czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 26 : Zaklinam Cię... i kocham Cię







- przecież przyrzekałaś mi, że to był żart i nigdy nic takiego się nie działo, prawda?! – wypalił roztrzęsiony Harry.
- Ha! Wiedziałem! – wypalił szczęśliwy Liam, klaszcząc w ręce.
-Masz coś jeszcze kurwa do powiedzenia Liam?- warkną Niall, który, aż poczerwieniał z nadmiaru emocji, a jego palce zaciśnięte w pięści pobielały. Każdy zrozumiał powagę sytuacji i rozdrażnienie chłopaka, bo przecież blondyn choćby cokolwiek się działo nigdy nie przeklinał, ale tu przecież chodziło o jego małą, „niewinną” siostrzyczkę… Niall był wściekły na nią tak samo jak i na siebie. Rozumiał ile przeszła i uważał, że to NIE ona odpowiada za to wszystko co się teraz dzieje wokół niej, to życie ją tak skrzywdziło, nie dając szansy na lepsze jutro, ale dlaczego tak bardzo usiłuję je sobie doszczętnie popsuć?! Jej życie polega tylko i wyłącznie na spadaniu w dół, a potem uparcie usiłuję tam zostać, wykańczając się tam z dania na dzień. Przecież bardzo dobrze wiem, że tego nienawidzi, nienawidzi być na samym dole, więc dlaczego to robi?! gdy wszyscy dokoła chcą podać jej dłoń na wydostaniecie się ta się odwraca od nich jeszcze bardziej... Dlaczego jest tak mało rozważna?- Mimo wszystko co robi i w co się pakuję nie masz kurwa prawa tak mówić o mojej siostrze! - rzucił ostro w jego stronę piorunując go wzrokiem.

- Effy dlaczego mi nie powiedziałaś?!  – rozwścieczony Harry trzymający się na granicy wytrzymałości, cały poczerwieniał starając się to pojąć. – Pomógł bym ci do cholery!! – Wilson nie płakała, bo była silna, ale za to była wściekła, była wściekła na nich wszystkich, BO CO ONI KURWA WSZYSCY MOGĄ O TYM WIEDZIEĆ??!!! Nie mają pojęcia co teraz myślę, dlaczego to robię… Nie potrafią mnie choćby w  pewnym stopniu zrozumieć… To moje życie i w pewnym stopniu mi się to podoba, więc dlaczego do cholery każdy stara mi się pomóc?! Mi NIKT nie jest w  stanie pomóc. Ja po prostu chcę umrzeć, zniknąć i już nigdy więcej się nie pojawiać, czy tak trudno to uszanować?
- Oj dajcie jej już spokój… Przecież teraz to nie taki ważne. Przed chwilą jakaś laska wmawiała mi, że jestem ojcem jej dziecka! – większość ludzi teraz pomyślałaby, że to egoista wpatrzony w samego siebie, że nie obchodzą go innych problemy, liczą się tylko jego. Jednak tylko tak naprawdę bliscy przyjaciele, tacy jak Effy i Liam wiedzieli, że zrobił to tylko dla niej, aby wszyscy wokoło dali jej spokój. Widział, że szatynka takiego gadania nienawidzi i wręcz po takim czymś chce jeszcze bardziej brać to świństwo, chce zrobić im na złość i udowodnić po raz setny, że nikt jej nie będzie mówił co ma robić i że nikt po za nią samą nie ma na nią wpływu. Proszę państwa! przed wami Effy! Kobieta nieprzewidywalna do granic możliwości. Malik na samą myśl o tym po cichu się zaśmiał i każdy popatrzył na niego jak na idiotę, bo przed chwilą krzyczał, a jego dziewczyna najprawdopodobniej go rzuciła.
- Zayn, ale przecież ty z nią poszedłeś do tego hotelu… - powiedział mało dosłyszalnie Harry. – takie rzeczy się przecież zdarzają, nawet najlepszym… Nic się nie martw Perr…
- Kurwa czy ty mnie słuchasz?! – szybko przerwał mu rozwścieczony Mulat. – tak ok wtedy we wtorek, po klubie, poszedłem tam z nią, całowałem się z nią, ale gdy przyszło co do czego… - Malik podniósł się i popatrzył na Effy oczekując od niej jakiś reakcji, nawet najmniejszej, jakiegoś mrugnięcia, uniesienia najdelikatniej kącików ust ku górze, zaciśniętej szczęki z nerwów, cokolwiek. Jednak ona stała z miną bez wyrazu twarzy, wlepiając swój wzrok prosto w niego. – Jednak gdy przyszło co do czego, poszedłem. Uciekłem od niej i włóczyłem się po parku gdzieś do czwartej nad ranem… Musiałem… Musiałem przemyśleć parę spraw.
- We wtorek? – wypalił ni stąd ni zowąd Louis. – Przecież El wtedy w parku sprzątała po koncercie do rana… Elizabeth widziałaś wtedy tam Zayna? Przepraszam Zayn, ale musimy wiedzieć. - El nagle poczuła jak gorące ciepło rozchodzi się po jej ciele. Pulsująca krew w tętnicach, jakby chciała się stamtąd wydostać, zaczęła szaleć w tą i z powrotem, sprawiając, że zabrakło jej niemal powietrza.
- Tylko, że tam nie było żadnego festynu. – wypalił, nic nie rozumiejąc Malik, a Louis popatrzył zdezorientowany na swoją dziewczynę, a ona ta jeszcze bardziej nie wiedziała co ma zrobić, czując, że zaraz zemdleje. Próbowała w gorączkowym tempie wymyślić coś sensownego, w co uwierzyłby jej chłopak.
-Bo  w ostatniej chwili go odwołali… Wiecie jak to jest. Raz obiecują potem w końcu go nie ma. – machała szybko rękoma ze zdenerwowana -  I nawet szłam do waszego pokoju, żeby wam powiedzieć o tym, ale zadzwoniła do mnie Abby i poprosiła o pomoc w robieniu zaproszeń na bal.- uśmiechnęła się słodko i znacząco popatrzyła na Abb. Nie mogła powiedzieć mu, przecież, że była wtedy z Peterem ! Przecież to byłby jej koniec! Jej i Louisa.  Jego świat runąłby i rozpadł się na malutkie kawałeczki, a ona przecież tego nie chciała… Za żadne skarby świata…
- Ale w tam ten wtorek, przecież Abby ..- Zaczął Justin, ale przerwał, gdy zobaczył spojrzenie Abby. W trybie natychmiastowym zrozumiał o co chodzi i zaczął nawijać jak najęty. – Wtedy  była taka fajna wyprzedaż w centrum handlowym! Mówię wam! Byliśmy z Sel i żałujcie, że nie byliście. Nawet chyba jeszcze trwa więc jak coś to... Ten... Możecie iść...- Zająknął się na koniec i posłał sztuczny uśmiech do chłopaka. Nie łapał się o co chodzi w tym wszystkim, ale wiedział, ze ma to jakieś wielkie znaczenie. Abby po słowach wypowiedzianych przez Justina poczuła ukłucie w sercu. Nie wiedziała dlaczego, bo przecież chłopak był wtedy z nią, a nie z Sel, ale coś w środku ją bolała. Czy to była zazdrość...?
 Effy głęboko i głośno westchnęła i wyszła z pokoju. Miała dość już tego teatrzyku. Proszę was ! co to ma być w ogóle?! Czy naprawdę nikt z nich się już nie domyślił o romansie El, nawet jeśli nie, to po tej akcji, już awantura murowana. Była już koło delikatesów, kiedy usłyszała za sobą znajomy głos.
- Hej ! Effy ! A ty gdzie idziesz co? - odwróciła się w stronę dobiegającego o dziwo przyjaznego głosu Harrego.
- Idę do hotelu... Jestem strasznie zmęczona. – powiedziała oschle, bo czuła, że zaraz zacznie się kazanie na temat jej postępowania.
- No widać...- Harry zaśmiał się przyjaźnie do dziewczyny. - Ale zanim pójdziesz mam dla ciebie prezent… - Effy patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, czekając kiedy ktoś zaraz wybiegnie z jakiś krzaków krzycząc, że dała się nabrać, ale nic takiego się nie stało, on naprawdę był dla niej szczerze miły.
- Harry? Dlaczego jesteś dla mnie miły? – spytała ostrożnie, dobierając z dokładnością każdy wyraz. – po tym kiedy tak cię bezczelnie okłamałam, ty jeszcze uśmiechasz się do mnie?!
- Oj przestań było minęło… - pomachał w powietrzu ręką cały w skowronkach, a potem ujął jej dłoń i pociągnął w swoją stronę, oddała uścisk, a on obdarował ją jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, a dziewczyna nawet nie wyobrażała sobie, żeby go nie odwzajemnić. Wydawało jej się to  co najmniej „dziwne”? Nie to nie było dziwne... To było przedziwne! Osoba która dowiaduję się, że ją okłamywałaś przez cały czas, tak się nie zachowuje!! Nawet jakby nie wiem jak cię lubiła, tak nie robi… Coś mi tu śmierdzi… O co mu chodzi do cholery?  Cieszyła się z jednej strony, że ma takiego wspaniałego przyjaciela, ale nie wierzyła mu do końca z tym przebaczeniem... Gdy wrócili do akademika, weszli do pokoju Harrego.
-Dobra...Zamknij oczy...
-Muszę?
-No zamykaj!- zrobiła to co jej kazał i czekała na dalszy rozwój akcji. Nie miała pojęcia co się zaraz wydarzy, a miała złe przeczucie. "Harry ma powalone pomysły "- pomyślała i zaśmiała się na samą myśl o tym co mógł tym razem wymyślić. Dziwne, że tak łatwo dała sie namówić na to zamknięcie oczu, powinna była to przemyśleć...
-Możesz otworzyć...- otworzyła powoli oczy, jakby bała się, ze zaraz wybuchnie jakaś bomba, albo pogryzie ją niedźwiedź. Jednak jej oczom ukazała się mała kuleczka z merdająca ogonem.
-Co to jest? – wyszeptała z bólem serca.
-No pomyślałem, że się ucieszysz...Wiesz...No...- jąkał sie i nie wiedział jak posklejać zdanie, tak aby nie walnąć jakiejś bzdury. Nie chciał by cokolwiek nie poszło po jego myśli.- Tak bardzo cierpiałaś po tym jak straciłaś tego Efflika, którego podarowałaś Zaynowi i chciałem ci jakoś to wynagrodzić. Ten debil na ciebie nie zasługuje, jesteś dla niego za dobra...- Effy nie mogła tego już dłużej słuchać. Nie wierzyła w to co widzi i słyszy. Jak mogła dopuścić do czegoś takiego?! Przecież są przyjaciółmi!!
-Ty... Harry ty się we mnie zakochałeś?- złapała sie za głowę i pokręciła nie z niedowierzaniem - Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi! Jak mogło się to stać?! Kurwa przecież ci ufałam i myślałam, ze mogę na tobie polegać! Kuźwa Styles! Robisz to, żeby skłócić mnie z Zaynem, tak?! Czego mylisz tylko o sobie?! Ty pieprzony egoisto! Ja go kocham, rozumiesz?! Kocham! Nie mogę! nie dam rady być z jego najlepszym przyjacielem!! To ponad moje siły, rozumiesz?! Chcę abyś mnie zostawił w spokoju. - Wyszła szybko z pokoju zostawiając Stylesa w totalnym szoku, nie pozwalając mu nawet dojść do słowa. Myślał, że uszczęśliwi Eff, ale coś wyszło nie tak. Nie miał pojęcia o czym mówiła do niego dziewczyna. Przecież dla niego byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi!! Kochał ją, ale jak swoją młodszą, zadziorną siostrę, nic więcej... Nawet, gdyby próbowali być razem, wiedział, że w żadnym wypadku nie wyszło by im, są niemal jak ogień i woda. Nie pasują do siebie.
"Przecież to niedorzeczne"- pomyślał i klęknął przy szczęśliwym piesku. Co miał z nim teraz zrobić? "Oddam siostrze" Przyszło u do głowy i wyciągnął telefon, aby do niej zadzwonić. Chciał też poradzić się jej w sprawie Effy, przecież nie chciał stracić najlepszej przyjaciółki, a wszystko było w jak najlepszej drodze, żeby to się stało.



