środa, 4 czerwca 2014

Rozdział 31 : Skończona idiotka






* Niall *


Czułem się, jakbym nie powinien tego widzieć. Jakbym musiał teraz po prostu gdzieś sobie pójść i udawać, że nigdy mnie tu nie było. To była tylko i wyłącznie ich sprawa, ale wreszcie moje oczy otworzyły się dokładnie, jakby wcześniej osłaniała je delikatna mgiełka która była zbudowana ze złudzeń.  Effy była taka zniszczona, taka tym wszystkim zmęczona, a ja widzę to dopiero teraz w tak pełnym świetle. Niczym sobie nie zasłużyła na coś takiego, na takie gówno które je otacza, ale chyba żadne z nas nie może nic na to poradzić choć tak bardzo chcielibyśmy. Zayn ma dziewczynę i kocha ją czy nie, teraz menager i tak nigdy w życiu nie pozwoli na jakikolwiek skandal. Ale czy to ma jakieś znaczenie? On chyba nawet nie myślał, żeby kiedykolwiek zostawić… Za bardzo ją kocha.
Ale właśnie. Kocha?
Kiedyś to była para nie do rozłączenia i rozdzielenia. Wszędzie razem. Gdzie Zayn to Perrie. Gdzie Perrie to Zayn. Wszystko wydawało się być takie idealne i poukładane, ale chyba nie było, skoro Malik tak szybko odwrócił się w stronę Effy. Mam chęć skopać mu dupę za to co jej zrobił i ciągle robi. W sumie to co im obu robi, ale wiem, że Effy jest bystrzejsza i widzi co się dzieje, czego chyba o blondynce nie można powiedzieć… Nadzieja, którą czuje brunetka sama w sobie jest najgorsza, a tu wszystko na niej się opiera.
-Effy!- Podbiegłem do dziewczyny, która i tak zaraz by mnie zauważyła, kiedy samochód zniknął za zakrętem.- Popatrz na mnie.- Jej oczy były przepełnione takim żalem, jakiego jeszcze nigdy w swoim życiu nie widziałem. Zranił ją. Po raz... Cholera on to ciągle robi. - Effy...- wyszeptałem pocieszająco w jej brązowe włosy, kiedy wtuliła się we mnie z całej siły. Mogę sobie tylko wyobrażać ile myśli na sekundę przewija się w jej głowie. Nie wiem co mogę teraz zrobić.  Mówią, że samą pomocą jest to, że po prostu się przy kimś jest, ale czy w tym wypadku i to wystarczy?
-Niall, ja...Proszę tylko...
-Nikomu nie powiem.- Tak myślałem, że o to się będzie martwić najbardziej, ale chyba oczywistym jest, że to powinno zostać między nami. Mam tylko nadzieję, że paparazzi się tu nie pojawi.- Choć jednej osobie w końcu będziesz musiała powiedzieć.
-Wiem...- pokiwała twierdząco głową i odchyliła się delikatnie, żeby popatrzeć w moje oczy.- Dziękuję Niall.
-Kocham cię mała.- pocałowałem ją w czoło i skierowaliśmy się z powrotem do taksówki.



