w moim życiu. Odsunęłam moje czoło od jego i stanęłam na pełnych stopach i zadzierając głowę w górę, abym mogła na niego spojrzeć, odwzajemniłam jego szeroki uśmiech.



* Niall *


- O! Abby, wiesz może gdzie jest Effy? Szukam jej wszędzie. – szatynka patrzyła się gdzieś w dal za oknem, jednak gdy tylko mnie usłyszała mój głos, szybko podnosiła dłoń do twarzy i odwróciła  się w moją stronę. – Płaczesz? – wydusiłem z siebie zszokowany.
- Nie no co ty! – powiedziała wycierając ostatnią spływającą łzę. – Niby czemu miałabym to robić? Przecież wszystko jest doskonałe. – powiedziała lekko się uśmiechając. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
- Nie musisz udawać. Stoją tam prawda? – spytałem wskazując w stronę okna, na co ona pokiwała lekko głową przyznając mi rację.
- Przecież wiesz, że on cię kocha. – powiedziałem lekko głaszcząc jej plecy.

- Tak wiem i to bardzo, ale ja już tak nie potrafię… Mam dość udawania, że niby nic nas nie łączy. Na wykładach musimy często udawać, że nawet się nie znamy. – z jej oczu teraz polał się wodospad łez, że aż trudno było jej przez niego mówić. – Niall… my nawet nie możemy nigdzie wychodzić, jak normalne pary i wiesz? To już nigdy się nie zmieni. Skoro teraz już nie mogę tego znieść, to co będzie za miesiąc?! Mam dość, Niall… On powinien być z nią lub z kimś kto jest silniejszy psychicznie niż ja, kogoś kto nie będzie boleć tak bardzo widok ich razem… Ja już nie mogę… - otarłem jej łzy, który wypływały jedna za drugą.
- Rozumiem cię Abby, domyślam się jak może to wszystko cię ranić…
- Nie rozumiesz. – syknęła, szybko wyspowadzając się z mojego uścisku. – Nikt nie może. To ja wplątałam się w to, przecież wiedziałam na co się piszę, tylko nie wiedziałam, że to takie będzie trudne. – miała rację, nie wiedziałem jak się czuję i zapewne nigdy się nie dowiem. Stałem tam już przez dłuższą chwilę i nie miałem pojęcia co jej powiedzieć. Potrzebowała pociechy, a mówiąc słynne „wszystko będzie dobrze” jeszcze bardziej pogorszę sytuację. Aż nagle mi olśniło!
- Abby! Idź tam ze mną! Na galę, jako przyjaciółka.
- Nie… nie powinnam. Chyba. 



*  Effy *


Nigdy nie byłam na żadnej gali...Z resztą co ja mówię. Nie byłam nawet na swoim balu gimnazjalnym czy licealnym, a co pomyśleć o czymś takim jak gala największych gwiazd tego zasranego świata. Nie wiem jakim cudem Harry zdobył dla mnie tak szybko sukienkę na tę okazję, ale byłam mu całkowicie wdzięczna bo nie miałabym co na siebie włożyć. Z resztą całkowicie trafił w mój gust, choć pewnie to zasługa jego stylistek.
Wszyscy siedzieliśmy w limuzynie załatwionej przez nowego menagera chłopaków, czekając tylko na Stylesa, który jak zwykle postanowił się spóźnić.
-Zegarek ci się spóźnia, że zawsze zawszę jesteś ostatni? Może byś przestawił co? - od gry w butelkę relacje Harrego i Zayna nie należały do najlepszych. Można to było wyczuć, choć Harry jakoś sobie dobrze z tym radził i wszystko obracał w żart, jak on to potrafił.
-Zawsze jesteśmy ostatni...To już jakby tradycja.- Niall uspokoił delikatnie Mulata jednocześnie zwalniając miejsce, żeby Harry mógł swobodnie usiąść.
- Proszę. To dla ciebie.- Harry zwrócił się tym razem do mnie. Chwycił mnie delikatnie za dłoń i zapiął niepewnie na niej bransoletkę z prawdziwego srebra. Wyglądała pięknie. Jej niebieskie brylanciki delikatnie błyszczały i dodawały uroku.
 -Pod kolor twoich oczu...Pasuje idealnie.- powiedział podnosząc wzrok na mnie, chciałam coś powiedzieć, podziękować, ale poczułam tylko delikatnie złożony pocałunek na mojej skroni, a moje ciało zostało przytulone do ciała Sylesa. Oczy wszystkich zgromadzonych były skierowane na nas, co nie dodawało mi odwagi, no ale cóż jesteśmy razem i to się liczy. Kogo ich zdanie obchodzi? Chociaż nie ukrywam, że jednego pana w tym pojeździe mnie interesowało... i to bardzo. Bałam się jak na to wszystko zareaguję i co może zrobić Hazzie, no i co może sobie pomyśleć o mnie? Mógłby nawet dojść do wniosku, że całkiem szybko pocieszyłam się po jego „odejściu”, jeśli w ogóle można tak to nazwać, a przecież tak wcale nie jest!  W mojej wyobraźni powstał obraz Malika i Perrie, całujących się i nie wiele się nad tym zastanawiając, jak to ja. Dałam Harremu buziaka w usta i wyszeptałam.