*Zayn*


Wszedł do pokoju w hotelu, gdzie mieszkała Effy. Wyszedł zaraz za nią, ale nie chciał iść razem z nią… Potrzebował samotności, wyciszenia i nawet nie zauważył kiedy same nogi powiodły go tutaj… Nie miał pojęcia dlaczego i po co tu idzie, ale wiedział, że potrzebuje wsparcia od osoby, która go zrozumie, wysłucha, da oparcie. Na nikogo innego nie mógł liczyć. ONA była właśnie tą osobą z którą chciał teraz pobyć. Ku jego zdziwieniu  nie zobaczył już w środku tego bałaganu, który był tu ostatnio. Było tu tak czysto, jakby pokój był całkiem nowy. " Ciekawe kiedy to posprzątała "- pomyślał i zaczął rozglądać się w poszukiwaniu dziewczyny.
-Effy?
-W łazience ...- odpowiedziała, a on skierował się do drzwi, lekko w nie pukając.
-Mogę wejść? – spytał z wielką nadzieją, że uzyska zadawalającą odpowiedzi.
-Mhm...- odetchną z ulgą, wszedł i zobaczył dziewczynę siedzącą na podłodze, opierającą się o wannę z Jackiem Danielsem w ręku. " Dzisiaj to i jak bym się napił "- usiadł obok niej i oparł głowę o ścianę. Milczeli przez dłuższą chwilę, ale nie przeszkadzało im to.
-Nie rozbiłem tego Effy... – popatrzył na nią z nadzieją, jednak ona milczała popijając ostry piekący płyn, patrząc się przed siebie. - oni mi nie wierzą… Sama widziałaś, ale ja naprawdę tego nie zrobiłem...- zaczął zrezygnowany po długiej ciszy. Próbował się bronić chyba bardziej przed samym sobą niż przed nią, ale chciał jej to wyjaśnić... Czuł taką wewnętrzną potrzebę… Widział, że chcę usłyszeć to od niego, choć pewnie i tak znając ją znała już całą historie - To było po moich urodzinach, jak jeździliśmy na motorze. Poszliśmy potem z Liamem i Harrym do klubu i poznaliśmy tę dziewczynę, wydawała się taka sama... I samotna… - Effy prychnęła głośno z rozbawienia, ale Mulat nie przerywał  - Wyszedłem z nią ,ale nic nie zaszło! Nic! Błagam powiedz, że mi wierzysz. Wierzysz mi?- zapytał zrezygnowany i podniósł się, aby popatrzeć na dziewczynę, która powoli odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła na niego niebieskimi tęczówkami przesiąkniętymi miłością.
-Wierzę Zayn wierzę...- powiedziała – I bardzo często to jest właśnie mój problem… Za bardzo ci ufam… Za wiele dla mnie znaczysz. – powiedziała z trudem, a w jej oczach zabłysła szczerość i wyrozumiałość, po czym  podała mu butelkę z alkoholem, odwracając się do poprzedniego punktu jej patrzenia  – Tylko ty potrafisz mnie tak niszczyć i doprowadzać do szaleństwa.
- Staram się jak mogę. – pokręcił głową na znak, że już jest tym wszystkim zmęczony i nie wie co dalej robić, po czym wziął delikatnie wziął jej butelkę i upił duży łyk cieczy.
- Ty się starasz?! Ty?! – nie wytrzymała i energicznie się podniosła na siedząco. -  Co ty niby takiego robisz z tym, co?! Jesteśmy w punkcie wyjścia, jak zawsze, wiesz?! Bo jesteśmy w tym samym miejscu co dwa miesiące temu! Nic się nie zmieniło! nic rozumiesz?!. , nadal nie wiem na czym stoję, a ty po prostu skaczesz sobie z kwiatka na kwiatek. Jeśli chcesz być z nią, to mnie zostaw Zayn… zostaw mnie, tylko tyle. Żyj sobie z nią, mną się nie przejmuj – w jej oczach zawitały raniące  łzy, które tak rzadko widywał. – Za każdym razem gdy cię widzę, myślę sobie - teraz będzie lepiej! Teraz się nie dam, pokaże mu na co mnie stać bez niego, ale  jak mam to zrobić?! No jak?! Jak mam ci uwodnić,  że sobie poradzę? Skoro ty cały czas się do mnie coraz bardziej zbliżasz. - popatrzyła na jego tęczówki i ogarnął ją jeszcze większy gniew. – Nie rób tego! Kurwa tylko nie tego! Nie patrz na mnie tak jakby ci na mnie zależało! Mam już dość tego udawania… To jest najgorsze w tym wszystkim wiesz? Bo robisz mi nadzieje. Codziennie rano, gdy tylko na ciebie patrzę, ty patrzysz tak jak teraz, jakby poza mną świat się nie liczył, a tymczasem jesteś z nią… Tak bardzo cię nienawidzę .. Tak bardzo.. – powiedziała krzywiąc się z bólu i energicznie machając głową. – Że, aż cię kurwa mocno kocham, ale ty i tak masz to kurwa gdzieś! Dla ciebie się liczy tylko, żebym nie zaćpała się na śmierć, bo miałbyś wtedy wyrzuty sumienia, a co by było gdyby przypadkiem dowiedziała się o tym Perrie. – zakryła z przerażenia teatralnie usta, po czym nagle jej twarz zmieniła się na obojętną i jakby czymś obrzydzona . – Nie obchodzi mnie to. – powiedziała na ostatku sił i zrezygnowana oparła się ponownie o wannę upijając łyk wódki.  Chłopak nie wiedząc za bardzo co zrobić, nigdy jeszcze u nikogo nie widział, aż tylu emocji… Takiego zmieszania uczuć… Nienawiści, miłość, współczucia, obrzydzenia... Razem ze sobą się nawzajem przeplatywały, walczyły które okażą się silniejsze od tam tych, każda z nich chciała wygrać. Zayn zmieszany do głębi granic, najdelikatniej jak potrafił dotknął jej dłoni i musnął, za to ona szybko ją zabrała i prychnęło z rozwścieczenia i obrzydzenia. Nagle poczuł już te znajome uczucie… Gdy jego całe ciało ogrania go gorące ciepło, a mięśni jak zahipnotyzowane zaczęły szaleć i miały ochotę coś rozwalić. Bał się tego gniewu jak każdego, zawsze gdy się wyłaniał działo się coś złego. Jeszcze przez chwilę starał się ze wszystkich sił je zachować  sobie, ale ono było silniejsze.
- Czy ty kura myślisz, że mi jest łatwo?! – szybko podniósł się na nogi, patrząc z nienawiścią na dziewczynę. – Każdego dnia ! Każdego pierdolonego dnia, patrzę w lustro i już sam nie wiem kto tam stoi po drugiej stronie! Nie poznaje siebie z dnia na dzień , gubię się sam  w sobie i we wszystkich moich uczuciach! Kocham Perrie, kurwa kocham ją ! Nie będę cię kłamał! Ale mino wszytko mimo to… Cały czas coś ciągnie mnie do ciebie.. Nie potrawie nad tym nawet zapanować! to jest silniejsze ode mnie! Za każdym razem gdy patrzę na nią, widzę przed oczami ciebie! Cały czas was ze sobą porównuje co niej fair po obu stronach! Wdarłaś się do mojej głowy i nie chcesz stamtąd wyjść! – złapał się za głowę jakby chciał coś z niej wyrwać, dziewczyna bardziej  wtuliła się  swoją szeroką bluzę i skuliła się w kłębek i zaczęła po cichu płakać słuchając jego raniących słów. Bała się go, jak i tego co jeszcze zamierza jej powiedzieć. Błagała  w  myślach, żeby przestał, ale on nawet na nią nie patrzył, jak zahipnotyzowany ukazał całą soją dusze, a emocje i niewypowiedziane słowa teraz wypadały z niego jak z lewolweru z pociskami wymierzonymi prosto w nią. - Ty mówisz że ty przeze mnie wariujesz?! Ja już nawet nie wiem kim jestem! – powiedział łapiąc się z bólem za głowę z pulsującej czaszki. – To jest niebezpieczne dla nas obu Eff… Coś między nami jest to pewne.. Ale