*Effy*
- Może
żółwia ?. – spytał niepewnie Louis. Siedzieliśmy tu już dobrą godzinę, ustalając
co kupimy Malikowi na urodziny. Co prawda miałam już niezły pomysł na to, od
dobrych dwóch dni, ale chciałam trochę ich pomęczyć, niech trochę jeszcze się
potrudzą, tak wiem jestem okrutna. Ale nie martwicie się i tak rzucali coraz
gorsze pomysły.
- Żółwia ?!
ciebie Louis już do reszty pojebało ?. – załamał się Liam.
- Kupmy mu
po prostu jakąś zajebistą, odjechaną w kosmos bluzę. – zaproponował po raz 1000
Harry, który myślał cały czas tylko i wyłącznie o ubraniach.
- Jasne,
których ma już tyle, że mu się w szafce nie mieszczą. – skomentowała Abby.
- Dobra ludzie, mam
zajebisty pomysł. – postanowiłam się nad nimi zlitować i w końcu pozwolić żeby
myśli ujrzały światło dzienne. Wszystkie zdziwione pary oczu zwrócił się na mnie,
ponieważ od początku tego spotkania nie odezwałam się ani razu. – wiecie
dobrze, że jego urodziny są dzisiaj… nie mamy za dużo czasu, ale komis jest całkiem
nie daleko. Kupmy mu motor. – wiedziałam, że mulat będzie zachwycony, ponieważ
wiem dobrze, że marzył o tym już o dłuższego czasu. Choć nie powiedział nigdy
tego na głos, widziałam z jakim zaangażowaniem zawsze ogląda programy
motoryzacyjne. W pokoju zapadła głucha cisza, która świadczyła o tym, że każdy
musiał to poważnie obmyślić jaki i podsumować za i przeciw.
- Dobrze wiem, jak bardzo Zayn chciałby mieć motor, ale to
przecież jest niebezpieczne… - powiedział niezdecydowany Liam.
- Liam ma rację. – powiedziała zatroskana Elizabeth. – teraz
jest tyle wypadków …
- Ale skoro on by go chciał… to czemu nie. – poparła mnie
Abby.
- Ja tam jestem za Effy. – powiedział dumnie Harry. – jeśli
wy się nie zgodzicie, to sam z nią pojadę i mu go kupimy. – posłałam chłopakowi
radosny uśmiech.
- Oj co nam szkodzi. – podsumował zajadający orzeszki Niall.
- Zbierajcie się jedziemy, coś wybrać dla niego. – powiedział
przekonany Liam.
- A czy ktoś
z nas w ogóle się na tym zna ?. – jęknął Louis szukając drugiego buta pod
łóżkiem, ale nikt nie zwracał na niego najmniejszej uwagi, wszyscy zaczęliśmy ubierać
kurtki. Chłopaki zadzwonili do jakiegoś doradcy, który pomógł nam kupić
najlepszy pojazd jaki był na tej parceli, no cóż zalety milionerów. Wiedziałam,
że chłopakowi bardzo się spodoba i nigdy nie zapomni tych urodzin, zwłaszcza,
że zaplanowaliśmy mu później imprezę w klubie blisko naszego akademika, ale na to
raczej był przygotowany.
* Harry *
Siedziałem zniecierpliwiony
za jakimś krzakiem, który miał mnie całego zakryć, jednak uparcie nie spełniał
swoich warunków, ponieważ dostawał mi mniej więcej do pasa więc musiałem się
nieźle schylać, zresztą nie tylko ja…
Louisowi też nie było łatwo, ale chłopak dawał radę pewnie w połowie
była to zasługa tego, że już nie mógł się doczekać Zayna miny kiedy zobaczy
swój prezent. Reszta miała dużo łatwiej niż my, ponieważ ich kryjówki były na
tyle wysokie, że aż mogli pozwolić sobie na stanie za nimi, pozazdrościć. Nadal
nie wiem jak to się stało, że to Effy dzwoniła do jubilata i to ona stoi jak
normlany człowiek koło wspólnego prezentu, tylko ona się nie schowała i czekała
na niego, zawsze taką rolę odgrywał Liam ale jak widać to się zmieniło, jak
wszystko wraz z przyjazdem dziewczyn. Nie wiem jak to się dzieje, ale ona
zawsze ma najlepiej z nas wszystkich. Wbrew pozorom wcale mi się nie nudziło,
chociaż już porządnie zdążyły mi
ścierpnąć plecy, Niall cały czas robił w moją stronę głupie miny, lub byłem
pochłonięty obserwowaniem Effy, jak nerwowo przegryzała wargę czy przechodziła
z nogi na nogę, opierając się o motocykl. Nagle po schodach zszedł Zayn co
wywołało szepty i energiczne ruchy podekscytowania wśród schowanych. Na twarzy
Effy od razu zagościł szeroki uśmiech, a na Zayna ogromne zdziwienie i
podejrzliwość.
