środa, 14 maja 2014

Rozdział 30 : Nie odchodź...






- Zrobię to, ale pod pewnym warunkiem… ty odkręcisz tę swoją wyimaginowaną ciąże…



- Jasne, ona była mi potrzebna tylko do tego, żebyś nie zapominała z kim masz do czynienia i trochę namieszała w twoim życiu, to wszystko. – powiedziała wciąż szczerząc się jak wariatka, jakby miała jakiś poważny powód do tego, a najdziwniejsze było to, że ani razu nie widziałam jej z inną mimiką twarzy. To była wiecznie chodząca „królowa ”.
- I tak ci nie uwierzyłam. – odgryzłam się powstrzymując siebie od uderzania jej prosto w tę piękną buźkę.
- Ale ona tak. – wskazała na Perrie, która rozmawiała z innymi gwiazdami, ale było coś w niej smutnego i przygnębiającego, jakby coś ją męczyło od środka. Przyznaję, że w tam tym momencie nawet mi się jej trochę żal zrobiło, ale gdy tylko przypomniałam sobie o pierścionku widniejącym na jej dłoni, który na początku należał do mnie i o Effliku szybko zmieniłam zdanie.
- Dlaczego tak bardzo zależy ci na tej cholernej liście? Masz tak dużo ludzi w swojej grupie, oni także mogą ci przynieść ten towar. – powiedziałam już wykończona tą całą sprawą. Podeszła do mnie na tych swoich wręcz kościstych nogach na szpilkach i szepnęła.
- Przynieść to jutro do mojego clubu, a się dowiesz. – puściła mi oczko, rozglądnęła się dokoła i jakby nigdy nic, odeszła.

Następnego dnia obudziłam się na łóżku wtulona w Hazze, który strasznie głośno i słodko chrapał, nie wiem jak ja to wytrzymam w przyszłości. Dzisiaj mi to mi nie przeszkadzało, ponieważ wczoraj wróciliśmy bardzo późno i byłam padnięta, dlatego też zatrzymałam się u niego. Oczywiście nic między nami nie zaszło, jesteśmy ze sobą dopiero od wczoraj, więc to byłaby lekka przesada. Wiem, że z Malikiem było zupełnie na odwrót, ale to Harry, a nie Zayn. To jest ustabilizowany związek, a przynajmniej tak mi się wydaję. Gdy tak leżałam przypomniało mi się jak kiedyś też zasnęłam razem z Harrym na jednym łóżku, nie miałam pojęcia, że to on, bo leżałam tyłem i go skopałam, ale wtedy… czekała na mnie miła niespodzianka na podłodze w postaci – Zayna. Teraz na pewno go tam nie ma, nawet przez sekundę byłam gotowa to sprawdzić, ale zaraz parsknęłam śmiechem z mojej głupoty, to i tak nie obudziło słodko śpiącego loczka. Wyswobodziłam się delikatnie z jego objęć i poszłam na balkon zapalić. Z Harrym, było zupełnie inaczej… Patrzył na mnie tak jakbym była siódmym niebem, czymś ukochanym i niemal nierealnym. To było dla mnie coś nowego, wiedziałam, że Zayn mnie kocha i to jeszcze jak, ale on tego nie okazywał, a Harry… Harry mówił wprost o sowich uczuciach i nawet przeróżnych filozoficznych myślach, które nie dawały mu spokoju i bardzo często nawet totalnie nie miały sensu i mnie przerażały. Na samą myśl o tym parsknęłam niepohamowanym śmiechem i wyrzuciłam niedopałek za balkon. Pewnie z boku ktoś, kto by mnie zobaczył, pomyślałbym, że się czymś naćpałam. Może i się naćpałam, ale chyba czymś innym…