czy to miłość? Czy to jest właśnie miłość? Kiedy zamykam oczy jesteś tam ty, gdy mam je otworzone jesteś tam ty! Gdy o czymś myślę to o tobie! Staram się na tym panować jak mogę, ale bez sensu, ponieważ i tak zaraz stajesz tam ty! Cała roześmiana, radosna! Jakby nic innego się nie liczyło… Tylko ty… Gdybyśmy się temu poddali... Wiesz o tym, że to by nas zabiło… Popatrz tylko na nas! No popatrz na nas! Ty zaczęłaś ćpać , a ja już sam gubię się sam w sobie. To jest za silne Eff... Wiem, że nie dam rady, ja już wysiadam... Przez ciebie cały wariuję... – dopiero teraz ośmielił się na nią popatrzeć, była cała blada od emocji i ledwo co łapała oddech z szlochu. – Nie płacz! Kurwa nie płacz! – dziewczyna jak w transie nie przestawała, nawet nie ośmielała się na niego popatrzyć, bała się jego i tej całej prawdy, którą podzielił się z nią. Od zawsze widziała, że coś  nim jest dziwnego... Takiego niebezpiecznego.. I kochanego... Pragnęła go całym sercem… I to ją właśnie przerażało... Że aż tak bardzo można kogoś chcieć… Takiego jakim jest, wszystko w nim jej odpowiadało nawet to, że się go teraz bała.. po prostu tak miało być… Chciała mu powiedzieć, żeby się nią nie przejmował, że to winna trochę alkoholu, że ona się jakoś pozbiera, jak zawsze, ale nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku. – przypatrywał się jej jeszcze przez chwilę pękając z nadmiaru gniewu, a potem, zrzucił z cały sił wazon z wodą, który potłukł się na malutkie kawałeczki, nie które zahaczyły o brunetkę, ale na szczęście jej nie zraniły. Nie krzyknęła ani nie pisnęła, była twarda, mocno ugryzła się  kolano, aby tylko nie krzyknąć. Podszedł do drzwi i je z hukiem otworzył. Effy zamknęła oczy z bólu i ze strachu, co teraz może się stać. Ranił ją, ranił ją z każdym dniem od nowa, sprawiając, że ta go za to jeszcze bardziej kochała, co samo dziwiło brunetkę. Reagowali na siebie bardzo dziwnie co ich obu coraz bardziej zaskakiwało i już sami nie mieli pojęcia do czego jeszcze są zdolni. Nagle usłyszała, huk zamykanych. Mimo tego wiedziała, że nie wyszedł, nie zostawiłby jej samej w takim stanie. Nie zostawił by mnie… Nie zostawił by mnie... Wmawiała sobie w myślach zaciskając mocno powieki z bólu serca i zagryzając mocno wargi, aż do krwi. Nie zostawiałby mnie. Po czym wybuchnęła jeszcze większym płaczem, ponieważ zdała sobie sprawę, że jednak to zrobił. Zostawił ją. Nie zważając na szkło porozrzucane po całej podłodze, położyła się na niej, zwijając w kłąbek z rozpaczy. Po godzinie była już tym zmęczona, chciała tylko zasnąć, o niczym innym nie marzyła, już prawie odpływała do krainy morfeusza, kiedy usłyszała szept, tak cholernie jej znany.
- Effy… - od razu się ożywiła i nie zważając na nic podbiegła do niego. Siedział ze łzami w oczach opierając się o drzwi wejściowe. Jednak wciąż tu był… Był tu… Nie zostawił mnie ani na chwilę. Po ciele rozpłynęło się przyjemne ciepło, uśmiechnęła się sama do siebie, podbiegła do niego i lekko się w niego wtuliła, on objął ją ramieniem i pocałował we włosy.
- Dlaczego prawie każda rozmowa, kończy się kolejną kłótnią? – powiedział niedowierzanie.
- Za bardzo mi na tobie zależy. – wyszeptała, nie wierząc że wypowiedziała to na głos.
- Uhgh.. co ty ze mną robisz. – jękną boleśnie Mulat, na co Effy się lekko uśmiechnęła.
- Wiesz co? Nie obchodzi mnie to co z tego wyniknie gdy będziemy razem... Chcę zaryzykować… Jeśli tylko powiesz, że jesteś na to gotowy to ja jestem w stanie zrobić wszytko, żeby nam się udało. – powiedziała ostrożnie dobierając każde słowo, powoli podnosząc głowę w jego kierunku jakby bała się, że ją odrzuci lub powie jej, że dla niego ona nic nie znaczy. Patrzył na nią niby tymi samymi oczami co zawsze, ale to nie był ten sam wzrok... Ten był taki zdziwiony, zainspirowany, pożądający i współczujący. Zawierał po prostu wszytko co w nim kochała. Zayn zagłębiając się w jej niebiańskie oczy pełne przeżyć i smutku, nadziei, przegryzł nerwowo wargę, bo nie mógł się zdecydować co zrobić, tak za bardzo go kusiła! a on tak bardzo wiedział, że nie powinien! Nie miał pojęcia jak to wszystko rozegrać, nawet ona nie wyobrażała sobie jak bardzo teraz jej pragnie. Chciał w końcu poczuć jej pełnych, malinowych ust… Które tak go kusiły każdego dnia… Chciał poczuć jej smak. Pomiędzy nimi zaczęła tworzyć się jakaś niewidzialna więź, chemia, którą ogarniała ich coraz bardziej pożądających siebie nawzajem. Byli wpatrzeni w siebie bez wytchnienia jakby tylko patrzenie na siebie sprawiało im trud, że ktoś tak idealny dla nich  w ogóle istnieje. Malik powoli przybliżył usta do jej, wciąż spoglądając głęboko w jej źrenice. Musnął je najdelikatniej jak potrafił swoimi, a palcami przejechał po jej plecach. Ich usta już trochę pewniejsze w swoich ruchach teraz trwały w najlepsze razem ze sobą i żadna siła nie potrafiła ich od siebie odciągnąć, mimo, że w środku czuli ciepło i ukojenie, bardzo dobrze wiedzieli, że nie powinni tego robić…Nie powinni być razem… Świat ich ukarze za tyle szczęścia, miłość… I bardzo dobrze o tym oboje wiedzieli, ale mimo tego… Mimo wszystkiego… Nie mogli się rozstać, byli przygotowani na najgorsze zło, które będzie na nich czekać po rozstaniu się. Ich języki toczyły wspólną walkę, nawzajem się wypełniając, razem tworzyli jedność, byli wprost dla siebie stworzeni.
-My nie możemy...- powiedziała z wysiłkiem. Oderwali się od siebie i spojrzeli w swoje oczy. Zagłębiali się w siebie jeszcze bardziej i coraz bardziej chcieli być blisko siebie, na zawsze, ale ona wiedziała, że nie mogą. Tyle by się zepsuło przez nich obojga, przez ich wieczną i zabójczą miłość, która nie miała prawa istnieć, nie miła prawa się pojawić, ale to było silniejsze od nich. Wpatrywali się w siebie z iskierkami w oczach, ich oddechy były przyśpieszone, jakby bali się że za chwile obudzą się z pięknego snu, a to wydarzenie nigdy nie będzie miało miejsca. Byli tak blisko siebie, jakby cały świat dookoła nie istniał, nie było nic... Tylko oni, we dwoje, tak bardzo siebie potrzebując...Nie wytrzymali, mimo, że ich miłość była zakazana... Mulat zaczął bez opamiętania całować ją z zaciętością w szyję, na co brunetka westchnęła, było jej tak dobrze... Było jej dobrze z nim. W jego ramionach i na nic innego by tego nie zamieniła, na to co teraz się działo wiedziała, że wcześniejsze cierpienie i ból były tego warte, bez dwóch zdań.
- To szaleństwo… - wyszeptała z roztargnienia, z tej miłości która napełniała teraz każdą komórkę jej rozluźnionego ciała.