* Effy *


To chyba była najgorsza podróż jaką musiałam przeżyć. Za dużo działo się jak na jeden dzień i jedyne co teraz chciałam to znaleźć się w swoim pokoju. W mojej głowie cały czas przewijały się obrazy z wydarzeń, które miały miejsce z 10 minut temu. Byłam totalną idiotką, że wysiadałam wtedy z tego samochodu. Co mną do cholery kierowało, że kazałam temu kierowcy się zatrzymać?! Jak mogłam myśleć, iż cokolwiek może się zmienić, że on zostanie... Jestem po raz kolejny w rozsypce i pozbieranie się zajmie mi pewnie kolejne kilka tygodni.
-Już jesteśmy.- Usłyszałam po swojej prawej stronie, a moje serce skurczyło się sprawiając, że nie mogłam oddychać. Miałam właśnie poznać mamę mojego brata, która z powodu trudnej sytuacji nie mogła zabrać mnie razem z nim. Ciekawe kim bym teraz była. Ćpałabym? Kradłabym? Stoczyłabym się na takie dno?
-Będzie dobrze.- Blondyn posłał w moją stronę uśmiech, który miał dodać mi otuchy, ale czy teraz cokolwiek mogło dodać mi odwagi, czy cokolwiek mogło mi pomóc? Dopiero teraz zobaczyłam naszą podobiznę. Choć może nie była duża, ale miał tak samo brązowe włosy, oczywiście teraz był blondynem, ale to przez to, że pewnie mu coś odwaliło i je pomalował. Ma niebieski oczy, tak samo jak ja. Nosy mieliśmy trochę inne, ale i tak było  w nich coś bardzo podobnego. Gdy się uśmiechaliśmy, robiły nam się delikatne zmarszczki przy policzkach, co u niego akurat wyglądało bardzo słodko czego nie można powiedzieć o moich. Pamiętam, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy, a z jego ust wydobyło się moje imię. To było dziwne i wcześniej tego nie ogarniałam.  Gdy tak teraz na to patrzę, brzmiało ono, jakby wypowiedział je pierwszy raz, tak dokładnie i z wielką czułością. Od tamtej pory tyle się zmieniło... Abb dokładnie znała powód jego znajomości mojego imienia, a ja znowu zrobiłam z siebie idiotkę. Kurwa, za dużo już tego! Z taką myślą wysiadłam z auta, mocno zatrzaskując drzwi. Za mocno. Kierowca delikatnie się skrzywił na co posłałam mu lekki, przepraszający uśmiech i sama się zdziwiłam, że uśmiechnęłam się do obcej osoby i to nawet przepraszając go za coś tak błahego… Co się stało z buntowniczą Effy? Albo to stres albo coś się dziwnego ze mną dzieje. 
-A jak mnie nie polubi? Wiesz, mój charakter nie należy do przyjaznych.
-Tyle jej o tobie opowiadałem, niemożliwe, że mogłaby cię nie polubić.- mówił jej o mnie? To wszystko co robiłam, wszystko przez co przeszłam?- Wie prawie o wszystkim, ale o tym w co byłaś wplątana jej nie powiedziałem. Wie, że było ci ciężko i wiele razy mi mówiła, że pokochała cię już całym sercem.
-Effy...- Moje imię zostało w tym dniu wypowiedziane już z setny raz, ale tym razem zabrzmiało to jakoś przyjemnie, inaczej.  Odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu, a moim oczom ukazała się niewielka postać starszej kobiety. Miała blond włosy, jak widać chyba każdy uwielbia tu ten kolor. Niebieskie oczy teraz wyrażały niezdecydowanie, współczucie, niepewność i nutkę radości.  Stała w drzwiach do domu i wyglądała, jakby nagle zapomniała jak się chodzi. W tym momencie doszła do mnie myśl, jak bardzo jej potrzebuje i jak strasznie brakuje w moim życiu jakiejkolwiek mamy. Nie znam jej, nie wiem jak ma na imię, jaka jest z charakteru, ale czuje, że jest osobą, która miała być w moim życiu od zawsze i teraz ma na to szansę. Zawsze chciałam mieć mamę. Przychodzić do niej, gdy chłopak złamał  mi serce i płakać w jej ramionach,  gdy wydarzyło sie coś w życiu radosnego i cieszyć się razem z nią, chciałam, żeby ktoś mnie opieprzył za złe oceny lub złe zachowanie. Oczywiście do krzyczenia na mnie zawsze ktoś się znalazł, ale chciałabym, żeby była to właśnie ona- mama, która mi nie była pisana w życiu. Pamiętam te czasy, gdy jako mała dziewczynka leżałam w łóżku i czekałam aż uśmiechnięta kobieta wejdzie przez drzwi do mojego pokoju i usiądzie koło mnie, pogłaszcze mnie po głowie, odgarnie włosy za ucho, a z jej pięknych, pełnych warg wydostaną się słowa:" Dobranoc księżniczko, kocham cię." Tak...To nigdy się nie działo i zasypiałam z zaschniętymi łzami na policzkach. Pragnęłam tego, bo naoglądałam się jakichś pieprzonych bajek, gdzie właśnie tak robiła idealna mama. To głupie, ale to tej pory cholernie boli...