Nagle zaspany Styles wyłonił się za drzwi balkonowych. Był w samych bokserkach, ale jak widać nie przeszkadzał mu ten fakt, że przechodni, czy balkony z na przeciwka go widzą. Nie powiem, że ten widok był nieprzyjemny dla oka. Podszedł do mnie z delikatny

m uśmiechem świdrując mnie wzrokiem, ponieważ ja także byłam w samej bieliźnie i jego koszulce, ale mojego takiego zdjęcia nie wrzucą do internetu, a jego owszem. Objął mnie od tyłu w talii, ponieważ stałam przodem do barierki balonowej i pocałował delikatnie w policzek.
- Cuchniesz tytoniem. – powiedział krzywiąc się lekko, wtulając swoją twarz w moje włosy.
- Przeszkadza ci to? – spytałam odwracając się do niego przodem i odnajdując jego usta swoimi. Poczułam jak przez pocałunek się uśmiecha.
- A gdybym mi przeszkadzało… Rzuciła byś? – wyszeptał mi w usta, gładząc mnie czule po policzku.
- Zgłodniałam. – powiedziałam odrywając się od niego i weszłam do pokoju słysząc jak się śmieje. Ale zamiast iść się ubrać lub pójść na zakupy, żeby coś przyrządzić, rzuciłam się na łóżko i poczułam w tym samym momencie jak ugina się na drugim końcu, a potem ktoś obejmuje mnie w talii.
- Mam ochotę na jajecznice. – powiedział już sennym głosem, jakby zaraz miał znowu zasnąć. Jednak szybko mu w tej czynności przeszkodziłam.
- Nie Harry! O nie! Nie zrobisz ze mnie kury domowej! – szybko usiadłam na łóżku, odwracając się w jego stronę.
- Eff… - wyjąkał zaspany przytulając się do mnie jeszcze bardziej.
- Nie! Słyszysz?!