Dziś byli razem, dziś nie liczyło się nic po za nimi, ale oboje dobrze wiedzieli, że to tylko cisza przed burzą, że kiedyś… Pewnego dnia… Będą musieli za to wszystko zapłacić. 




----------------------------------------


Hej kiciusie ;33 
Rozdział dodaje z dniowym opóźnieniem :D Mam nadzieję, że się nie gniewacie ♥
Co sądzicie o takim obrocie akcji ? ;> podoba się wam ? 
w następnym rozdziale będziemy przeżywać BAL ♥♥
Jak już będę wiedzieć kiedy dodam następny napisze w informacjach :D 
Jak macie jakieś pytania lub chcecie wyrazić swoją opinie zapraszam na mojego aska, link w informacjach :))
Zachęcam także do zostawania komentarzy pod spodem, to wielka motywacja !! :D 
Do zobaczenia ! ♥♥


środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 25. Kłamiesz !







W oczach czaiło się same zło… wywołane z zakątka jego umysłu na widok pozorem szczęśliwej dwójki. Mocno zacisnął pięści, że aż kostki mu niemiłosiernie pobielały, tak bardzo chciał odwrócić głowę od nich, ale ta za nic się nie ruszyła, nawet o kilka stopni.
Czuł jak jego ciało całe się napina i był już gotów do skoku na nic nie podejrzewającego Harrego. Jednak gdy jego stopa choć tylko się poruszyła w ich stronę, nagle ktoś drobny rzucił mu się na szyję obejmując go mocno w pasie. Przez szybkość tych zdarzeń, nie zastanowił się nad tym, co robi i kto by mógł by to być, więc z łatwością odepchnął cudze ciało, które prawie pod wpływem pchnięcia przewróciło się i już zmierzał do celu, gdy po przejściu paru kroków usłyszał cichy szept, rozrywający niemal serce.
- Zayn… - usłyszał i od razu go rozpoznał, szybko przystanął i bał się odwrócić głowę. Bał się jaki może spotkać tam widok. W myślach zaczął się modlić, żeby był to jakiś sen, że to się mu przyśniło i zaraz zobaczy znów lżącą w szpitalu Effy i dzień zacznie się od początku, ale nic takiego się nie zdarzyło. Nadal stał tam tylko on i ona, pogrążeni w myślach, w żalu, dezorientacji... to naprawdę się stało, a teraz nie było odwrotu. Jak ja mogłem to JEJ zrobić !. Powoli zaczął zrezygnowany się odwracać, jakby każdy podejrzany ruch mógł kogoś zabić. Perrie stała tam zszokowana i zbita z tropu, jakby zaraz miała się przewrócić z nadmiaru emocji, a ręce trzęsły się jej jak galareta.
- Przepraszam – wyszeptał nie wierząc w co się stało. Blondynka nadal stała kawałek od niego. Jej oczy były przepełnione żalem i zaczęły z nich wypływać pojedyncze łzy, które jak szpilki raniły go wbijające się mocno w jego ciało. Po pewnym czasie niepewnie podeszła do niego i najdelikatniej jak potrafiła go przytuliła, jakby bała się, że zaraz ją zaatakuję lub znów odepchnie. Malik szybko przyciągnął ją do siebie, dziękując Bogu, że mu wybaczyła i nie zachowała się jak Effy w takiej sytuacji. Dlaczego cały czas je ze sobą porównuję ?!.
- Przepraszam Perrie… Przepraszam… - powiedział czule całując ją we włosy.
- Nic się nie stało, Zayn. – powiedziała jeszcze cała drżąc.