- I jak ci
się podoba ?. – zapytała dziewczyna, której wciąż uśmiech nie schodził z
twarzy, chłopak przekrzywił głowę i uśmiechał się do niej z niedowierzeniem.
- Skąd
wiedziałaś ?.
- Wiem czego
ci potrzeba. – uśmiechnęła się do niego zalotnie, na co on podszedł powoli do
niej z łobuzerskim uśmiechem, stanął tak, że ich czoła niemal się stykały, co
było trochę trudne, ponieważ ona dostawała mu do ramienia. Zayn oparł ręce na motorze, gdzie znajdowały
się dłonie Effy i zaczął się zbliżać jeszcze bardziej… Zbyt blisko. Choć nie
odrywałem od nich oczu wiedziałem, że pozostali ludzie w kryjówkach nie
wiedzieli co się dzieję i kiedy mają wychodzić. To wcale nie jest dobry moment.
Muszą jeszcze trochę wytrzymać, ale no cóż… nie każdy jest taki domyślny.
- Niespo… -
Louis zaczął krzyczeć i chciał skoczyć.
- Nieee !! -
musiałem go jakoś zatrzymać, chciałem pociągnąć go z powrotem na ziemie, ale on
jak się później okazało był już w powietrzu, kiedy ja złapałem go za kostkę i
razem wylądowaliśmy dwa metry od naszej kryjówki, po drodze miażdżąc nie
szczęśliwego krzaka i lądując w błocie, każde oczy były zwrócone w naszą
stronę. Nie zdążyłem nawet dojść do siebie, kiedy Niall wyleciał za rośliny
wydając z siebie dzikie odgłosy. Biegł z niebezpieczną prędkością w naszą
stronę i specjalnie wywalił się obok nas w legendarnym już błocie. Po chwili
umazany odwrócił się do tyłu, popatrzył na swoich towarzyszy i z wymalowanym
przerażeniem na twarzy wydukał.
- To nie
było częścią planu, prawda .? – spytał nie pewnie, na to każdy pokręcił głową z
przeczeniem, powstrzymując się od śmiechu. No cóż, na przykładzie, który dał
Niall dowiedzieliśmy się teraz, że czasem warto pomyśleć, a w jego przypadku
przydałoby się ze trzy razy mocniej. W końcu nikt nie wytrzymał i każdy
wybuchnął śmiechem.
* Effy *
„Wyglądał
tak nieziemsko, gdy się uśmiechał „ -myślała gorączkowo brunetka. Cieszył się
jak dziecko, że rzecz o której marzy stoi przed nim i należy do niego. Poza tym
dziewczyna już nie mogła się doczekać kiedy zobaczy jej osobisty prezent dla
niego, który czeka już z niecierpliwością w pokoju. Chłopak także obiecał jej
potem, że zabierze ją na przejażdżkę. Trzymała go za słowo. Czuła, że te
urodziny będą najlepszym dniem w jej życiu.
- No to co
?. – zagadał zadowolony mulat. – zabieram was do klubu, żeby to oblać. – zawtórowały
mu krzyki radości ludzi z ich paczki. – Za 10 minut na dole. – ruszyli zgraną
chmarą w stronę do wejścia akademiku. Każdemu dopisywał świetny humor, dopóki
nie spotkali… Justina, który szedł za rękę z Seleną, każdy zrozumiał sytuację
pomiędzy Justinem a Abby, to znaczy wszyscy wiedzieli, że się unikają i nie
należy ich zmuszać do swojej obecności, może jednak nie wszyscy…
- O siemasz.