*Abby*


- Sto czterdzieści funtów. – powiedziała kasjerka, podając mi torbę w której był mój skarb. A raczej skarb, ale nie mój tylko niebawem mojego drugiego skarba. Kupiłam mu gitarę elektryczną, tak po prostu, bez okazji. Pomyślałam, że się ucieszy, a jego uśmiech jest też od razu moim. Zawsze mi powtarzał, że jest to jego marzeniem, więc dlaczego nie miałoby się przerodzić w coś więcej? Ostatnio mówił mi także, że nikomu wcześniej o tym nie mówił, bo nie widział sensu… Myślał, że jeżeli jest piosenkarzem taka gitara będzie mu tylko zabierać czas i nawet go nie znajdzie, a musi, żeby nauczyć się grać, więc chcę mu udowodnić, że jeżeli czegoś bardzo chcesz to, to zrobisz, a to będzie najlepszym przykładem. Miałam też nadzieję, że gdy zobaczy, że jednak to mu się udało, uwierzy w siebie i zechcę się podzielić ze mną całym światem… Na ten pomysł wpadłam wraz z Niallem i może się udać, wierzę w to. W dodatku zrobiło na mnie ogromne wrażenie to, że jestem pierwsza i nikt poza mną nie wie o tym marzeniu… No bo kto by nie chciał być tą osobą, co wie najwięcej o drugiej? Tak naprawdę jestem tym wszystkim  już wykończona i staram się jak mogę, aby przetrwało to jak najdłużej… Każdy mówi mi, że od jakiegoś czasu chodzę struta i nie wiem nawet czego szukam. To nie tak, po prostu wciąż myślę o nas, o mnie i Justinie i nie mogę przestać, bo może i mamy problemy, może i nam się często nie układa tak jak byśmy chcieli, ale czy nie oto chodzi w miłości? Wsiadłam w swoje nowe auto, od Justina oczywiście, a wracając do akademika wstąpiłam także do sklepu spożywczego po jakiś dobry ajerkoniak, ponieważ postanowiłyśmy z dziewczynami, że dzisiaj świętujemy nową miłość Effy. Mam nadzieję, że chociaż przez chwilę od tego odpocznę i się zabawię.
Co jak co, ale ta gitara jest strasznie ciężka!! Szłam tak jęcząc, że żaden z chłopców nie może tędy tak „przypadkowo” przejść i mi pomóc. Ale wciąż się nie poddawałam i szłam dalej, a sił dodawała mi tylko jedna osoba, która była już pewnie  na górze, czekając z obiadem, który mi obiecał, ponieważ potem ma koncert, a ja umówiłam się z dziewczynami.
- Wróciłam! – krzyknęłam uradowana przez drzwi zatrzaskując je za sobą. Za ściany usłyszałam jakąś muzykę, zdziwiłam się trochę bo nie wiedziałam, że Justin takiej słucha…
- Chodź do salonu. – usłyszałam tylko jego głos, który był dziwnie ożywiony i aż nadto radosny. Gitarę, przykryłam obszerną szmatą, żeby od razu nie wiedział co to jest, tylko dopiero gdy ja będę gotowa by mu to pokazać.
- Patrz! Co ta cudowna kobieta mi kupiła. – powiedział i pocałował w policzek zarumienioną Selene, a od środka rozpierała go energia. Trzymał w rękach elektryczną gitarę, a Selena trzymała nuty i pomagała mu się ich uczyć. Myślałam, że zaraz eksploduję!! A ten kretyn wydawał się niczego nie zauważać wciąż śmiejąc się i co jakiś czas pobrzękiwał. Czy on miał mnie za idiotkę?! Jak widać już kompletnie zapomniał o tym, że wmawiał mi, że tylko ja o tym wiem!! Co za typ! W końcu Sel widząc, że nic nie mówię zerknęła na mnie niepewnie, sprawiając, że Justin w końcu popatrzył na mnie pełnymi szczęścia oczami, ale gdy tylko zobaczył moją minę od razu przestał się szczerzyć.
- Co jest? Nie podoba ci się? – spytał nie rozumiejąc. Nie wytrzymałam. To było za dużo. Nikomu, NIKOMU nie życzę, żeby czuł się tak jak czułam się teraz. Rozwścieczona, a równocześnie załamana. Moje serce właśnie rozrywało się na pół, chcąc płakać i płakać a coś w środku mnie miało ochotę go rozerwać na strzępy i przejechać co najmniej tirem. Takie zmieszanie nigdy nie wywołuje nic dobrego.
- Jest kurwa zajebista!!! Lepszej nie było? – spytałam głosem przesyconym jadem i niemal krzykiem i rzuciłam prosto w nich tym czym trzymałam w rękach, padło na tą nieszczęsną nową gitarę, a następnie nie patrząc na skutki tego czynu wybiegłam na zewnątrz. Słyszałam jedynie piski Seleny. Nie miałam gdzie uciec, więc wybrałam trzecie drzwi od prawej. Padło na pokój Hazzy pewnie w którym była jeszcze Eff. Wpadłam do pokoju cała zapłakana i umazana zapewne tuszem i wcale mi nie pomógł ten widok, który zboczyłam. Zakochana para. Kochana para. Brunetka właśnie smażyła coś na patelni, a od tyłu przytulał ją Harry szepcząc coś jej na ucho. Może i by mnie skrępował widok jego w samych bokserkach, ale nie dzisiaj, nie teraz.
- Czy ja śnie? – spytałam zszokowana tymi wszystkimi wydarzeniami, które miały miejsce w ostatnich paru minutach. Sam fakt ich razem nie był tak bardzo szokujący jak to, że Wilson właśnie gotowała! Przecież ona jak już coś robiła to kupowała zupki chińskie i zalewała je wrzątkiem, nic poza tym.
- Effy, musimy pogadać. – rzucił poważnie Niall wchodząc do pomieszczania i stając parę kroków za mną. – Czy ty właśnie gotujesz?! – wydusił z siebie jakieś dźwięki.
- Nie widać? – spytała retorycznie uśmiechając się od ucha do ucha, a dopiero po chwili popatrzyła na mnie.  – Co się stało? – ostawiła szybko patelnie i podeszła do mnie oszołomiona.
- Abby musisz mnie posłuchać, tak niczego nie załatwimy. – stwierdził zasadniczo Justin także wchodząc do pokoju z plastrem nad jedną brwią. Jęknęłam szybko odwracając się od niego widząc ranę, którą mu zrobiłam. To chyba jakiś żart, że właśnie teraz stoi tu połowa mojej paczki.
- Jasne, nie ma sprawy, wszyscy możecie się tu wyżalić. Chętnie wysłucham. – żachnął się Harry siadając przy stole zajadając się potrawą przygotowaną przez jego ukochaną. Każdego trochę zdziwiło jego zachowanie, ale nikt tego nie skomentował, ponieważ wpadła Elizabeth, pytając się czemu tu wszyscy tak stoimy. Loczek jedynie tylko głęboko westchnął.
- Nie możesz tak się zachowywać! Jestem twoim chłopakiem, najpierw powinnaś mnie wysłuchać. – mówił coraz głośniej Justin stając naprzeciwko mnie, chwytając mnie za rękę. Szybko mu ją wyrwałam.