  
~30 minut później ~


Weszli wszyscy w dobrym humorze do pokoju, gdzie czekali na nich zniecierpliwieni Justin i Selena z gotową, pachnącą kolacją wigilijną. Wszystko zapowiadało się być idealne w ten jakże radosny i rodzinny czas, jednak jakby się dokładniej przypatrzeć widać pewne niedociągnięcia, u niektórych dało się wyczuć napiętą nić, jednak każdy chociaż próbował zachowywać się normalnie.
-Wesołych świąt !- rzucił wesoło do Justina Niall przytulając go po męsku, a później delikatnie ściskając Sel. Nigdy nie poznał dziewczyny osobiście, ale wydawała się bardzo wesołą i miłą osobą jak on sam. Każdy z osobna przywitał się z oczekującymi i skierowali się do pomieszczenia, gdzie miała odbyć się uroczysta kolacja.
-No błagam ! Zaczynajmy bo umieram z głodu !- jękną Niall, gdy tylko przekroczyli próg pokoju. Chłopak mimo woli od samego patrzenia na przyrządzone potrawy z minuty na minutę robił się coraz bardziej głodny. Effy, Abby, Perrie, Elizabeth, Selena, Justin i niezastąpiona piątka wariatów wzięła do ręki opłatek i bez zastanowienia zaczęli się nim dzielić. W pokoju zapanował gwar od śmiechów i wypowiadanych do siebie życzliwych życzeń, starali się żeby były szczere i przyjazne, ponieważ żadne z nich nie chciało niczego popsuć w ten o to dzień. Effy właśnie dzieliła się opłatkiem ze swoim bratem. Ciągle nie mogła pomieścić w głowie ile wydarzyło się przez ten tydzień . Jeden krótki tydzień ! Starała się być naturalna i wesoła jak zawsze, gdy byli razem, jakby nic takiego nigdy się nie wydarzyło…  Wszystko się zmieniło… a on o niczym nie wie i raczej się nie dowie...dla jego dobra
-Patrz co mam dla ciebie...Wiem, że to skromne i w ogóle, ale myślę, że ci się spodoba.- podał jej torebkę z prezentem, a ona skupiona na upominku, otworzyła je. Wyciągnęła niewielką ramkę ze zdjęciem, na którym była ona z blondynem. Śmieli się na nim wesoło, nie wiedzą o tym co jeszcze ich spotka w życiu … W tym pamiętnym tygodniu.
-Jest śliczne ! Postawię je sobie obowiązkowo na szafce obok łóżka, dziękuję Niall.- wtuliła w niego najmocniej jak umiała.
-Ej oddałbyś mi dziewczynę co ?- podszedł do nich Styles i odepchną delikatnie Nialla, udając oburzenie. Staną przed Effy ukazując swoje dwa dołeczki.
-To jak to jest... Jesteśmy ze sobą już dwa miesiące tak ? Fajnie by było jakbyś mnie poinformował troszkę wcześniej to zaczęłabym się chociaż szykować...- posłała mu rozbawione spojrzenie, a on roześmiał się na głos zadowolony z siebie, zwracając tym samym uwagę wszystkich dookoła.
- No co ? Nie widzieliście śmiejącego się człowieka ? Dalej..do składania życzeń !- zwrócił się na chwilę do reszty, po czy zabawnie ruszał brwiami w kierunku Wilson.- No wiesz mała...ja nie muszę nic mówić...- próbował być uwodzicielski, ale słowo próbował jest całkowitym oddaniem tego co robił. Sprawił jedynie, że tym razem to brunetka głośno się zaśmiała.- No ale co zabawnie było, nie powiesz, że nie...
-Nie powiem, że nie...jak sobie wyobraziłam nas razem...- zaśmiali się tym razem oboje. Rozmawiali ze sobą jeszcze trochę, złożyli życzenia i rozstali, aby z innymi robić to samo.
-Na początku chyba muszę cię przepr...- zaczęła Abby, lecz nie było jej dane, żeby dokończyć.
-Nie musisz...Robiłaś to już chyba z milion razy.- na twarzy Wilson zagościł delikatny uśmiech, który był ukojeniem nerwów dla Price. Chciała by ich boląca historia dobiegła końca, a wszystko było już jak dawniej, miała już dość kłótni, intryg i nienawiści. Między nimi oficjalnie nie było "dobrze", choć w rzeczywistości rozmawiały przelotnie kilka razy. Obie teraz chciały zakończyć wszystko, aby móc któregoś pięknego dnia wygadać się sobie i opowiedzieć co je spotkało, gdy nie odzywały się do siebie, a mało się nie wydarzyło.
-Po prostu zapomnijmy o tym okej ? Przemyślałam kilka rzeczy i wiem, że w tedy chciałaś dla mnie dobrze...To w sumie dzięki tobie tu jestem...- W końcu Effy udało się powiedzieć, to co chciała ujawnić już dawno. Połknęła ogromną gulę i była zadowolona, że w końcu to z siebie wydusiła, choć nie była pewna czy szczerze, bo było jej z tymi słowami źle, ale między nimi zakwitł długo oczekiwany spokój, co w pewny sposób usatysfakcjonowało brunatne, a dawne czasy wróciły w tak łatwy i szybki sposób, jaki się zepsuły. To dowód na to, że nigdy nie przestały być dobrymi przyjaciółkami...Zawsze nimi były.
Abby stała jeszcze chwilkę, aby uwierzyć w to co się właśnie stało, po czym rzuciła się na jeszcze osłabioną Wilson i mocno przytuliła.

