wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 27 : Poczuła jakby cały świat wokół niej zawirował...






* Effy *

Przewróciła się, jeszcze niemal pogrążona we śnie, na drugi bok, chcąc poczuć jego ciepłe ciało i pragnąc wtulić się w nie. Jednak jej ręka dotknęła tylko miękkiej, puszystej pościeli. Otworzyła zaspane oczy, bo była ciekawa czemu jej palce go nie wyczuwają. Choć odpowiedzi była tak banalnie prosta, gdy tylko zobaczyła puste miejsce koło siebie niemal wpadła w panikę. Szybko podniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając nerwowo się wokoło, ale jego nigdzie nie było. Jej najukochańszego, jej oczka w głowie… Nie… To nie może się dziać naprawdę! Jej myśli szalały rozbrykane po całej głowie, powodując jeszcze większy mętlik, jaki i tak już tam był.
- Zayn? – zawołała go trzęsącym się głosem, mając nadzieję, że zaraz wyjdzie rozpromieniony z łazienki i pocałuję ją tak samo czule, tak niesamowicie, jak wczoraj… Pragnęła by teraz był przy niej, przytulił ją tak jak on tylko potrafi i był przy niej… Nic więcej. – Zayn?! – powiedziała już pewniejszym głosem, popadając coraz bardziej w paranoje. Straciła już resztki nadziei, żeby Mulat był jeszcze w jej cichym do granic możliwości mieszkaniu. Przetarła zrezygnowana i zrozpaczona rękoma twarz i wręcz nie mogła pojąć tego, jak Zayn mógł jej coś takiego zrobić! Łzy zaczęły jej ciurkiem lać z oczu, gdy napotkały na swojej drodze białą, sporą karteczkę przy szafce nocnej z drugiej strony. Dziewczyna jednym susem do niej dotarła i starała się skupić na napisie i wyostrzyć go, ponieważ od łez obraz jej się niemiłosiernie rozmywał. „ Przepraszam, nie potrafię ”. Przeczytała po cichu karteczkę nabazgraną charakterem pisma Zayna. Upokorzenie, nienawiść, poczucie obrzydzenia do niego i nawet samej siebie, że tak łatwo dało się ją omotać… Te emocje wręcz wyciekały z jej organizmu, powodując ogromną złość u brunetki, która z rozwścieczenia zaczęła krzyczeć i drzeć karteczkę na malutkie kawałeczki. 



*Niall*


 - Postaw to tam. – powiedział zabiegany Peter do Liama dźwigającego już piąte pudło z kolei, w którym znajdowały się dekoracje. To już dzisiaj. – pomyślał Niall z roztargnieniem. To dzisiaj miał odbyć się wyczekiwany przez wszystkich bal. Chłopak wiedział jedynie tyle, że będą musieli zatańczyć specyficzny taniec, który wymyśliła ich dyrektorka i oczywiście to, że idzie na niego razem z Abby. Tak, z Abby, ponieważ Justin musi towarzyszyć Selenie, niestety. Bardzo dobrze widział, że szatynka bardzo cierpi z tego powodu… No bo chyba każdy z nas chciałby pójść ze swoim chłopakiem na bal. " Bo chyba tak mogę go już nazwać. Zresztą Pirce nam się nie zwierza z tego co ich łączy i na jakim są etapie, wiem tylko tyle, że spędzają ze sobą każdą wolną chwilę".
- Kto by pomyślał, że z tego Paula taki dupek! Przecież wydawał się taki miły! – wyraziła swoje zdanie Elizabeth, stojąc na drabinie i zawieszając świecące lampki na suficie, przy czym drabina zakołysała się niebezpiecznie, ale nie upadła.
- Tak… kto by pomyślał… - powiedział z roztargnieniem Niall, dziękując w duchu za to, że przyjaźni się z tak wspaniałą osobą jak Abby, ponieważ tylko ona pracuję w tak niebezpiecznej robocie i to ona rozszyfrowała Paula, a właściwie Arthurta przed okradnięciem nas. „ To naprawdę niesamowita dziewczyna, Justin to szczęściarz ”. Już raczej prędko on nikogo nie okradnie, bo skończył szczęśliwie dla wszystkich, za kratkami. Od tam tej pory nic o nim nikt nie słyszał, jakby słuch o nim zaginął.
- Jak w ogóle można tak ludzi okłamywać?! – zawtórował jej Lou, a na twarz dziewczyny wkradł się delikatny rumieniec, miała już dość tych wszystkich kłamstw, które tak bezmyślnie za każdym razem wypowiadała.
- Kogo okłamywać? – usłyszał Peter strzępki rozmów, podchodząc do nich z kolejnymi rzeczami.
- Nas, nasz menager… a zresztą, nie ważne. – uciął szybko Liam i machnął ręką na potwierdzanie, że to nic aż tak ważnego.
- Nie no, powiedz... Ciekawi mnie to. – powiedział opierając się o ławkę i wlepiając swoje oczy w chłopaka.
- Nasz menager chciał nas okraść… Ale na szczęście szybko się zorientowaliśmy… - tłumaczył Louis jakby od nie chcenia.
- Abby się zorientowała. – poprawił go szybko Niall. "Dziwne, że ludzie tak szybko zapominają o tym co kto dla nich zrobił, przypisując sobie uczynki innych." – I teraz musimy znaleźć kogoś zaufanego… no wiesz nie chcemy znowu ryzykować... A musimy też szybko działać, żeby nic nie upadło w karierze, a bez menagera to trochę trudne..
- Potrzebny wam on na szybko, tak? Czekajcie… chyba mam pomysł. – powiedział powoli szczerze się uśmiechając, a wszystkie zdziwione oczy zwróciły się na niego.