- A może ty posłuchaj raz mnie?! Może ci to dobrze zrobi wiesz?! – brunet rozglądnął się nerwowo dokoła sprawdzając czy ktoś nas słucha, ale zaraz oblał go rumieniec, bo zrozumiał, że nie ma w tym pokoju, ani jednej osoby, która by się na niego w tej chwili nie patrzyła. Usłyszałam tylko jak El szeptem pyta się Nialla co się stało, Ale ja już nie słyszałam odpowiedzi, ponieważ znowu wybuchnęłam.  – Jesteś tak zamknięty w swoim świecie i swoich wyobrażeniach i ideałach, że zapominasz o najważniejszej osobie - o mnie. I to boli wiesz? Boli. Uśmiecham się tylko w twojej obecności, bo jestem tylko szczęśliwa wtedy, gdy ty jesteś obok mnie, ale co z tego?! Skoro dla ciebie liczy się tylko kariera i Selena. Ale to już nieważne. Nieważne wiesz? – powiedziałam wycierając pośpiesznie swoje łzy.
- Nie mów tak… przecież wiesz, że ja dla ciebie zrobiłbym wszytko…- widziałam w jego oczach świeczki i wtedy moje z podwójną siłą wypłynęły z powrotem.
- Tak?! To rzuci karierę i Slene! Rzuć te dwie rzeczy przez, które tak bardzo cierpię dla mnie. Zrób to!
- To nie fair… Nie powinnaś kazać mi rezygnować z tego i wybierać między tobą a nimi.  – powiedział kręcąc głową. – Wszystko, ale nie to. Te dwie rzeczy są najważniejsze w moim życiu.
- A ja ci ich nie zastępuję? – spytałam załamanym głosem. Justin nie odpowiadał przez dłuższą chwilę patrząc się w moje oczy z ogromnym bólem. – Więc może nie powinniśmy być razem? – powiedziałam co błąkało mi się całymi dniami i nocami w samym środku głowy, coś co nie byłam w stanie wypowiedzieć do teraz na głos, ja nawet nie byłam wstanie powiedzieć tego w myślach, ale wciąż to czułam. Miałam serdecznie dość, jak na oczach całego świata Justin obściskuje się z "przyjaciółką". Kiedy ci wszyscy ludzie dowiedzieliby się o mnie? Jutro? Za tydzień? Za rok? A może do końca życia byłabym jej cieniem, a Justin dla mediów by się z nią ożenił i może miał dzieci.
- Co to kurwa jest? – spytał zniesmaczony Zayn, także wchodząc do środka przez otwarte drzwi od korytarza. – Ktoś umarł? – spytał po chwili namysłu, ale nikt mu nie odpowiadał wpatrując się  nas.
- Nie rób tego… - Wow! Po tym co właśnie mu powiedziałam, jego stać na zwykłe „nie rób tego”?! Żadne "zmienię się, będzie lepiej'. Żałosne. Czemu nie widziałam tego wcześniej?
- Właśnie to zrobiłam. – powiedziałam dobitnie.
- Justin gdzie ty poszedłeś? Tę ranę trzeba przemyć. – usłyszałam kobiecy głos za drzwi w których po chwili pojawiła się Selena. Nie miałam ochoty już na nich dłużej patrzeć, pieprzone słodziaki. Tylko głośno prychnęłam z zażenowania i udałam się na balkon.