-Tęskniłam za twoją spontanicznością...- zaśmiała się serdecznie do dziewczyny i odkleiły się od siebie.
-Wiesz...Może byś się wprowadziła z powrotem co ?
-Nie...To znaczy ja nie wiem czy to jest dobry pomysł...
-Ale przecież Zayn ma pokój daleko, a będziemy mogły spędzać więcej czasu razem, tu jest blisko Niall i Harry...nie będziesz sama ! - popatrzyła na wyraz twarzy Effy i wiedziała, że już się zgodziła tylko trzeba ją jeszcze trochę pomęczyć.- No nie daj się prosić ! Zobaczysz, że jak nie po dobroci to cię za nogę zaciągnę !
-Ohh ! - Effy teatralnie zadrżała po czym zaśmiała się do swojej przyjaciółki.- Zawiało grozą , ale okej...
-Jeah !- podskoczyła z radości i już jej nie było. Dla Effy przyszedł moment na zmierzenie się z blondynką, na którą nawet nie chciała patrzeć, bo na samą choćby myśl o niej czuła, jakby cały lunch zbierał się jej przy gardle. Postanowiła szybko to zakończyć, bo nie lubiła tego słodkiego głosu, starannie ułożonych blond włosów, pełnych czerwonych ust i zgrabnego nosa. Cholera jest za perfekcyjna ! Była o nią mocno zazdrosna, ale chyba to było oczywiste. To ją w końcu woli Malik, to z nią spędza wolne chwile... zabiera do knajp, całuje i Bóg wie co jeszcze … Z resztą dobrze wiedziały, że nie mogłaby się zaprzyjaźnić, a ich wspólna relacja i nastawienie tylko pogarszała już napiętą sytuację. Tak więc została jej jeszcze Elizabeth, z którą poszło gładko i przyjemnie, gdyż obie lubiły się bardzo mimo wszystko. Został jej jeszcze tylko ON. Ten wysoki brunet z seksownym zarostem i pięknym czekoladowym oceanem okrążonym wokoło źrenic. Stał przed nią przygryzając delikatnie dolną wargę ze zdenerwowania. Widział ją wcześniej Z Abby, Niallem, Harrym i serce pękało mu z ogromnej zazdrości, że ten uśmiech, którym ich obdarowywała, nigdy nie będzie jego. Każdy bał się odezwać, żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć, a przecież było jeszcze tyle rzeczy, których nie wypowiedzieli. Może jeszcze mam mu życzyć wszystkiego dobrego na drodze życia z Perrie ?!. Jeszcze czego…
-Tylko nie życz mi szczęścia i miłości, bo się tego nasłuchałam wcześniej...z resztą szczęścia i tak mam za dużo, a miłość jest do dupy...- rzuciła oschle, aby przerwać ciszę i spojrzała na niego z dobrze ukrytym żalem. Jej nogi prawie się pod nią ugięły, gdy zatopiła się w jego oczach, ale w porę nad nimi zapanowała. Była na siebie wściekła i w myślach zabiła się już trzy razy za to, że tak na niego reagowała. Mimo tylu wbitych igieł w jej małe serce, dalej kochała go tak, że brakowało jej oddechu, gdy tylko na nią patrzył… w ten sposób.
-Nie zamierzałem, bo sam wiem, że to przereklamowane...ale wiesz co ? Życzę ci, żeby już więcej nie powtórzyło się to co dwa dni temu i możesz mi wierzyć, że ja już tego dopilnuje.
-Jeszcze nikt mnie przed niczym nie powstrzymał… jak czegoś chce to to robię i już. Mogę  się już zaczynać ciebie bać czy zacząć od jutra ?- zapytała od niechcenia, a na Zayna twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Kochał ją za to, że mimo tego co myśli zawsze powie co innego, że trudno powiedzieć jej co czuje i wykręca się najprostszą odpowiedzią, ale on i tak wiedział co tak naprawdę w niej siedzi, jakby przeszywał jej wszystkie myśli.
-Wiesz...- zaczął, ale już nie skończył, a może właśnie to co chciał powiedzieć zmieniłoby coś w ich relacji, albo nie coś, tylko WSZYSTKO...
-Ile można na was czekać co ?- odezwał się Lou, a oni dopiero teraz spostrzegli, że wszyscy patrzą się na nich z oczekiwaniem na koniec.
-Ymmm..już możemy zacząć...- powiedziała cicho Wilson i siadła przy stole. Wszyscy zebrali się do jedzenia co chwila wybuchając śmiechem, a powodem był Louis, który najpierw wylał na swoje nowe spodnie barszcz czerwony, a teraz nie mogąc otworzyć Coli , porozlewał ją dookoła.
-Ja nie wiem dlaczego my mu co roku pozwalamy otwierać tą Colę...-Zaśmiał się Liam i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Bo co święta mówi, że się nauczył..- uświadomił go Malik, rzucając ścierką w Lou.- Powtórka za rok..- wszyscy wybuchnęli śmiechem na samą myśl o tym.
-Za rok będzie lepiej ! Już w tym loku zostało więcej w butelce niż w tamtym...
-No tu nie da się zaprzeczyć skarbie...- rozmawiali bez przerwy i tematy nie kończyły im się, jakby nie widzieli się od co najmniej dwóch lat. Każdy miał coś do powiedzenia. No może oprócz Effy, która nie miała ochoty i siły na o wszystko. Przyglądała się jednak im co chwilę i śmiała z przyjaciółmi. Po jakimś czasie rozejrzała się dookoła i z dokładnością przyjrzała każdej twarzy. Miała wrażenie, że wszyscy coś w głębi ukrywają… znała się na ludziach jak nikt inny… potrafiła  każdy ruch prześwietlić i dopatrzeć się szczegółów. że komuś mało wykrywalnie zadrżała ręka z nerwów, że ma napiętą twarz, niepewny głos… wszystko. Nagle napotkała wzrokiem ten czekoladowy wulkan, który śni się jej nocami, te oczy z marzeń, które też się jej przypatrywały. Pod wpływem jego wzroku jakby tętno jej przyśpieszyło, a serce zaczęło bić mocniej Dlaczego za każdym razem on musi cholera tak na mnie działać ?! Nie może być po prostu zwykłym Zaynem ?!. Musi być TAKIM Zaynem ?!. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a para jak poparzona podskoczyła i popatrzyła się szybko w innym kierunku, jakby zostali przyłapani na gorącym uczynku.
-Cześć- weszła do środka niska, czarnowłosa, nawet nie czekając na słowo "proszę". Była tak pewna siebie w tym co robi, jakby nic nie mogło stanąć jej na drodze, jakby wszystko miała zaplanowane, a o porażce nie było mowy.- Jestem Rykeyla...Z resztą pewne osoby powinny mnie już kojarzyć...Jeśli nie, to wszystko powinno się wyjaśnić.- Każdy patrzył na nią z takim zdziwieniem i przerażeniem, że nikt nawet nie próbował jej przerywać. Effy, którą na jej widok wzdrygnęło  i obeszły ją ciarki ze strachu przed wyjawieniem tajemnicy i niekończonej listy, siedziała wpatrzona w każdy jej ruch, próbując je przewidzieć. Dobrze wiedziała, że jest  jej winna towar. Powinna oddać go mimo wszystko, ale co jeśli go nie miała, przecież wstrzyknęła sobie większą część, a reszta leży, gdzieś...Nawet nie pamięta gdzie. "Czy ja wszystko muszę tak pieprzyć ?" Zapytała samą siebie i czekała na dalszy przebieg losu.
-Jestem… w ciąży...
-Ale co nas to obchodzi ?- wybuchną Payne. W końcu postanowił jakoś dojść do porozumienia, ale kompletnie nie wiedział o co chodzi. Niby skądś kojarzył długowłosą brunetkę, ale w ogóle nie mógł sobie przypomnieć skąd. Nic nie układało się w całość... – Jakby każda kobieta będąc w ciąży przychodziła tu i nas informowała o tym, to drzwi by się nie zamykały, Sorry.
-Trochę powinno was jednak TA ciąża obchodzić...Bo to Zayn jest tatusiem.- powiedziała pewnie i posłała mu nieukrywanie sztuczny uśmiech, na jaki było ją stać. Każdy bał się odezwać, jakby chcieli zachować tą ciszę, która za raz miała być zakłócona. Nie wiedzieli co mają zrobić, czy wierzyć dziewczynie, czy wywalić ją z akademika i poprosić następnym razem o ochronę za drzwiami. Mieli co do tego bardzo mieszane uczucia i sami z łatwością gubili się w nich.
-Słucham ?- Do Perrie jakby nagle wszystko dotarło, co było dla wszystkich dosyć dziwne, że to ona była tą „pierwszą” co najszybciej zrozumiała słowa Rykaly. Miała w oczach łzy, a jej oddech nagle przyśpieszył ze zdenerwowania i oburzenia. Poczuła jak jej serce rozpędzone do granic możliwości nagle rozpada się na milion małych kawałeczków i już nigdy samo nie będzie dało się tego posklejać, będzie mógł to zrobić tylko i wyłącznie on, Zayn, jeśli mu kiedykolwiek znowu wybaczy. W środku już dawno wyczuła, że coś między nimi jest nie tak. Odkąd poszedł na studia, jest zupełnie inaczej, on jest inny. Miała uczucie jakby cały czas od początku, każdego dnia ktoś go jeszcze bardziej zmieniał, ale ignorowała to, bo tak bardzo ufała swojemu chłopakowi, tak bardzo mu wierzyła...- Zayn ! Czy to jest prawda ? Ona żartuje prawda ?!- błagała w myślach żeby to wszystko było jakimś beznadziejnym żartem, ale coś jej mówiło, że to dzieje się naprawdę, że to już koniec jej życia z bajki, że może zacząć się już pakować, bo nic tu po niej... Jakby w tym świcie już nic nie zależało do niej i nie miała prawa nawet tu być.
-Perrie, jasne że żartuje ! Z resztą to nawet śmieszne nie jest ! Ona kłamie ! Jak może być w ciąży, skro nic między nami nie zaszło ! – mówił podniesionym głosem Malik, mocno gesty kując rękoma. Zamyślona Effy wbiła wzrok w stół i próbowała to wszystko po swojemu ogarnąć. Próbowała wymyślić kiedy to mogło się wydarzyć, i najważniejsze CO wydarzyć, a możliwości było wiele… A tylko jedna z nich była prawdziwa… przypomniała sobie słowa Rykali w barze… Próbowała poskładać wszystko w całość i wyciągnąć wnioski. Jeszcze raz w pamięci odtworzyła w scenę w barze, dokładniej tym razem.. i… Mam cię !. Powiedziała w myślach i uśmiechnęła się pod nosem, na myśl o swoich umiejętnościach, o których nikt nie miał pojęcia. Była w tym niezawodna. Podniosła wzrok z wyższością i przyglądała się dalszym scenom. Ciekawe jak to rozegra… ponoć jest mistrzynią… zobaczymy.
-Kłamiesz !- Blondynka jakby w ułamku sekundy poczuła, że nie może mu ufać, że to uczucie, którym darzyli siebie już nie istniało, pękło, zniknęło. Może nawet nigdy go nie było, tylko teraz to widzi, bo zauroczenie minęło. Wszystko działo się tak szybko, że nie panowała nad sobą. Wymierzyła mu siarczysty policzek, tak że chłopka złapał się za niego, a jej ręka cała poczerwieniała. Czuła, że mu się należy i nie żałowała tego co zrobiła. Perrie ze łzami w oczach wybiegła z pokoju i błagała w myślach, żeby jej nie gonił. Potrzebowała być teraz sama.
-Przecież nie będę tłumaczył się z czegoś, czego nie zrobiłem, więc nie patrzcie się tak na mnie do cholery !!- kopnął z całej siły krzesło. Zawsze mu wybaczała, dała się przekonać, więc dlaczego teraz tak nie było ? Na twarzy Effy zniknął uśmieszek i pojawiła się nienawiść, nienawiść do Rykyli… Zdała sobie sprawę, że przegrała, że za daleko wszystko się już potoczyło. Nie powinna, aż tak się zachowywać, wszytko zepsuła !.
Każdy w środku siedział na krześle w osłupieniu i nikt nawet nie odważył się ruszyć ze swojego miejsca. Nikt nie umiał się połapać w tym kto mówił prawdę. Oczywiście wierzyli swojemu przyjacielowi, bo znali go bardzo długo, ale w taki szok nimi rządził, że nie umieli się odezwać. Wiedzieli, że wszystko się strasznie zmieniło, obróciło o 180 stopni i w żaden sposób nie będzie dało się tego naprawić tak, aby było jak kiedyś.
-Spieprzaj stąd !!- krzyknęła Effy, odsuwając z piskim krzesło i podeszła w bojowym nastroju do dziewczyny.- Słyszysz ! Czy mam ci pomóc ?
-Ty to chyba najmniej tu powinnaś się rzucać mała...W końcu ja nadal czekam na twoją listę i nie zamierzam już wi...- Wilson nie pozwoliła jej na dokończenie tego zdania. Bez większego zastanowienia wypchnęła ją za drzwi i zamknęła z ogromnym hukiem za sobą, odwracając się z nienawiścią do całej reszty.
-Dobra ! Co to ma być do cholery ? Wiesz Effy, to wszystko twoja wina ! Odkąd przyjechałaś wszystko się pieprzy, a nasze rozmowy najczęściej kończą się kłótniami ! Sorry, ale najlepiej jakbyś tu nie przyjechała !.
- Ile jeszcze mi to razy kurwa powiesz ?!! – Wilson nie wytrzymała i już chciała zaatakować go pięściami, gdy Niall w ostatniej chwili ją przetrzymał. – Jak widzisz twoje gadanie nic nie pomaga, bo wciąż tu jestem !! Jestem tu dla nich – pokazała wszystkich ręką. – i liczę się z ich zdaniem ! I nie zostawię ich tylko dlatego, że jakiś „ LIam Pyne wielki gwiazdor"- zrobiła sztuczny cudzysłów w powietrzu. – chce żebym stąd pojechała.. – wyrwała się energicznie z ramion brata i już miała odejść, kiedy nagle przystanęła i odwróciła się. – i wiesz co.. – na jej twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech – nigdzie się stąd nie ruszę. Przeprowadzę się z powrotem do akademika, choćby tylko po to, żebyś musiał cały czas oglądać mój krzywy ryj. – Zayn cały czas patrzył na nią z podziwem, ponieważ w końcu ktoś odważył mu się to wygarnąć. On tak jak i niektórzy tu zebrani, mieli dość takiego jego gadania. No ile można ?! On od początku wiedział, że będzie to ta sama brunetka, która skradła niepostrzeżenie jego zimne serce. Wilson na swoje słowa, zaśmiała się przerażająco, jakby była szaleńcem, co większość nieukrywanie przeraziło.