– najwyraźniej Louisa nadmiar szczęścia za bardzo poniósł, bo przywitał się z
chłopakiem jakby byli starymi, dobrymi kumplami. – gdzie tak pędzicie ?. – Abby
wpatrywała się zniesmaczona na całą zaistniało sytuację, nie bardzo wiedząc do
czego Louis zmierza. – może poszlibyście z nami na imprezę ?. No wiecie Zayn ma
urodziny i idziemy świętować !. – każdy był tak zaskoczony z biegu wydarzeń
tak, że bali się odezwać, tylko Elizabeth przyciągnęła mocno do siebie
chłopaka, wbijając mu mocno paznokcie w łokieć, dając tym samym znać, żeby to jakoś szybko odkręcił.
Niestety zanim on pojął, zdążyli
odpowiedzieć.
- Jasne
czemu nie ?. W końcu urodziny obchodzi się tylko raz w roku. – odpowiedziała
uroczo Sel, że Effy się zbierało na wymioty. I tak o to genialny Louis wkopał
ich w niezręczną sytuację.
Korzystając z zamieszania, które wprowadziło
wszystkich zaistniałą sytuacją, ciemnowłosa szybko udała się do pokoju.
Czekając z niecierpliwością na Mulata, który za parę chwil miał zobaczyć
upominek, który mu sprezentowała. Po paru minutach pojawił się w drzwiach. Stworzenie
szybko podbiegło do niego merdając ogonkiem.
- Co to
kurwa jest ?. – spytał zdziwiony i przerażony. Effy chciała dać mu coś co
będzie ich do siebie zbliżać, coś co będzie ich obojga, co będzie słodkie, a
także coś co będzie przypominać Mulatowi o niej, gdy jej zabraknie, a doskonale
wiedziała, że kiedyś musi to nastąpić. Dziewczyna poruszała ramionami na znak,
że nie wie, ale była szeroko uśmiechnięta, co sprawiło, że było widać, że
dokładnie wiedziała. Zayn patrzył groźnie jak stworzenie wesoło biega po
pokoju, ale w pewnym momencie potknęło się o własne łapki i zrobił przewrót. Po
pewnym czasie zwycięsko się podniósł i wrócił do przerwanej czynności, co
spowodowało, że na twarzy Mulata pojawił się nieśmiały uśmiech, który z każdą chwilą
pogłębiał się coraz bardziej. Gdy był mały zawsze chciał mieć psa, ale jego
warunki życiowe mu na to nie pozwalały.
- To twój
prezent, więc zaczekałam na ciebie z wybraniem imienia dla niego. – powiedziała
Effy schylając się po pupila, który jak na zawołanie, wskoczył jej zwinnie na ręce. Brunet podszedł do niej z
miną niewyrażającą żadnych emocji i pogłaskał zwierzaka, który w przyszłości,
stanie się jego prawie całym życiem.
- Może…
Efflik ? – powiedział już uśmiechając się do współlokatorki. – będzie on wtedy wspólny.
- Effksik?.
– parsknęła śmiechem.
- Efflik… mi
pasuję. – w jej oczach zatańczyły iskierki szczęścia.
- Naprawdę
jest świetny. – podsumował Malik z uznaniem, patrząc dziewczynie prosto w oczy.
Chciał, żeby naprawdę wiedziała, że jest szczęśliwy. Ten prezent sprawiał że w
środku cieszył się jak malutkie dziecko, które dostało lizaka, ale z pokazaniem
tego na zewnątrz było ciężko
- Wiem Zayn.
Wiem. – powiedziała brunetka kiwając twierdząco głową. Wiedziała czego brakuję
w jego życiu jak nikt nigdy przedtem, była pewna tego, że mu się spodoba i
będzie to dobry wybór. Umiała odczytać uczucia Zayna, nawet te najgłębsze,
które chciał sprytnie schować, ale byli za bardzo do siebie podobni. Mogłoby
się wydawać, że chłopak powiedział to z grzeczności, ale wcale tak nie było. Już
kochał go całym serce, bo wiedział, że to część ich… jako Effy i Zayn.