Nie wiedziałam co mam teraz zrobić, no bo co robi się w takich sytuacjach? Patrzyłyśmy sobie prosto w oczy do czasu, gdy na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Zagościł on na niej, gdy wyobraziłam sobie, że mogę to teraz naprawić, mogę mieć mamę. Kobieta na mój nieoczekiwany ruch w końcu przypomniała sobie jak się chodzi i zbiegła szybko po schodach w moim kierunku. Gdy znalazła się niedaleko mnie zwolniła niepewnie i rozłożyła ręce w celu przytulenia mnie. Coś we mnie wtedy pękło i podeszłam szybko w jej kierunku mocno się wtulając w jej ramiona i jakoś nikt w tym momencie nie pomyślał: „Hej! Zaraz, kobieto ja cie nawet nie znam” . Żadne słowa nie wychodziły z naszych ust, ale tak było dobrze. Nie mam pojęcia jak teraz wszystko się potoczy, nikt nie wie, ale czuje się dobrze, jakby połowa pustki w moim sercu została wypełniona. Brakuje tylko tej drugiej...
-Ej a ja? Też chcę być przytulony...- Dopiero teraz ocknęłyśmy się i wyszłyśmy jakby z jakiegoś transu. Zerknęłyśmy na blondyna który teraz na twarzy miał grymas. Zaśmiałyśmy się cicho, a kobieta wyciągnęła jedną rękę w jego kierunku na co chłopak przytulił nas obydwie. Nie wiem czy wiecie jak to jest być spełnionym w jednym momencie i wypełnionym taką radością, której nigdy nie czuliście w swoim życiu, ale ja właśnie to czułam.
-Wejdźmy do środka.- tak zrobiliśmy. Dom wyglądał pięknie. Wszystko było w nim takie estetyczne, poukładane, każda rzecz miała swoje miejsce. Tak pewnie wyglądało też jej życie, bo jak wiele osób mówi, to co na zewnątrz odzwierciedla nasze wnętrze. Nie wiem co mnie zebrało na takie rozmyślenia,  ale w dziwny sposób było mi tu dobrze, a przecież ja żyje w ciągłym bałaganie.
-Napijecie się czegoś? Kawy, herbaty? A może ciastka? Albo nie, najpierw obiad! Ugotowałam ulubione danie Nialla...O ! Ale nie wiem czy też to lubisz...Mogę w każdym razie zrobić coś innego.- zaczęła gorączkowo gestykulować rękami, a mi zrobiło się tak ciepło w środku, że miałam chęć z powrotem się do niej przytulić.
-Niall raczej lubi dobre rzeczy, więc chyba nie będzie potrzeby gotowania czegoś innego.- posłałam zachęcający uśmiech na co kobieta z wdzięcznością odetchnęła. Weszliśmy do kuchni i usiedliśmy przy blacie, gdzie czekały już porozkładane sztućce i naczynia.
-Jestem Rose, możesz mi mówić po imieniu.- przedstawiła się nakładając mi na talerz danie.
-Effy...- powiedziałam mimo tego, że dobrze je znała.
-Wiem kochanie, smacznego.- i znów ten piękny uśmiech. Obdarowywała mnie nim odkąd oderwałyśmy się od siebie na podjeździe. Było w nim tyle szczerości, że zaczęłam jeszcze bardziej zazdrościć Horanowi, że wychował się w prawdziwym domu.- Mam do ciebie tyle pytań. Chcę wiedzieć o tobie wszystko! Mogłabyś mi opowiedzieć?