- Dziękuje, jest piękna. – powiedziałam szczerze się uśmiechając i splotłam nasze dłonie.
-Czuję się totalnie nie poinformowana!- Abby podniosła ręce do góry i opuściła je gwałtownie na kolana po czym wlepiła swój wzrok we mnie.- Hmmm?- wiedziałam, że już wie i że się cieszy iż w końcu spróbowałam czegoś nowego i być może dla mnie lepszego.
-Tak więc. Drodzy moim kochani, przedstawiam wam moją dziewczynę.- nie mogłam opisać ich min. Każda była inna, ale w każdej była odrobina szoku, jednak chyba wszyscy się cieszyli, ale tak szczerze. Może każdy wyczuł, że tak będzie lepiej. Ku mojemu ogromnemu szoku, Pan Malik nie odrywał wzroku od widoków za oknem, jakby były ważniejsze od tego właśnie co powiedział Harry. Jego wyraz twarzy oni trochę się nie zmienił, był obojętny. Jakbym nigdy nic dla niego nie znaczyła. Czego ja się spodziewałam?! A no tak, tego, że zaraz wybiegnie z auta i rzuci się na Stylesa z pięściami i mnie odbije. Ale ze mnie idiotka! On nawet nie uderzył w nic, jak miał zwyczaju lub krzyknął. Ba! On nawet na mnie nie spojrzał! Najważniejsza osoba, właśnie pozwoliła mi odejść, tak po prostu. Bez walki, mnie oddał w ręce innego. Bolało jak cholera. Ale w końcu to on wybrał, ja tylko zrobiłam krok do przodu. "No dalej Effy! Pokaż temu zasrańcowi, że bez niego jest lepiej!" Ta noc to nowy początek, mój nowy początek.
- Jej! Gratuluję! Effy robimy babski wieczór i musimy to oblać! Nie El ?
-No pewnie! - nawet ona wysiliła się na szczery uśmiech, mimo tego wszystkiego co ją otaczało.
-Harry, może w końcu się ustatkujesz! Gratulacje!- Lou poklepał go po plecach.
Weszliśmy po czerwonym dywanie i nie obyło się bez miliona zdjęć i pytań od reporterów. Pewnie w ciągu jednej sekundy powstało milion plotek. Wszędzie dało się usłyszeć piski fanów. To zdecydowanie nie był mój świat. Blask fleszy, autografy, zdjęcia z ludźmi. Jak w ogóle można tak żyć? Każdy chce wiedzieć na twój temat wszystko, od tego co zamierzasz robić w przyszłości do tego co jadłaś dzisiaj na śniadanie. Podczas jednej nocy zrobiona mi chyba więcej zdjęć niż przez całe życie, albo wróć ...Chyba jednak nie, nie zapominajmy jeszcze o super misji mojego brata.
Gdy dotarliśmy wreszcie do środka moim oczom ukazały się pięknie zastawione stoły z jedzeniem, alkoholem, ciastkami, czyli cały świat Nialla Horana. Od razu pociągną za rękę Abby i zaczął oglądać  co spróbować najpierw. Pewnie i tak skończy się, że wszystko znajdzie miejsce w jego żołądku. Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się pod nosem co nie uszło uwadze mojemu partnerowi.
-Podoba ci się tu, co? Może jak będziesz grzeczna to będę cię częściej zabierał. – powiedział śmiesznie poruszając brwiami i obejmując mnie w talii.
-Chciałbyś. – wystawiłam mu język i żeby nie pomyślał, że go kłamie, postanowiłam mu wyjaśnić prawdziwą przyczynę mojej radości. – Widziałeś Nialla? Gdy tylko widzi tony jedzenia zachowuje sie jak małe dziecko. Dziwne, że nie użyłam tego jeszcze jako szantaż, ale tak właściwie...Dlaczego on tego jeszcze nie je?