* Dyskoteka*
Siedzieli w
jednaj z lóż najlepszego klubu w Londynie. Dobrze się bawili oblewając urodziny
najlepszego kumpla. Właśnie dzisiaj dla Zayna spełniło się jedno z największych
marzeń. Motor ! Dostał również psa, który był już głęboko w jego sercu razem z
dziewczyną, która mu go podarowała. Umiał być czuły, ale nie okazywał tego na
zewnątrz. On nie zaznał w życiu czułości, przez co nie umiał jej okazywać. Tylko ci bliscy, ale tacy najbliżsi, mogli
skosztować tej cechy u chłopaka.
Siedzieli
przy stoliku i głośno się śmiali. W pewnym momencie do Effy podszedł dość
wysoki i bardzo dobrze zbudowany mężczyzna, mniej więcej w wieku 23 lat.
Oczarował brunetkę pięknym, szczerym uśmiechem i poprosił do tańca. Zgodziła
się i zgrabnie poszła tańczyć na swoich szpilkach, których ponoć miała już nie
zakładać. Ale to się nie liczyło, bo robiła to, dla jednej osoby i dla tej
jednej osoby chciała wyglądać świetnie.
I wyglądała,
dla niego wyglądała najpiękniej. Zayn patrzył ze wstrzymanym oddechem na
świetnie bawiącą się dziewczynę i zżerała go zazdrość. Jeden obrót, potem
drugi. Świetnie poruszała się do muzyki, przy czym śmiał się razem z
towarzyszem. Pewnie każdy chciałby być teraz na miejscu wysokiego bruneta, ale
to on był tym szczęściarzem. Chłopak jej nigdy takiej nie widział… przynajmniej
nie takiej trzeźwej… Tańczyła, śmiała się i do tego wyglądała tak pięknie.
Mulat nie wytrzymał. Wypił jednym duszkiem whisky ze szklanki i wkroczył na
parkiet. Jednym płynnym ruchem wślizną się między brunetkę, a chłopaka.
Niebieskooka była zdziwiona lecz nie dała po sobie tego poznać, była zadowolona,
że Zayn postanowił do niej dołączyć. Jej już były partner podniósł ręce do
góry, co oznaczało, że oddaje partnerkę i tanecznym ruchem wycofał się do baru.
Z Zaynem
bawiła się jeszcze lepiej. Ich ciała jakby grały ze sobą do rytmu szybkiej
piosenki. Ludzie z lóż i okolicy baru patrzyli na nich z wielkim podziwem, od
dawna już nie widzieli, żeby ktoś tak wspaniale się dogadywał, żeby ktoś tak
idealnie do siebie pasował. Muzyka porywała ich i zbliżała do siebie. W końcu
dziewczyna dotykała już nosem klatki chłopaka, a on cieszył się z tego jak
rozegrał tą sytuację. Brunetka podniosła głowę do góry i napotkała czekoladowe
oczy Mulata. Muzyka powoli cichła. Oni oddychali szybko, jedynie bujając się do
ostatnich nut piosenki.
-Wychodzimy?-
zapytał i delikatnie ujął dłoń dziewczyny, na co jego ona odpowiedziała
szerokim uśmiechem.
* Elizabeth *
Tęsknie. Uwiń się
jak najszybciej bo nie wytrzymam. Peter
xx
Mimo woli na
twarzy brunetki wkradł się delikatny uśmiech. Ona też za nim tęskniła i to
cholernie. Nie mogła bez niego wytrzymać tygodnia, dnia, a nawet minuty.
Chciała być już razem z nim, skryć się w jego bezpiecznych ramionach, znaleźć
ukojenie w jego ustach… Widziała, że źle robi, wiedziała, że nie powinna o nim
nawet myśleć, a co dopiero się z nim umawiać, jak i z nim być. Z każdą chwilą,
gdy pomyślała o kłamstwach wobec Louisa brzydziła się sama sobą, nie mogła
znieść myśli, że go okłamuje, że sprawia mu ból, o którym on jeszcze nie ma
pojęcia.
- A co tu
moja królewna tak stoi z dala od innych. – wyszeptał jej Louis na ucho,
obejmując ją od tyłu w tali.
- A tak się
zamyśliłam. – powiedziała, bardziej się wtulając w bruneta.
- Mam
nadzieję, że o mnie. – zabolało. Poczuła mocne ukłucie w brzuchu, bo prawda
była zupełnie inna, jej powodem westchnień był nie kto inny jak profesor,
Peter.