* Harry *


- Ubieraj się Romeo – rzucił Liam wchodząc jak do siebie i rzucił we mnie moją kurtką. Jednak ja nawet nie trudziłem się, żeby ją złapać, ponieważ wciąż byłem zajęty moim wcześniejszym zajęciem będąc nim pochłonięty do reszty.
- Po co? – spytałem tylko, przyprawiając kotlety które już smażyły się na patelni i z zachłannością je przewracałem, żeby wszystko wyszło idealnie.
- No jak to po co? Dzisiaj jest sobota, zapomniałeś? Jedyny dzień, w którym bujamy się po clubach. Nie mam pojęcia jeszcze gdzie jest Zayn, ale znając życie zaraz tu będzie, więc musisz się pospieszyć kochaniutki – rzucił przez ramie Liam wygodnie usadawiając się na kanapie.
- Dzisiaj nic z tego nie wyjdzie, właśnie szykuję kolację dla mnie i Eff. – Puściłem mu oczko i zawadzko się uśmiechnąłem chcąc, żeby mi zazdrościł, jednak widząc minę Liama szybko dodałem - postanowiłem, że zrobię jej niespodziankę może innym razem, dzisiaj idziecie beze mnie.
- Serio? Wolisz bawić się w Paskala niż z nami iść? Co z ciebie za facet… - parsknął na co cicho się zaśmiałem, ale szybko przestałem, ponieważ usłyszałem pukanie do drzwi i głos Effy.
- Harry?
- O kurwa! To ona! Nie może tego zobaczyć. – Liam zaczął się śmiać, gdy ja nerwowo krzątałem się po kuchni. Chciałem to gdzieś schować, ale to byłby totalnie bezsensu. – Ty! – wskazałem na bruneta. – Musisz ją gdzieś zabrać, wymyśl coś. Cokolwiek byle by tu nie weszła. – W tym samym momencie chłopakowi już nie było do śmiechu tylko patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić.
- Żartujesz sobie, prawda?
- No błagam! Rusz tą zgrabną dupę! – wiercił mnie jeszcze przez chwilę wzorkiem jednak po chwili głęboko westchnął i słyszałem tylko jak ich głosy za drzwiami maleją, jakby się oddalały. Uf! Pomyślałem i szybko dorwałem się do garnków bo poczułem jak coś się przypala. Chooolera!