*Harry*


- Co to ma być? – wypalił oburzony Lou wchodząc do pokoju Hazzy, przy tym potykając się o porozrzucane przez niego buty, ale w ostatniej chwili złapał równowagę i nie pozwolił, aby jego ciało runęło na podłogę. 




– No nie! Co ty Harry Stylesie znowu odpierdalasz? – powiedział rozkładając ręce  geście bezbronnym na widok chłopaka, który nawet oka nie otworzył, wciąż smacznie drzemiąc. – Halo? Jest już po 10! A ty nadal nie masz partnerki, nie chcę nic mówić, ale nie wiem czy pamiętasz, że to dzisiaj. Musisz szybko działać!
- Tak, pamiętam. Daj mi spokój. – powiedział loczek na ostatku sił. Nie otworzył nawet oka, jedynie przekręcił się na drugi bok.
- Piłeś coś?! – spytał poważnie. Dopiero teraz zauważył parę butelek wódki pod ławą koło jego łóżka. 
- Nie, wydaje ci się. – wyjąkał.
- Nie mamy czasu! – krzyknął, podchodząc do niego i zdejmując z niego kołdrę. – Przecież to jeszcze nie koniec świata, ona na pewno ci wybaczy, Harry no!
- Skąd ty to kurwa możesz wiedzieć? – warknął na niego rozcieczony i dopiero teraz po otworzeniu oczu spojrzał na Louisa i wybuchnął  gromkim śmiechem.- W co ty jesteś ubrany? – powiedział przez śmiech. Szatyn miał na sobie odwróconą do tyłu czerwoną kaszkietówkę i jakieś denne słoneczne okulary nie wspominać o tym, że przecież był cały czas w mieszkaniu i tu słońce na pewno nie docierało.
- Przed chwilą eksperymentowaliśmy z El nad moim stylem i zapomniałem się przebrać. – wytłumaczył i przewrócił oczami widząc zielonookiego, który cały czas nie mógł się opanować ze śmiechu. – Ale ej! Chociaż ci humor poprawiłem! – powiedział zadowolony z siebie, widząc jakieś plusy tej całej zaistniałej sytuacji, a Styles jak na zawołanie spoważniał i przykrył jedną ręką siebie całego kołdrą. – Uhgh...No Styles No! Chodzi musisz zaprosić Effy na bal!! - Chłopak wyłonił się z pościeli i popatrzył na Louisa pytającym wzrokiem, gdy ten jednak nie zrozumiał o co chodzi, postanowił mu łaskawie wytłumaczyć.
- Dlaczego akurat ją?
- Nie okłamujmy się, podoba ci się, a ty jej. Tylko musisz się pospieszyć, bo wiesz odkąd Malik nie jest z Perrie też może być zainteresowany. – nagle twarz Harrego pociemniała i przeraził się nie na żarty. Od dawna chciał z nią iść i ona chyba o tym dobrze wiedziała, ale zupełnie zapomniał o tym, że Zayn może też tego chcieć. Szybko zerwał się z łóżka rozglądając się za jakimiś ciuchami pod ręką. – Która godzina? – spytał na ostatku sił.
- Już ci mówiłem 10! W końcu do ciebie dotarło! – powiedział wyczerpany machając rękoma i odwrócił się w stronę loczka. – Chcesz iść w tym? – spojrzał z irytacją na poprzecierane jeansy i wymiętą szarą koszulkę z nadrukiem, którą Harry dopiero co wkładał przez głowę.
- A co źle? – Spytał nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. – Może tego zbytnio nie widać, ale to świeże rzeczy, prosto z prania.
- Ta.. z pewnością. – powiedział z grymasem na twarzy.
- A więc o co chodzi? – spytał nie rozumiejąc.
- Tak sobie możesz pójść pobiegać, a nie zapraszać dziewczynę na bal! – Wypalił oburzony i zmierzał w kierunku szafy bruneta.- Wyglądasz jakby ci to Niall z głodu miał pożreć, ale w porę mu wyrwałeś.