* Effy *


Harry, gdy tylko Malik pojawił się  w drzwiach, odłożył talerz i objął mnie w pasie. Na szczęście nikt tego nie zauważył, bo bardziej byli zajęci kłótnią Justina i Abby, ale tak było i nie wróżyło to nic dobrego… Jak tylko Abby się oddaliła, zignorowałam objęcie Stylesa, który głośno westchnął i ruszyłam za nią. Opierała się o barierkę, ciężko oddychając. Nie mówiąc nic wyciągnęłam paczkę papierosów w jej stronę. Gdy byłyśmy razem w liceum w Polsce, stale chodziłyśmy palić, zwłaszcza gdy byłyśmy na coś złe lub miałyśmy tragiczny czas. Niestety, ona – rzuciła, ja – nie.
- Och, pieprzyć to. – powiedziała biorąc ode mnie zapalniczkę i cudem odpaliła drżącymi rękoma. Przez dłuższą chwilę się nie odzywałyśmy, wiedziałam, że teraz najbardziej czego potrzebuję jest przemyślenie tego co właśnie się stało. Była w szoku. Przed chwilą rzuciła możliwe miłość swojego życia i to działo się nagle… Jeszcze godzinę temu, przecież kupowała tę pieprzoną gitarę. Wiedziałam o tym, ponieważ pytała mnie co o tym myślę i czy wypada. Oczywiście pochwaliłam ją za oryginalność i jak najbardziej wspierałam ją w tym. Wyszło jak wyszło.
- Nie powinnam mu kazać wybierać. To tak jakbym oczekiwała, że on to wszystko rzuci tylko dla mnie… Przecież gdyby on mi coś takiego powiedział…
- Zrobiłabyś to dla niego, gdyby tego chciał. Znam cię. To ty byłaś tą co kocha mocniej, Abb. – powiedziałam bez namysłu, bo wiedziałam, że mam rację.
- Mimo wszystko… Takich rzeczy się po prostu nie wymaga. – mówiła trzęsącym się głosem zakrywając  rękach twarz.
- Powiedziałaś co czułaś, za takie rzeczy się nie przeprasza.
- To jest bezsensu Effy… Idę do niego. – postanowiła Abby wyrzucając nieskończonego papierosa za taras.
- Nie rób tego. Odczekaj dwa tygodnie wtedy, gdy będziesz już pewna pójdziesz do niego. – powiedziałam łapiąc za jej nadgarstek, aby nigdzie nie szła. Wiedziałam, że gdy do niego wróci znowu będzie się męczyć. Przecież w związkach nie o to chodzi, a u nich definitywnie tak było, zwłaszcza z jej strony. Zasługuję by mieć wymarzonego mężczyznę, który będzie o nią dbał i spełniał jej wszystkie zachcianki.
- Eff… - z pokoju wyłonił się Niall, ale gdy tylko zauważył, że rozmawiamy z Abby na poważnie już chciał się wycofać, ale szatynka szybko zawołała.
- Nie szkodzi i tak już miałam wejść do środka. – chłopak posłał jej wyrozumiały uśmiech, który chyba miał ją pocieszyć, ale kompletnie mu to nie wyszło.
- Wiesz? Tak się zastanawiałem… - widziałam jak niespokojnie się miotał pod moim wzrokiem, ale nie przerywałam mu tych jęków pozwalając mu dokończyć jego zdanie. – No wiesz. Czy… Może nie zechciałabyś poznać mojej przyszywanej mamy? Wiele jej o tobie opowiadałem i chciałaby cię już dawno temu poznać, ale tak jakoś to odkładałem do teraz... Bardzo żałuję, że nie zabrała nas oboje… Oczywiście jeśli nie zechcesz, ja to zrozumiem! Nie ma sprawy! W sumie to chyba głupio, że cię o to poprosiłem. Przepraszam. – rozczochrał nerwowo włosy swoimi rękami oddalając się.
- Nie, czekaj. Jestem w totalnym szoku, ale to chyba dobra nowina, prawda? Kurczę bardzo chciałabym ją poznać! – powiedziałam jak naj optymistyczniej umiałam.
- Serio? – spytał podejrzliwie na mnie zerkając.
- No pewnie, gdyby inaczej się losy potoczyły byłaby też moją mamą, a tak bardzo zawsze chciałam mieć rodzinę. – powiedziałam uśmiechając się, żeby nabrał pewności siebie.
- Zadzwonię do niej! Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo się ucieszy!- powiedział radośnie podchodząc do mnie i całując mnie w policzek.
- To co za pół godziny na dole? – spytałam wesoło czując, jak energia rozpala mnie od środka.