- Effy przestań.. – powiedział mało dosłyszalnie Niall, patrząc na nią z ogromnym żalem w oczach. 
Na twarzy dziewczyny pojawiło się zdziwienie… 

Jak on może go bronić !! Po tym jak cały czas mi wypomina, że nie powinno mnie tu być… - o co jej chodziło z tą listą ? Ty ją w ogóle znasz ? Skąd niby ? – na twarzy chłopaka zagościło ogromne zdezorientowanie jak i powoli wydobywający się gniew. Wilson spuściła głowę dół, milcząc z zaciętą miną. – Znów bierzesz tak ?!! Odpowiedz ! 
- Czekaj, czekaj jak to znowu ?. - spytał przerażony Harry.



---------------------------------------------------------------------------------


Hejka Misiaki ! :*
No więc jest i rozdział :D Miał być dłuższy (o wiele), ale postanowiłam go skrócić, bo ciężko byłoby Wam przez niego przebrnąć xd
 Ciekawi mnie jak podobał Wam się ten :) 
Mogę obiecać, że jeszcze będzie się działo, oj będzie ... :D
Zachęcam do zostawiania swoich szczerych opinii w komentarzach.
Przypominam o moim Asku ( link w informacjach :)). Możecie tam zostawiać swoje pytania i szczerze do tego zachęcam :)
Tak więc do zobaczenia przy następnym rozdziale :D
Buziaki ;*
♥♥♥

niedziela, 5 stycznia 2014

Rozdział 24 : Które niczym róże raniły go od środka ostrymi kolcami.






* Abby * 



I jeszcze jedna kreska… i… gotowe ! Szatynka stała naprzeciw lustra i wykonywała staranny makijaż, na specjalną okazję. W końcu dzisiaj wigilia ! Święto wyczekiwane przez tyle dzieci na całym świecie. Co prawda jeszcze pierwszej gwiazdki nie było, ale wiedziała, że potem czasu na to nie będzie, a przecież makijaż to podstawa każdej dobrze wyglądającej kobiety. Ciekawe w co się dziewczyny ubiorą… Wczoraj wysłała Effy SMS o której godzinie wszyscy się zbiorą, ale miała nadzieję, że brunetka tak czy siak pojawi się wcześniej na lotnisku witając chłopaków z trasy koncertowej. W sumie to nie widziały się kupę czasu, jak na nie… ale Abby wiedziała, że dziewczyna jest po prostu teraz strasznie zabiegana… przeprowadzka i tak dalej… Dzisiaj miała zamiar ją namówić na to, aby znów wróciła do ich pokoju, miała szczerą nadzieję, że ta się zgodzi. Nie były jeszcze do końca pogodzone, ale ostatnio było jakoś między nimi lepiej, co niezmiernie ciszyło obie strony. Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi, na sam ten dźwięk pojawił się na jej twarzy szeroki uśmiech, ponieważ wiedziała kto za nimi stał.
- WESOŁYCH ŚWIĄT !! – krzyknął Justin, w ręku trzymał parę paczek, a na głowie zwisała mu czapka mikołajkowa, która powoli i tak się już zsuwała. Jednak nie to zdziwiło Pirce… koło szatyna stała szczupła wysoka brunetka, zwana Seleną, która na słowa chłopaka wesoło się zaśmiała. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedzi właścicielki mieszkania wepchali się rozbawieni do środka, omijając ją pozostawioną w osłupieniu. Dziewczyna w końcu wyrwana z transu popchnęła za nimi mocno drzwi
- Jus… mogę cię na chwilę prosić ?. – spytała drętwo.
- Tak, jasne.- powiedział ochoczo i podążył w ślady szatynki, która weszła do sypialni. - O co chodzi ?. – spytał.
- Co ona tu robi ? – wskazała na pomieszczenie w którym została Gomez.
- A no tak. – walnął się ręką w czoło na oznakę, że już rozumie. – wziąłem ją ze sobą, bo wiesz mówiła, że nie ma z kim spędzić świąt, bo jej rodzice gdzieś wyjechali i wiesz… głupio mi było, po za tym to bardzo fajna dziewczyna !. Obiecuję ci, że ją polubisz. – mówił uważnie obserwując mimikę twarzy Abby, która w ogóle się nie zmieniała. Podszedł niepewnie do niej i ujął jej twarz w swoje dłonie. – Przepraszam powinien najpierw uzgodnić to z tobą… bardzo się gniewasz ?. – spytał czulę, patrząc w jej niebieskie oczy, który iskrzyły od gniewu. Nagle jej natężona twarz się rozluźniła, a zaciśnięta szczęka ułożyła się w uśmiechu.
- Nie… dobrze zrobiłeś, w końcu święta trzeba spędzać razem, nikt nie może być sam. – powiedziała ciężko wzdychając, kręcąc głową, a chłopakowi spadł kamień z serca.
- Wiedziałem, że zrozumiesz. – powiedział mocno ją przytulając.
- Dobra, chodzi już bo sałatka się sama nie zrobi. – powiedziała zrezygnowana. – objął ją ramieniem i podążyli do pokoju w którym znajdowała się Sel.
- O ! Abb !, masz perfumy z Coco Chanel Mademoiselle ?! Uwielbiam ich zapach !. – krzyknęła pełna entuzjazmu podbiegając do flakoniku woni wąchając z rozkoszą zawartość.  
Może nie jest taka zła ?. Pomyślała Pirce podchodząc do niej z uśmiechem, bo miała wrażenie, że znajdą wspólny język przynajmniej na temat kosmetyków i mody...




* Effy * 

Poczuła lekkie łaskotanie na policzku, wywołujące przyjemne dreszcze na całym ciele. 