Effy *


- Effy? – Z korytarza wynurzyła się Abby niosąca trzy kieliszki, które zapewne miały być na nasz dzisiejszy wieczór.
- No… ja – wyjąkałam zagubiona, bo nawet ja sama nie byłam pewna czy to wszystko jest autentyczne. Wciąż nie mogłam zrozumieć czemu Liam mnie gdzieś ciągnie za ramie i nawija mi nerwowo o jakiś pierdołach, które nawet nie mają sensu.
- O! Abby! Jak miło… To ja już pójdę – powiedział bardzo szybko jakby rzeczywiście się bardzo cieszył na jej widok. Już odchodził, ale po chwili jeszcze rzucił przez ramię. - Tylko pamiętaj Eff, żebyś nie wracała do pokoju Harrego, bo wiesz on… Ćwiczy i mówił żeby nikt mu nie przeszkadzał.
- Ćwiczy? – spytałam niedowierzając.
- Ta, jogę – powiedział szybko, krzywo się uśmiechając jakby sam nie chwytał o co chodzi. Podrapał się nerwowo po karku i odszedł następnie powstrzymując się od śmiechu. Abby popatrzyła na mnie pytająco i z zażenowaniem, jednak ja tylko wzruszyłam ramionami.
- I jak jest już wszystko gotowe? Mogę zamówić nam coś jeszcze do żarcia w jakiejś knajpce tu blisko – mówiłam idąc z szatynką w stronę pokoju dziewczyn.
- Nie trzeba, mamy już wszystko. Razem z Elizabeth byłyśmy na zakupach.
- To dobrze, ja tylko jeszcze skoczę do pokoju Harrego po cichy na przebranie i zaraz będę u was. – powiedziałam już się oddalając.
 Nie pukając już w drzwi postanowiłam je delikatnie uchylić. - To ja – krzyknęłam zamykając za sobą drzwi. Kuchenny stół był pięknie przykryty szykownym obrusem w jasno różowe róże, a na nim znajdowały się przeróżne chyba najsmaczniejsze dania, których nawet nie znałam nazwy, a na środku stała butelka wina w lodzie.
- Hej – zawołał anioł, który chyba był najpiękniejszy jakiekolwiek mogłam widzieć. Uśmiechał się tak szeroko, słodko, a od jego oczy biła taka miłość i radość jak zawsze, gdy na mnie patrzył.
- Co to? – spytałam pokazując na stół, szybko uciekając wzrokiem od jego, ponieważ zrobiłam mu ogromną krzywdę, którą sobie przypomniałam w tym samym momencie, gdy wyszedł za drzwi. Całowałam się z Zaynem będąc z nim. Kurwa.  Ale zaraz, zaraz. Przecież on już wyjechał… Zostawił mnie z tym całym gównem samą, jak zawsze, więc dlaczego ja miałabym niszczyć swój cudowny związek dla niego i kolejny raz utrudniać sobie życie przez niego?! Z pewnością nie zrobił by tego dla mnie.
- Przygotowałem dla nas kolację – Przybliżył się by mnie pocałować. Z całych sił starałam się, żeby pocałować go z taką czułością jaką on mnie i z jaką całowałam go przed tą sytuacją z Zaynem. Ale on nie całował mnie z taką samą rządzą jak mulat… Z nim było wszystko inne. Zayna pragnęłam bardzo mocno i nienawidziłam momentu, gdy odłączał nasze usta, a gdy na mnie patrzył miałam ochotę, aby zerwał ze mnie ubrania. Do Harrego z pewnością nie czułam tego samego… Zdawałam sobie sprawę, że to uczucie było dużo słabsze od tego, ale ta miłość była bardziej rzeczywista i realna. Już dawno zrozumiałam, że nigdy w życiu nie będę parą z Malikiem i nie będzie mi dane cieszyć się jego dłuższą obecnością, tylko nie mogłam pojąć dlaczego zawsze zapominam o tym, gdy był w pobliżu. Styles chyba coś wyczuł, ponieważ lekko się skrzywił i popatrzył głęboko w moje źrenice jakby szukał odpowiedzi na zjadające go od środka pytania. Szybko uciekłam wzrokiem na stół i delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć.
- Harry… Ja nie wiedziałam… Umówiłam się już z dziewczynami – wybąkałam i popatrzyłam na jego twarz przez którą przeszła zmarszczka. – Liam coś wspominał, że idziecie do klubu… I pomyślałam, że ja też dzisiaj zaszaleje – skłamałam. Liam nic takiego nie mówił, ale przecież zawsze w weekendy tak robili… Co się tym razem zmieniło? To, że jest ze mną nie oznacza, że ma rezygnować ze swoich zwyczajów i rozrywek.
- Ta… Był tu, odmówiłem mu, ponieważ chciałem ten wieczór spędzić z tobą… Pomyślałem, że zawsze w soboty robie coś co mi sprawia ogromną przyjemność i tak sobie pomyślałem, że wolę go spędzić z tobą niż gdziekolwiek wychodzić – powiedział, ale nie było słychać w jego głosie zdenerwowania tylko rozczarowanie.