-Poczęstunek jest po rozdaniu nagród. Chłopak zawsze się tak męczy, że aż mi się go normalnie czasami szkoda robi.
- Och, jakiś ty dobroduszny, nie posądzałam cię o to. – powiedziałam śmiejąc się, na co chłopak dał mi lekkiego kuksańca w bok, szeroko się uśmiechając. Oboje wciąż wpatrywaliśmy się w blondyna, który zaczął delikatnym ruchem wkładać do kieszeni jakieś resztki jedzenia. W sumie nie wiem nawet co, bardziej skupiłam się na jego minie. Rozglądał się dookoła i starał się wszystko robić jak najdelikatniej i najdyskretniej, aby nikt go nie zobaczył do czasu, gdy nie potknął się o jedno z krzeseł i nie wpadł na kelnera. Szybko jak na zawołanie, ja z Harrym, popatrzyliśmy się na siebie, a po chwili wybuchneliśmy nie pohamowanym śmiechem, zwijając się ze śmiechu.
-Oh...Ja przepraszam. Nie zauważyłem tego krzesła...- wybąkał skrępowany blondyn, a kelner chyba próbował powstrzymać śmiech, bo jego tajna misja, raczej była widziana przez wszystkich w pobliżu. Odwrócił się szybko i prawie biegiem wrócił do naszej paczki.
-To nic takiego, Louis podstawił mi nogę.- powiedział Horan wskazując na miejsce, gdzie przed chwilą się wywalił. Wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głową przyznając mu rację powstrzymując napad śmiechu - O! Zaczyna się!- krzyknął i zniknął za drzwiami do sali, gdzie miało rozpocząć się rozdanie jakichś statuetek.
Weszliśmy do środka i dookoła nas zleciało się z pięciu reporterów. Byłam strasznie zestresowana. Zależało mi na tym żeby dobrze wypaść, co było dziwne, bo przecież ja niczym się nie przejmuję, chyba.
-Od kiedy jesteście razem?
-To nasze pierwsze oficjalne wyjście jako para, czyli od dzisiaj.- szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wydawał się być naprawdę szczęśliwy, mogąc mówić o nas, jako prawdziwej parze. Co mi schlebiało, nie powiem.
-Jak zareagowały na wasz związek fanki?
-Dokładnie jeszcze nie wiemy, bo pewnie większość z nich jeszcze nic nie wie, ale mam nadzieje, że będą nas wspierać i kochać, tak jak my siebie nawzajem.
-A członkowie zespołu?
-Wszyscy bardzo ucieszyli się z naszego szczęścia, prawda Ef?
-Tak! Wszyscy jednogłośnie nam pogratulowali. – powiedziałam udając wesołą i pełną energii kobietę, którą nawet w najmniejszym nie byłam, ale w tej chwili nie było to, aż takie ważne jakby się wydawało.
-Czy jesteś jedną z fanek zespołu?
-Nie! Definitywnie nie.- zaśmiałam się zakrywając dłonią usta i przypomniałam sobie ostatnie wycie Harrego pod prysznicem i popatrzyłam na jego wyraz twarzy, bo nawet nie byłam pewna czy wolno mi o tym tak w ogóle mówić. Na twarzy Harrego pojawił się szeroki uśmiech, który chciał przemienić się w śmiech, ale starał się ze wszystkich sił nad tym panować.
- Effy nie miała tego na myśli. Ona wprost kocha nasza muzykę, prawda Eff? – powiedział naciskając na słowo kocha i uszczypną mnie lekko w bok, gdzie znajdowała się jego ręka, którą mnie obejmował.