Otworzyła ciężkie powieki, a jej oczom ukazał się najwspanialsza twarz jaką kiedykolwiek na oczy widziała i można było sobie wyobrazić… to był on. Wszystko miał tak cholernie perfekcyjne !. Włosy gęste, postawione, dodające mu uroku… oczy głębokie, bez dna niczym głęboka studnia, która miała za sobą nieskończenie wiele przeżyć i  ten cholernie ich cudowny kolor ! intensywny brąz, gdzie źrenice zlewały się z tęczówkami… Usta takie pełne, malinowe, cudowne… Ile bym dała, aby ich tylko dotknąć !, tylko musnąć opuszkami palców, tyle by mi starczyło, tylko to... i ten cholernie seksowny zarost ! nadający mu męskości i tego czegoś ! Już zawsze chciałabym być tak budzona… i na ten sam przepiękny widok pojawił się szczery uśmiech na twarzy brunetki, chłopak tak rzadko widział ją tak uśmiechającą się do niego i to tak szczerzę i beztrosko, że bez wahania oddał uśmiech za który Wilson bez wahania wskoczyłaby w ogień.
- Hej - wyszeptał czulę, wciąż gładząc jej delikatną skórę, a dopiero teraz zaczęła zastanawiać się gdzie jest, co tu robi i dlaczego Zayn jest teraz z nią, przecież miał trasę. Nagle wszystkie wspomnienia z zeszłej nocy wróciły do niej jak bumerang, a wszystkie były jakby owinięte gęstą, puchatą mgłą przez którą było trudno się przedostać i cokolwiek zobaczyć. Pamiętała tylko ten ogromny ból… przyszywający jej kości, do teraz go czuła, jednak już o wiele słabiej. Rozejrzała się przerażona dokoła, było tu strasznie biało, obok niej były jakieś piszczące maszyny, a na oknach były jakiś wyblakłe świąteczne światełka. Czy ja jestem w szpitalu ? i dlaczego do jasnej cholery wiszą tu światełka ?!.
- Czy ja jestem w niebie ? – spytała mało dosłyszalnie, na co chłopak się zaśmiał.
- Nie, w szpitalu…
- Ile dni nie byłam przytomna ?. – spytała poważnie, czkając w napięciu na odpowiedzi.
- Dwa. – powiedział ze smutkiem w głosie.
- CO ?!. – pokiwał głową na znak, że rozumie zdziwienie brunetki.
- Jak się czujesz ?. – spytał czule.
- Jakby moje wszystkie mięśnie chciały się wydostać na powierzchnie. – brunet zaśmiał się na jej słowa. Czuła ból całego ciała, jakby ją ktoś pobił, ale była na tylu środkach przeciwbólowych i ratujących jej życie, że siły wracały coraz szybciej.
- Nawet w takich chwilach żart się ciebie trzymają. – powiedział niedowierzalnie.
- Jestem silniejsza niż ci się wydaję. – powiedziała poważnie zatracając się w oczach z jej najskrytszych marzeń.
- To akurat wiem. – powiedział ciężko wzdychając i opadł ciężko na nie wygodne szpitalne krzesło obok jej łóżka, o ile można było je tak nazwać.   
- Powiedziałeś im ?. Powiedziałeś Niallowi o tam tym zdarzeniu ?. Ktoś wie oprócz ciebie ?.- Effy obsypała go pytaniami, które męczyły ją odkąd tylko zdała sobie sprawę gdzie jest i co się dokładnie wtedy wydarzyło.
- Nie, nikomu nie mówiłem. – brunetka gwałtownie nabrała powietrza z uciechy i odetchnęła mocno z ulgą.
 - Dziękuję, to było już ostatni raz. – Mulat pokiwał głową twierdząco, ale nie był bardzo przekonany.
- Pójdę powiedzieć lekarzowi, że już się obudziłaś. Jeśli się czujesz na siłach możesz już dzisiaj się wypisać, bo zapłaciłem lekarzowi za dyskrecje i za ten wypis, bo wiesz wigilia i tak dalej… a tak poza tym może pojedziemy razem na lotnisko przywitać chłopaków, no wiesz wszyscy tam będą. Przynieść ci coś do picia ?. – dopiero na słowa Malika poczuła palącą w gardle ból i pustynną susze i energicznie pokiwała głową na tak, ale coś jeszcze chodziło jej po głowie. Zayn już prawie był pod drzwiami, ale na głos brunetki na chwilę przystaną.
- Zayn… czy wtedy, kiedy przybyłeś mnie ratować… czy wtedy.. um.. no wiesz… czy wtedy był ktoś z tobą… ? wydaje mi się że kogoś wtedy słyszałam… pomógł ci mnie uratować…, tak było ?. – chłopak popatrzył się uważnie na nią, a po chwili powiedział.
- Nie, byłem tam tylko ja. – Effy posłała mu delikatny uśmiech, za to on się odwrócił i skołowany wyszedł na korytarz. Wiedziała, że skłamał.




* Zayn * 

- O ! Eff… jak ja cię dawno nie widziałam !. – gdy tylko weszli obydwoje do budynku byli tam już wszyscy wyczekujący chłopaków, a Abby cała rozradowana rzuciła się na szyję Effy, która ledwo co stała na nogach, na co brunetka, która tak bardzo była bliska jego serca oddała niepewnie uścisk. Zayn wiedział, że coś pomiędzy nim, a Effy  jest… coś więcej niż tylko marne „coś „, kiełkuję między nimi jakaś wewnętrzna nić, którą trudno było coraz bardziej rozerwać. Wiedział, że gdy któreś z nich z bólem serca zechce kiedyś je rozerwać, nici przyczepione koniuszkami do głupiego, naiwnego serca, pociągnął za sobą resztki mięśnia sercowego, które nigdy już nie odrośnie. Ta rana zostanie, nie zabliźni się i codziennie  będzie im o sobie przypominać. Byli od razu na straconej pozycji. Nienawidzili siebie za to, że tak bardzo im na sobie zależało, że od pewnego stopnia zamieniało się to w szaleńczą miłość za którą mogli by wskoczyć w płomienie ognia. Ostatkami sił próbowali zatrzymać swoje pragnienie bycia z sobą, jednak z dnia na dzień było to coraz trudniejsze.  Widział jak ona patrzy na niego, z jaką energią i zatraceniem spogląda mu w oczy… nie mógł na to dłużej patrzeć.. widział jak ją niszczy z każdym dniem, jak ją doprowadza do szaleństwa swoimi humorkami... nienawidził siebie za to, ale nie miał na tyle odwagi, aby to przerwać. Przerwać ich… przedziwaczą miłość, która tak bardzo była bliska jego sercu.
Effy machnęła do niego nieśmiało ręką, żeby za nimi poszedł i nie czekając na niego poszła razem ze swoją przyjaciółką o czymś zawzięcie rozmawiając. Mulat nie miał zamiaru tu z nimi siedzieć, więc szybko skierował się do wyjścia, żeby zapalić dla rozluźnienia kolejnego papierosa, który zawsze dawał mu tyle do myślenia, bo był jego najlepszym kumplem. Cały czas miał przed oczyma ten przerażający obraz… roztrzęsioną Effy leżącą na ziemi. Jej ciało niczym wata podskakiwało szybko przy ziemi, wyginająca się przerażająco we wszystkie strony nadający temu nienaturalny wygląd, jakby wszystkie mięśnie się napięły naraz i zostały przywrócone do życia. Jednak oczy były jeszcze w gorszym stanie… błądziły rozbrykane po całej gałce ocznej szukając wygodnego miejsca, jednak nigdzie nie siedziały choćby przez pół sekundy, wyglądały jakby chciały już dawno opuścić to ciało… To był okropny widok… ale najbardziej go bolały przypuszczenia co mogło się dziać w jej środku, jaki ból musiał każdy ruch jej zadawać… przyszedł za późno… zawiódł… tak bardzo  wtedy marzył o tym, żeby ten ból przeszedł na niego, żeby w końcu ją zostawił w spokoju, żeby już nie cierpiała… jakbym nie mógł od razu wyskoczyć z tego busa, ale nie ja musiałem się na nią tak zdrenować !!, że nie chciałem widzieć nikogo… nawet jej… dobrze, że w ogóle tam pojechałem… nie chce wiedzieć co by się stało gdyby nie … choć Nick i tak mnie nie potrzebował, czułem, że ona tak… że cały czas mnie słyszy i dodaje jej to choć trochę odwagi by zawalczyć o swoje życie. Już nigdy nie spuszczę jej z oka. Nigdy. Przygniótł lekko koniuszkiem buta niedopałek i pogrążony wciąż w myślach, które oblatywały go ze wszystkich stron jak jadowite pszczoły niosące zamiast słodkiego miodu te okropne wspomnienia, które niczym róże raniły go kolcami od środka, zadając ogromny ból. Ból zawiedzenia, że mógł więcej, mógł wtedy  jej w pokoju nie zostawać, nie w takim stanie, przecież widział jak ledwo stała na nogach, jak wszystkie rzeczy były porozrzucane po pokoju… a mimo wszystko wyszedł… zostawił ją z tym samą. Otworzył ciężkie szklane drzwi i szedł w stronę zebranych, jak się szybko okazało tam ci już przylecieli byli na ostatku sił, ale i tak radośni i entuzjastycznie witali swoich przyjaciół. Zobaczył Eff jak się przytulała mocno ze swoim bratem, widać było po jej mimice twarzy, że za nim cholernie tęskniła.




 Nagle zobaczyła, że Harry już też wszedł ze swoimi walizkami i aż podskoczyła z szczęścia. Szybko, zwinnie wymijając ochronę rzuciła się chłopakowi mocno na szyję. Umięśnieni mężczyźni szybko przywarli do rozpromienionej brunetki chcąc ją od niego odciągnąć, myśląc, że to jakaś napalona fanka, nawet nie wiedzieli jak bardzo się mylili...
- Ej, ej spokojnie. – powiedział Harry w ich stronę machając ręką. – ona jest moja. – powiedział rozbawiony i obkręcił ją śmiejącą się wokół własnej osi. Szkoda, że nie wiedziała, że jej ukochany na to wszystko patrzy z płomieniami wściekłości w oczach. 



 -----------------------------------------------

Hej kicie ♥
Nasza Eff się wybudziła ! to było do przewidzenia :D, nie kłamcie  xD
W następnym rozdziale będzie wigilia ♥ mam nadzieję, że wymyśle coś extra, ale jeszcze nic nie mam :(
Jestem trochę zawiedziona komentarzami ;C więc proszę o więcej pod tym postem, bo nawet nie wicie jaka to motywacja ! :D wtedy same pomysły wpadają do głowy, niesamowite uczucie :)
Ale także chcę bardzo podziękować tym co pod ostatnim postem wyrazili swoją opinię, ponieważ bardziej je doceniłam przez to ;333

Och !! Kocham was miśki ! ♥