- Harry… - westchnęłam kręcąc głową. – Dobra, zadzwonię do nich i powiem im że nie przyjdę, na pewno zrozumieją. – Już wyciągałam telefon, gdy brunet szybko wziął go ode mnie.
- Co? Nie, Effy Wilson masz tam iść i pokazać tym sztywniakom jak się bawić – powiedział szeroko się uśmiechając i podszedł mnie przytulić. Tak wiem, że w tym momencie i tak powinnam wziąć telefon i zrobić to co on dla mnie, czyli zrezygnować ze swoich planów… Ale z jakiś innych powodów wolałam się dzisiaj upić i pragnęłam tylko obecności moich przyjaciółek. Może wydarzenia z ostatnich chwil tak na mnie działały. 
- Jesteś pewny? Szkoda by było gdyby te pyszności się zmarnowały – mruknęłam czule gdy byłam w niego wtulona, dziękując w duchu za to, że on jest dla mnie tak wyrozumiały.
- No pewnie, schowam to do lodówki i będzie jutro jak nowe. – Całuję mnie w czoło gdy wtulam się w niego mocniej. – No już leć, bo zaczną bez ciebie. – Zabrałam swoją torbę i niektóre ciuchy. – Kocham cię! – Usłyszałam tylko gdy wychodziłam. Oczywiście nie odpowiedziałam, nie umiałam, przynamniej nie teraz. Kim do cholery bym była mówiąc mu, że go kocham, gdy jeszcze w tym samym dniu całowałam się z jego przyjacielem, zwyczajną dziwką. W sumie to i tak już nią byłam.
Dziewczyny już wszystko przygotowały jak należy, widać było, że są już po trzecim kieliszku jak potem i tak same mi powiedziały, uważając to za niezwykle śmieszne, ponieważ zaczęły beze mnie. „ Bez największego pijusa” jak one to określiły. Nie gniewałam się na nie, a nawet uważałam to za zabawne bo nie miały o niczym pojęcia, bo najzwyczajniej w świecie im nie powiedziałam, więc to nie była ich wina, tylko raczej moja. Postanowiłam ich szybko dogonić, a świat jakoś tak szybko nabrał kolorów i obrotów. No może po chwili już nie było tak kolorowo jak się zapowiadało…
- Dziewczyny on mnie już nie kocha! A ja chcę z nim być, a nie mogę bo uważa mnie za jakąś dziwkę! Mam już dość! – Elizabeth zużyła już chyba całe pudełko chusteczek, ale żadna z nas nie zamierzała jej tego powiedzieć, wciąż ją głaszczą lub pocieszając.
- Ty przynajmniej wiesz, że gdyby ci wybaczył i byś z nim była, traktował by cię najlepiej jak umiał, a nie wstydził się ciebie przed mediami – załkała Abby.
- Ale co mi z tego jak on nie chce mnie widzieć na oczy, co?! – Obie popatrzyłyśmy się na nią z współczuciem. – A ty Effy? Ty masz chłopaka jak marzenie! Kocha cię a ty jego, jesteście razem tacy szczęśliwi i słodcy! Dlaczego mnie to nie spotkało?!
- Ej Ell! Skąd wiesz, że jesteśmy tacy szczęśliwi, co? – mi też już powoli stawały łzy w oczach ze wszystkich uczuć, które zaczęły mnie zgniatać ze wszystkich stron. – On mnie kocha, ja to wiem, ale ja nie odwzajemniam aż tak uczuć jak on! I czuję, że go niszczę, on zasługuję na kogoś lepszego niż ja. Wiem, że przy mnie staję się coraz bardziej chamski i wielbi mnie ponad wszystko, ale co jeśli nam nie wyjdzie? Co jeśli rozdzieli nas los i jednak zwiąże się z kimś innym? Myślicie, że on to przetrwa? Bo jakoś tego nie wiedzę… A co jeśli Zayn uświadomi sobie, że to mnie przez ten cały czas kochał? Myślicie, że będę aż tak silna, żeby powiedzieć mu „nie tym razem”. Och! Czuję się taka słaba… Ten sukinsyn zawsze ma nade mną jakąś niewyjaśnioną przewagę! To powinno być karalne! – Postanowiłam przerwać swój monolog, ponieważ zorientowałam się, że jakaś cisza tu zapanowała. Popatrzyłam na dziewczyny, które były totalnie w szoku. Pewnie nigdy nawet nie domyślały się, że tyle emocji we mnie siedzi i nie umiem sobie z nimi poradzić. Uśmiechnęłam się słabo w ich stronę, a potem wybuchłam śmiechem, żeby ukryć zmieszanie i wstyd, które panowały w moim środku. Po chwili wahania dołączyły do mnie.
- A teraz laski! Uwaga, patrzcie co dla was mam! Dzisiaj palimy zielone! – Sięgnęłam do torebki po towar.
- Effy myślałam, że już z tego wyrosłaś! – krzyknęła uciszona Abby, ponieważ w Polsce gdy byłyśmy w liceum często paliłyśmy to na przeróżnych imprezach i prywatkach. Jednak teraz wyglądała na ucieszoną gdy to zobaczyła.
- Dziewczyny… sama nie wiem czy to dobry pomysł… - jąkała się Ell, ale nikt jej za bardzo nie słuchał. Wzięłam pięć dużych buchów i podałam dalej. Abby wzięła tyle co ja, a Elizabeth około trzech płytkich.