- Jasne. –
powiedziała pewnie, patrząc czule na chłopaka. Co jak co, ale z całego serca go
kochała, nie wyobrażała sobie życia bez niego. Chociaż wiedziała, że nie może
grać na dwa fronty i kiedyś musi dokonać wyboru odkładała tę sprawę z miesiąca
na miesiąc, czekając, aż w końcu życie i los za nią wybierze. Przyjmie każdą
decyzję z godnością, nawet jakby to miało oznaczać stracenia ich obu, bo
wiedziała, że na to w pełni sobie zasłużyła.
* Abby *
Stała
kawałek zapatrzona w przytulających się Louisa i El, gdyby ich nie znała
mogłaby z łatwością stwierdzić, że są w sobie tak zapatrzeć, że poza sobą
świata nie widzą, że kochają się całym sercem. Ale ona ich znała… i dobrze
wiedziała, że Elizabeth zdradza Louisa. Na samą myśl o tym, że może tak po
prostu udawać i okłamywać go, rzygać jej się chciało. Może dlatego, że ta
sytuacja strasznie kojarzy jej się z własną, jej i Justina ?. Biber zachowywał
się dokładnie tak jak El, oszukiwał, zdradzał, ranił. Ten sam mechanizm,
którego dziewczyna nie mogła znieść, który ją z dnia na dzień coraz bardziej
wykańczał, a w dodatku jeszcze przyszli tu dzisiaj z nimi… Nie mogła dużej
patrzyć się na nich… na ich słodkie minki, za ich trzymanie za ręce, to było za
dużo. Stoi tu już od dobrych 30 minut i nadal nie może się zebrać w sobie, żeby
z powrotem tam wejść.
- Nie
przeszkadzam ?. – usłyszała za sobą głos Seleny i bezgłośnie w duchu jęknęła z
rozpaczy. Po co ona tu w ogóle przyszła ?!.
- A jak
myślisz ?. – syknęła Abby.
- Rozumiem,
że jesteś zła. – powiedziała stając obok niej. – ale nie masz o co. Dobrze
wiem, że ty i Justin się wcześniej umawialiście.
- O to super
!. Preferujecie poligamie ?. – w jej głosie dało się usłyszeć ogromną irytację.
- Ja i
Justin nie jesteśmy razem. To zwykły kontrakt, który zdecydowaliśmy się podpisać
dla podwyższenia kariery. Serio. Oczywiście to nie świadczy o tym, że się nie
lubimy. Jesteśmy starymi, dobrymi przyjaciółmi, dlatego nie mogłam patrzeć jak
rozpaczał, gdy cię w jakiś sposób stracił… Naprawdę jest mu przykro, że tak to
wszystko się potoczyło. Proszę cię daj mu jeszcze jedną szansę. – Abby słuchała
Seleny nie wierząc, że te słowa wypłynęły kiedykolwiek z jej słów. Była w
szoku. Wydawało się to jej niemal nie możliwe
- Pozwól na
chwilę. – powiedziała nerwowo Abby, sprawnie ją mijając, chciała pójść w jakieś
ciche miejsce, przemyśleć to wszystko, a co najważniejsze musiała postanowić
czy wierzy w to wszystko.
* Effy *
Zayn
wyciągnął paczkę papierosów zachęcająco w jej stronę , na co brunetka bez
zastanowienia skorzystała z propozycji.
- Myślałem,
że rzuciłaś palenie.
- Ja też tak
myślałam, dopóki nie poznałam ciebie. – powiedziała Effy z zadziornym
uśmiechem.
Szli jakąś
opustoszałą uliczką, nawet nie wiedząc gdzie są, ale im obu to nie przeszkadzało.
Oboje chcieli się wyciszyć jaki i odpocząć od hałasów, pragnęli tylko swojej
obecności.
Było koło
dwunastej w nocy. Nagle gdzieś z oddali usłyszeli, że coś strzela. Popatrzyli
oboje w niebo i ujrzeli przepiękne fajerwerki, które rozświetlały granatowe
niebo. Nie tylko oni widocznie coś świętowali.
-Wszystkiego
najlepszego Zayn.- powiedziała brunetka nie odrywając oczu od nieba.