Jechaliśmy limuzyną, ponieważ inaczej media mogli by zacząć plotkować i snuć swoje teorie, który  sprytnie mijały się z prawdą. Nie ukrywam, że się nie denerwowałam. Byłam dosłownie strzępkiem nerwów i cały czas miałam taką myśl, że gdyby tylko wtedy miała więcej pieniędzy wtedy byłaby moją matką, jak Nialla, ile rzeczy wtedy w moim życiu potoczyły by się inaczej? Nagle za przyciemnianą szybą dostrzegłam wysokiego mulata, który ładował jakieś torby do taxi, która na niego czekała. Po co mu te torby?! Co on kombinuję?!
- Stój! Zatrzymaj się! – krzyknęłam do kierowcy i zanim zdałam sobie sprawę co robię i po co to robię, wysiadałam już z auta zostawiając za sobą krzyki i niezrozumiałe słowa Nialla. Widziałam go jak zamykał bagażnik gotowy do podróży, na sam ten widok przyśpieszyłam bieg.
- Zayn zaczekaj! – pisnęłam, ledwo co łapiąc oddech po szybkim biegu. Co jak co, ale kondycji to ja nie mam.
- Effy? – spytał zszokowany się rozglądając i napotykając mój wzrok. – Co ty tu robisz? – spytał chłodnym głosem, w którym i tak dostrzegłam iskierkę miłości wobec mnie, którą tak bardzo starał się ukryć pod swoją skorupą.
- Zayn. – powiedziałam stanowczym głosem na jaki było mnie najbardziej stać. – Po co ci te walizki? – udawałam twardą, choć tak naprawdę byłam bliska histerii, a co jeśli zdecydował się mnie opuścić, bo zdecydowałam być z Harrym? To było do niego podobne. Zmywał się zawsze, gdy sytuacja była dla niego nie wygodna. Ale ja nie chciałam by mnie opuszczał. Chciałabym, żeby był przy mnie. Nie musielibyśmy się umawiać, ba! Nawet nie musielibyśmy ze sobą rozmawiać, ale musiałam wiedzieć, że jest bezpieczny i nic mu nie jest lub że nie robi jakiś głupich, niebezpiecznych rzeczy… beze mnie. Chcę wiedzieć co robi czy gdzie jest w tej chwili, gdy nie miałam takich informacji, zwyczajnie panikowałam, ponieważ bałam się o niego bardziej niż o siebie.
- Zdecydowałem, że krótki wyjazd dobrze mi zrobi. – powiedział bez zająknięcia, pochłaniając mnie wzrokiem, w którym zauważyłam nutkę bólu. Poczułam jak mój żołądek właśnie wykonał salto i aż ze strachu zacisnęłam mocno wargi, przegryzając je.