Zbiegiem czasu zaczęło nam totalnie odwalać, mówię serio, gdyby psychiatra to widział... mógłby spokojnie nas wszystkie stąd zabrać. Ell biegała po całym pokoju i krzyczała: "Jak dobrze być gepardem! Grauu…" Nie wiem co jej się ubzdurało, ale na tam tą chwilę było to całkiem rzeczywiste i prawie jej uwierzyłam, że nim jest.
- Abby widzisz to co ja? Kurwa ona ma ogon! – krzyknęłam przejęta nie na żarty, widząc już tylko zarys postaci dziewczyny. – Ej my powinnyśmy ją ratować! Może dajmy jej jakieś antidotum! Masz to! Pij Ell! Pij! – Podstawiłam jej sok przy buzi, starałam się wszystko robić jak najszybciej jak umiałam, ale ta dzikuska była tak pochłonięta bycie zwierzęciem, że wszystko wylało się na mnie. Popatrzyłam ze smutkiem na moją ulubioną bluzkę, ale ona wydawała się niczego nie zauważać, tylko kręciła się w kółko, żeby "złapać swój ogon", co wyglądało przekomicznie, ale i tak byłam na nią obrażona. Skrzyżowałam ręce na piersi robiąc nadąsaną minę i położyłam się koło Abby, która była jakby w innym świecie. Dziewczyna leżała na środku pokoju w samej bieliźnie z spełnionym uśmiechem, który był najpiękniejszy jaki u kogoś kiedykolwiek widziałam.. Z pewnością chciałam do niej dołączyć, bo to wydawał się lepszy świat w którego ja jeszcze dzisiaj nie widziałam, ale byłam gotowa się w nim zanurzyć po uszy. Jednak ona gdy tylko wyczuła, że się jej przyglądam zaczęła skręcać się z śmiechu i czar prysnął. Nie rozumiałam o co jej chodzi, ale skoro ją to śmieszyło, to musiało być to coś super, więc bez wahania do niej dołączyłam.
Grałyśmy trochę w butelkę, ale nie udało nam się dotrwać do końca, gdyż Abby wyleciała na balkon i wykrzyczała jakim debilem jest Justin, dlaczego musi być przez niego sama, że mu nie daruję i że w ogóle nigdy więcej nie chce go już widzieć. Panie i panowie czekamy teraz na nagłówki w gazetach. "Zwariowana fanka udaje jego dziewczynę.", "Totalna wariatka krzyczała na balkonie, że rzuca Justina Biebera." Nie mogę się doczekać, jak będzie się z tego wykręcał! Pirce nawet w pewnej chwili chciała iść po nuż i iść do jego pokoju, co było mega przerażające, ale na szczęście Ell odwróciła jej uwagę.
-Ej! Dziewczyny! Słyszycie to?- nagle Elizabeth uspokoiła nas swoim krzykiem i szybko odwróciłyśmy się w jej stronę. Stała na łóżku ze stanikiem na głowie. Miała cały rozmazany makijaż i podnosiła ręce w geście ucieszenia nas. - Gdzieś jest wielkie party! Słyszę to! – Jak na zawołanie popatrzyłyśmy się razem na siebie z Abby i  zaczęłyśmy się z niej podśmiewywać i udałyśmy przed niewidzialnymi ludźmi, że jej nie znamy, ale ona spiorunowała nas wzrokiem. – No co to za kobyły mi tu mącą moją fale odbioru?
- Ell ty zdecydowanie nie powinnaś tego jarać… - Abby starła się opanować, ale szło jej to coraz gorzej, a ja nawet nie próbowałam, wciąż chrztusząc się ze śmiechu.
- Zamknijcie te ryjki! Słyszę ich! Są blisko! Ej laski… jeeedzieeemy tam! -  powiedziała entuzjastycznie walnąwszy się z całej siły w tyłek. Poczym prychnęła jak koń, zrobiła słynne „ichaaa!” i udawała tym razem konia. Wzięłyśmy z Abby jeszcze kilka buchów, robiąc wszystko, żeby Elizabeth nas nie spostrzegła, ponieważ jej już na dzisiaj wystarczy i wyszłyśmy na zewnątrz.