- Tak, jasne. Oczywiście, że tak! – powiedziałam machając ręką i zaczęłam mimo woli się głośno śmiać, bo zdałam sobie sprawę, że wyszło mi to zupełnie sztucznie, a Harry gdy tylko na mnie popatrzył też mu się udzieliło, jednak po chwili postanowiłam się trochę uspokoić, w końcu cały świat mnie widział. - Jednakże ich muzyka wcale mi nie przeszkadza. Oni po prostu robią to co kochają i to jest cudowne. - odpowiedziałam, o dziwno, zgodnie z tym co myślałam. W jakimś stopniu rzeczywiście podobało mi się to, że robią to co lubią.
-A jak się poznaliście, to było coś romantycznego?
-Raczej nic ciekawego. Po prostu ja mieszkałam z Elizabeth Calder, ona jest dziewczyną Lou, więc tak jakoś wyszło.
-Połączyło nas niesamowite uczucie, wie pani jak to jest... już przy pierwszym spotkaniu, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały poczułem coś tu. – Harry mówił uniesionym, teatralnym głosem, jakby to było coś wielkiego i wskazał na swoje serce, a ja kiwałam głową, patrząc na niego i stwarzając wrażenie , że tak rzeczywiście było i ja także to poczułam. Myślałam, że tam zaraz zacznę zwijać się ze śmiechu! Nie wiedziałam, że Styles ma taką wyobraźnie i naoglądał się tyle komedii romantycznych, ale na szczęście jakoś nad sobą panowałam i nie dałam niczego po sobie poznać, ale czułam w środku, że na długo nie pozwolę mu o tym zapomnieć, nabijając się z niego. – No wie pani, tak jak w filmach! To jest moja księżniczka, a ja jestem jej księciem na białym koniu. - przy swoim ostatnim zdaniu rozłożył ręce w górze, jakby to było coś wielkiego.- To spadło na nas jak grom z jasnego nieba. – kobieta chyba była pod ogromnym wrażeniem uroku Harrego i jego historii, bo była wpatrzona w niego, jakby widziałam cud świata.
-A jak twoje relacje z Niallem? -jej zadawanie pytań jakoś wyjątkowo mnie nie męczyło, chyba dlatego, ze jakoś bardzo nachalnie nie wpieprzała się w nasze osobiste życie. Wydawała się być bardzo życzliwą osobą, a skoro dla mnie taka była, postanowiłam odpłacić się tym samym, ale czułam, że nasz wywiad potrwa jeszcze z dobrą godzinę...