- Czy… czy to ma związek ze mną i… i Harrym? – spytałam drżącym głosem, który przeklinałam. Tak bardzo chciałabym, żeby nie widział, że mi na nim zależy, już i tak zdaję sobie z tego sprawę, a ja nie chcę pogarszać sytuacji, ponieważ wiem, że w prosty sposób może to wykorzystać przeciwko mnie.  Zayn spuścił wzrok w dół głośno przełykając ślinę kręcąc przecząco głową i zaciskając pieści, co nie umknęło mojej uwadze.
- Nie no coś ty, cieszę się, że jesteście razem. Harry w pełni na ciebie zasługuje, nie skrzywdzi cię przynajmniej. – powiedział przez zęby wlepiając wzrok w punkt znajdujący się gdzieś za mną. Wiedziałam, że kłamię. Nienawidziłam siebie za to, że to przeze mnie jest zły i że to przeze mnie musi jechać.
- Czy… czy mogę z… z tobą jechać na lotnisko? – wybąkałam i poczułam jak nieproszona ciecz chcę wydostać się z moich oczu.
- Perrie czeka na mnie na lotnisku i wiesz… myślę, że to by nie był by najlepszy pomysł. – powiedział bez skruchy znów wiercąc mi dziurę w żołądku od jego spojrzenia. Jak mogłam być taka głupia?! Ha! Naprawdę myślałaś, że on wyjeżdża z twojego powodu?! Odezwał się nie proszony głos w mojej głowie. Tak naprawdę już pewnie nie może doczekać się upojnych wakacji ze swoją ukochaną! – Taxówka czeka… - powiedział przytakująco zabierając ostatnią torbę z ziemi, która stała koło niego i założył ją na ramię.
- Zayn! – zawołałam.
- Effy ja naprawdę… - powiedział odwracając się i rozkładając ramiona w geście obronnym, ale mu szybko przerwałam.
- Pocałuj mnie. – powiedziałam. Nie panowałam nad tym co robie, a tym bardziej co mówię. Jakby ktoś miał nade mną władzę, a ja nie mogłam nic na to poradzić, że mi się to podobało.
- Co? – spytał nie rozumiejąc. A na jego perfekcyjnym czole pojawiła się zmarszczka, która uwydatniała się kiedy był zdenerwowany. Gdybym go nie znała lub dopiero co poznała uciekałabym gdzie pieprz rośnie, ponieważ myślałabym, że jest o coś zdenerwowany, a jego postawa ciała świadczyła o tym, że lepiej schodzić mu z drogi. Ale mnie to nie obchodziło.
- Pocałuj mnie zanim odejdziesz. – powiedziałam pewniej, oczami pełnymi nadziei. Wpatrywał się we mnie jeszcze przez chwilę, ale nagle jego twarz złagodniała, a w oczach pojawiła się miłość wobec mnie. Jakby w końcu porzucił swoją maskę, a ja byłam wstanie zrobić wszystko, żeby nigdy nie została z powrotem nałożona. Opuścił torbę w dół na ziemie z ramienia i przeszedł powoli parę kroków w moją stronę i chwycił w obie ręce moje policzki. Poczułam na sobie jego oddech, który był mieszaniną tytoniu z miętą, był moim ulubionym. Wciągnęłam głęboko powietrze z zamkniętymi oczami rozkoszując się zapachem, który sprawił że moje ciało się natychmiast rozluźniło. Tak bardzo mi tego brakowało… Musnął swoim nosem mój, a ja oplotłam jego kark rękami. Przybliżył tym razem swoje usta do moich rozpalając mnie od środka. Połączyłam nasze usta w pocałunku i w jednej chwili ogarnęła nas fala pożądania. Zayn objął mnie silnymi ramionami, które były ozdobione tatuażami, w pasie i podniósł mnie do góry, gdzie ja oplotłam go w biodrach swoimi nogami. Trwaliśmy w najlepsze wciąż pogłębiając i pogłębiając nasz pocałunek, który z pewnością przemienił by się w coś więcej gdybyśmy nie stali na środku chodnika. Czułam jak ciepło rozchodzi się po moim całym ciele, a w brzuchu powstaje tysiące motylków, które trzepały tymi swoimi malutkimi skrzydełkami. Usłyszeliśmy po chwili pipnięcie pojazdu, który na niego czekał, sprowadzając nas tym samym do rzeczywistości. Niechętnie oddalił głowę od mojej. W jego pięknych brązowych oczach widziałam tyle miłości, bólu, tęsknoty, że aż z trudem nad tym nadążałam. W końcu spuścił wzrok i postawił mnie delikatnie na ziemi jakbym ważyła co najmniej pięć a nie pięćdziesiąt kilogramów.


- Żegnaj. – powiedział czule głaszcząc mnie po policzku. Następnie obrócił się, wziął walizkę i nie odwracając się do tyłu tak po prostu – odjechał.

- Nie odchodzi. – wyszeptałam czując jak serce łamie mi się z tęsknoty, a z oczu wylewane są litry łez, które robiły sobie do woloną ścieżkę w dół mojego podbródka. – Kocham cię. – wyszeptałam w stronę znikającego samochodu za zakrętem. Miałam ochotę zapaść się pod ziemie… tak bardzo pragnęłam w tej chwili być koło niego w tym samochodzie i jechać z nim… gdzieś. Gdziekolwiek. Ale wiem, że to było niemożliwe i to właśnie Perrie z nim spędzi upojne chwile i właśnie to od środka zabijało moje wszystkie hormony szczęścia, które powstały przy naszym wspólnym, wspaniałym pocałunku, którego tak bardzo będzie mi brakować. 






---------------------------------------------------------


Tak, wiem późno strasznie to dodaje, ale kompletnie wybiłam się z rytmu i nie mam na nic czasu. 
Przykro mi to stwierdzić, ale chyba tu już zawsze będę dodawała jedną notkę możliwe na cały miesiąc. Przepraszam wiem, że to nie jest fajne, ale nie ma innego wyjścia ;C
Kochane dodałam ten rozdział i nie mam pojęcia co o nim myśleć, więc bardzo proszę o Wasze szczere komentarze! ♥
Zapraszam Was także na mojego drugie bloga na którym także nie dawno został zamieszczony 2 rozdział ♥
To tyle miśki, kocham Was ;33