-Wszystko co
najlepsze dzisiaj już się spełniło.- uśmiechną się delikatnie, zerkając od
czasu do czasu na dziewczynę.- włączając w to ciebie.- szepną w sumie do siebie
mając nadzieję, niebieskooka nie usłyszy. Tak było, nie usłyszała, ale
odwróciła się do chłopaka i zatonęła w jego oczach. On też nie panował nad tym
o robi i gdyby nie kropla deszczu, która nie kapnęła na nos dziewczyny, pewnie by się od siebie nie
oderwali. Chłopak zaśmiał się i kciukiem otarł nos brunetki. Z nieba już nie
kropiło, a lało i na niebie rozbłyskały się pioruny.
-Przydałoby
się wracać.- Effy dała znać, że chodzi jej o deszcz, lecz dodała po chwili.-
Ale nie chce mi się tam iść, tu jest za perfekcyjnie.
-Nikt nam nie
każde wracać.- powiedział, wziął ją za rękę i skierował się w stronę najbliższej
ławki.-Siadamy ?- nie czekał na odpowiedź i usiadł.
-Ymm…ale tu
jest mokro.- odpowiedziała zaskoczona i postanowiła, że nie chce mieć mokrych
spodni.
-Możesz
usiąść na moich kolanach.- powiedział z cwaniackim uśmiechem. Dziewczyna miała
swoje zasady, których nigdy nie łamała. Pokręciła przecząco głową na znak, że
się nie zgadza.
-Postoję.-
odpowiedziała stanowczo. Mulat postanowił, że nie będzie jej namawiał, ale po
pewnym czasie popatrzył na jej szpilki, a później współczującym wzrokiem na
nią. Pewnym ruchem ręki przyciągną ją do siebie tak, że wylądowała na jego
kolanach.
-Nie
wygodniej ?
-Ujdzie w
tłumie.- powiedziała, nie chcąc przyznać Malikowi racji. Chłopak schylił głowę
w dół i zaśmiał się pod nosem.
-A tobie tak
nie mokro.?- popatrzyła na mokra ławkę i mimowolnie się zaśmiała.
-Czego się
nie robi dla dziewczyny.- „a właściwie czego się nie robi dla tej jedynej
dziewczyny”- tego już nie powiedział, ale miał na to wielką ochotę. Właśnie dla
niej zrobiłby wszystko. Uwielbiał ją za szczerość, za to, że umiała wygarnąć
wszystkim to co jej nie pasowało, za
pewność siebie, która przy nim była mniejsza, za ten niebieskie oczy, które
przeszywały go na wylot, za to, że musiał się o nią starać, za to, że był wstanie
zrobić dla niej wszystko, a nawet za to, że za każdym razem ubierała buty na obcasach, chodź tak
bardzo ich nienawidziła. Na samą myśl o tym uśmiechną się, a brunetka
popatrzyła na niego jak na idiotę. „I to też mi się w niej podoba”- pomyślał,
po czym przypomniała mu się jego obietnica.
-Miałem cię
zabrać na przejażdżkę.- powiedział i zabawnie poruszał brwiami.
- Ale chyba
jesteśmy trochę pijani co nie ?
-Raz się
żyje.
No właśnie życie jest jedno i w pochopny sposób można je stracić.
-------------------------------------------------------------
Elo kociaki ;D
No więc mamy rozdział 15. Wyszedł mi jakiś taki dłuuuugi ?
Więc jeśli go przeczytacie i dojdziecie do końca to jesteście wielkie ! Normalnie bije wielkie pokłony ;*
Nawet nie wiecie jak mnie cieszą nowe osóbki, które odwiedzają bloga :D
Kocham was całym sercem.
A jak wam się podobają urodziny Zayna, ? ;> jego prezenty ?
Powiem wam tylko tak w sekrecie, że to jeszcze nie koniec ^^. W następnym rozdziale będzie ciąg dalszy ;) Jak myślicie co się wydarzy ?
Pewnie zauważyłyście, że część jest pisana w trzeciej osobie. Którą wolicie ?
Pewnie zauważyłyście, że część jest pisana w trzeciej osobie. Którą wolicie ?
No to widzimy się przy następnym :) Być może już w sobotę ;*
Ps. Za wszystkie błędy przepraszam- pisany w pośpiechu :)
♥♥♥