*Abby*


-Hej czemu tu stoisz sama co?- usłyszałam za sobą ostatnio coraz bardziej znajomy głos, który zawsze był przy mnie, gdy tego potrzebowałam.
-Tak wyszło...
-Jak się czujesz?- odpowiedzią na jego pytanie było lekkie skinienie moją głową w kierunku, w którym mój wzrok tkwił już dobre 15 min. Justin wraz z Seleną udzielali wywiadu jakiemuś mężczyźnie. Pewnie jutro we wszystkich gazetach będą artykuły na temat tego jak uroczą i zakochaną w sobie parą są te owe gwiazdy. Coś w środku we mnie pękało, nie byłam na to gotowa. Ja chciałam zwykłego związku, gdzie chłopak chciały pokazać całemu światu, jak bardzo mnie kocha, a ja? Ukrywam się, jakby nikt nie mógł dowiedzieć się, że istnieje.

Patrzyłam na nich jak świetnie bawią się ze sobą udzielając kilku odpowiedzi na pytania, a wyglądali jakby dominowali swoją miłością nad całą salą. Brunetka coś mówiła do mikrofonu, odpowiadając na jakieś ważne pytanie, a Justin zaczął ją całować parę razy w policzek, na co ona się lekko odchyliła śmiejąc się z tego.
- Uroczę czyż nie? – warknęłam.
-Chodź stąd. Nie będziesz na to dłużej patrzyła.- pociągnął mnie za rękę i wyszliśmy z pomieszczenia.- Zobacz ile tu jeszcze do zjedzenia. Weź no...Jak można takie pyszności marnować! A to wszystko za darmo! – zaśmiałam się i chwyciłam chętnie jego dłoń.



* Effy *


Stałam już dobrze zmęczona  zadawaniem pytań i moimi obcasami. Kobieta podekscytowana dopytywała się teraz o prawie każdy szczegół i nie mieliśmy nawet możliwości, aby przerwać jej paplaninę, a moja sympatia do niej malała z każdą minutą. Harry ciągle opowiadał jakieś przygody z naszego życia i chłopaków, był chyba już do tego przyzwyczajony, a kobieta była całkowicie nim oczarowana. Ja w sumie także dobrze się bawiłam poznając sekrety chłopaków, ale bez przesady. Kiedyś trzeba skończyć! Jednak chyba sto razy bardziej wolałam to niż to, co właśnie zobaczyłam. W drzwiach stała osoba której najmniej się spodziewałam. Rykeyla. Stanęłam delikatnie na palcach i wyszeptałam do Stylesa krótkie "zaraz wracam", na co kobieta tylko zachichotała i skomentowała " czyż nie są uroczy". Paranoja, bo ja przecież nic takiego nie powiedziałam! Ale ona chyba wciąż była pod urokiem opowieści o naszej miłości.
-Przepraszam na moment.- odwzajemniłam delikatnie jej uśmiech i poszłam w kierunku dziewczyny, która teraz była tu najmniej mile widziana.
-Czego tu szukasz?- wysyczałam przez zęby w jej kierunku, na co na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
-Chyba zapomniałaś o naszej liście co? Za dobrze ci się tu zrobiło, hmm? Media, galę, przekąski… Dobrze wiesz, że to nie jest twój świat.
-Myślisz, że ją dla ciebie zorbie? Chyba sobie ze mnie kpisz! – powiedziałam splatając ręce na klatce piersiowej i patrząc na nią z pogardą. - A teraz radze ci, spieprzaj stąd, bo za chwilę nie będzie tak przyjemnie.
-Raczej ją dla mnie zrobisz mała. No chyba, że chcesz, aby twój nowy chłopaka na tym ucierpiał, wiesz...Ja też potrafię być groźna.- tego własne się najbardziej bałam, że wszystko teraz będzie się działo przeciwko mnie, ale nie chciałam by za moje błędy ktokolwiek cierpiał, a zwłaszcza on. A na pewno nie oni! "To by było na tyle w temacie mojego nowego życia"
-Zrobię to, ale pod pewnym warunkiem...Ty odkręcasz tą swoją wyimaginowaną ciąże...



---------------------------------------

Możecie mnie zabić!!!
Przepraszam Was za tak długie nie dodawanie i złe informację na asku, ale się nie wyrobiłam, a potem miałam tyle sprawdzianów, że głowa mała!
Ale wynagradzam Wam to Hazzą ♥ Mam nadzieję, że je przyjmiecie ;33
Co sądzicie o ich związku? O umowie Effy z Rykeylą? I reakcji Malika na taką wiadomość?
Trochę się zawiodłam jednak na komentarzach pod ostatnim postem, no ale życie :( Mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej.
 I przepraszam wszystkie blogerki , które nie dostały jeszcze komentarza pod swoim postem, ale jestem w trakcie nadrabiania ♥
Z ręką na sercu mogę Wam powiedzieć, że następny będzie na pewno szybszy niż ten <3
 Buziaki ;33