- Prowadź! – powiedziałyśmy trzymając się za ręce i dałyśmy szanse się jej wykazać.
-Ty! to musi być tam! Ell kurde ty to masz łeb! Serio słyszę!- Ab podekscytowana nowym zadaniem na dzisiaj, a mianowicie podbicia impry sąsiadów pobiegła do drzwi ciągnąc mnie za sobą, a ja kucnęłam, aby podsłuchać co się dzieje.
-Ej! Ty Effy, nie tak podbija się imprezy! Co ty tu na siku przyszłaś, że tak kucasz?- Zrobiłam wielkie oczy i odepchnęła mnie od drzwi.- Patrz na Abby mistrza w akcji!- lekko nacisnęła na klamkę. Zrobiła to tak, żeby drzwi nie otworzyły się dokładnie, a dla większego efektu po prostu je kopnęła.
-No siema ludziska! Jak się bawi londyński akademik?- Wkroczyła pewnym krokiem do pokoju po czym stanęła jak wryta. Wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem, gdy zobaczyłyśmy na łóżku obściskującą się parę.- No sorry, sorry...- Ab wycofała się do tyłu z uniesionymi rekami do góry w geście obronnym poczym zatkała buzię jak małe dziecko i śmiała się pod nosem.- Tak jakoś wyszło, że pokoje pomyliłyśmy. Miłego wieczorku życzymy...- wyszłyśmy z pokoju i tarzałyśmy się po podłodze ze śmiechu i to dosłownie! Wszyscy, którzy przechodzili robili tylko wielkie oczy i omijali nas szerokim łukiem. Szczerze to nie dziwie im się.
W końcu trafiliśmy na prawidłowe drzwi i wkroczyłyśmy do środka tanecznym krokiem. Miałam wrażenie, że co najmniej co piąty chłopak się za nami odwraca, ale to nie miało znaczenia. Wbiłyśmy na parkiet i zaczęłyśmy we trójkę seksownie bujać się do rytmu muzyki, zwracając na siebie uwagę chyba wszystkich zebranych. Jak to kiedyś często robiła Abby zaczęła wylewać dosłownie na siebie litry wódki, jak i do buzi, a to, że stałam koło niej chętnie jej w tym towarzyszyłam… więc nic dziwnego, że po takiej dawce alkoholu wpadłam na taki genialny pomysł, którego będę żałować.
Wyszłam na korytarz gdzie muzyka nie pohukiwała aż tak głośno i usiadłam na dywanie opierając plecy o ścianę, inaczej już dawno bym leżała. Czułam jak ściany dziwnie kołysały się jakby do bitu piosenki powodując u mnie mdłości. Jednak zebrałam się resztkami sił i wykręciłam prawidłowy numer w telefonie. Tak bardzo chciałam usłyszeć jego głos… poczuć jego smak na ustach lub nawet jego obecność, chciałam go mieć przy sobie teraz, gdy to otoczenie zdawało się mnie przetłaczać. Zdecydowanie przesadziłam z alkoholem i marihuaną. Odebrał jak zawsze, po pierwszym sygnale…

- Effy? - W jego głosie dało się wyczuć nadzieje i nutkę ulgi. A dlaczego ja do niego tak właściwie dzwonie? A no tak, bo jestem skończoną idiotką. 


--------------------------------------------------


Hejo ♥
Rozdział dodany mimo wszystko wcześniej niż planowałam. 
Jak Wam się podoba? :* Jak widzicie sprawy między Harrym a Effy się trochę pokomplikowały... 
Jak myślicie jak zareaguje Zayn na ten telefon? Ucieszy się?
O tym będzie w następnych częściach ♥
Proszę aby każdy kto to przeczytał go skomentował, choćby nawet kropką.
 To byłaby świetna motywacja, naprawdę :) 

X.O.X.O