*Lou*


Wracając od Harrego postanowił, że przyszedł czas na poważną rozmowę z jego miłością życia. Coś się działo, widział to dokładnie, ale nie miał bladego pojęcia co...Przecież nic takiego nie zrobił, więc nie miała powodu się złościć… Było niby tak jak zawsze, ale czuł, że z El jest coś nie tak. Dla niej był w stanie biec na koniec świata, zerwać jej najukochańszy i tak rzadko spotykany kwiat i podarować jej go, tak po prostu, bez okazji. To była jego druga połówka, tak bardzo wyczekiwana przez niektórych, tak bardzo ciężka do zdobycia... a on ją miał i był najszczęśliwszy na świecie…
-El...Musimy porozmawiać...- powiedział spokojnie, gdy wszedł do pokoju dziewczyn, gdzie Elizabeth przeszukiwała swoją szafę.
-Coś się stało ?- dziewczyna już przy słowie "musimy" poczuła, jak na jej ciele rozchodzą się nieprzyjemne dreszcze zdenerwowania. Wiedziała, że kiedyś ta rozmowa dojdzie do skutku, ale nie chciała by było to teraz. "Nie teraz! Błagam! Nie przed samym balem!"
-Nie wiem...jesteś ostatnio...taka inna...El, czy ja zrobiłem coś nie tak ?- stanął przed nią i splótł jej dłonie ze swoimi.- Jeśli tak, to cię przepraszam... Nie wiem, czym cię uraziłem, ale to nie było świadome. Tak bardzo cię kocham...
-Lou, to nie twoja wina...To...
-No dobra zakochańce... sorki, że przeszkadzam, ale wiecie... bal jest za jakieś trzy godziny, a my jesteśmy z dekoracjami w czarnej dupie. - do pokoju wparował Niall razem z Abby, którym uśmiech nie schodził z twarzy.- Ja przyszedłem po Lou! Kurde miałeś tylko na chwilę iść do Hazzy! A ciebie dobre dwie godziny nie ma!
-Wiesz co on ma w szafie?  Próbowałem coś znaleźć, ale tam to nawet z najbardziej dokładną nawigacją się nie odnajdziesz... nie jestem pewien czy ten jego garnitur był świeży...Pamiętam jak miał go chyba na zeszłorocznej gali...- Lou zamyślił się na chwilę, przypominając sobie pamiętny moment, gdy rzucał Taylor Swith, a ona ze zdenerwowania wylała na niego sok pomarańczowy. "Dobrze, ze ich związek trwał tylko trzy miesiące..." -zaśmiał się w duchu i starał się wyrzucić wszystkie wspomnienia z nią, ponieważ nie należały do najmilszych.
- Tak...a ja kiedyś musiałem tam sprzątać...głupie zakłady! - Mina oburzonego Nialla spowodowała napad śmiechu całej grupki zgromadzonych. - No, ale dobra! Chodź robić te dekoracje, bo nas dyrektorka zaraz wywali z balu i tyle będzie - Louis nawet nie zdążył powiedzieć El, że pogadają później, bo Niall zaciągnął go już prawie na sale, gdzie miało odbyć się przyjęcie.
-A ty... zabieram cię na makijaż moja droga...- Abby zabrała sukienkę Elizabeth i pociągnęła ją za sobą.- Jeszcze tylko powiedz mi jak namówić na to Effy...  



*Abby*


- Gdzie jest moja królewna? - Powiedział Justin wchodząc i uśmiechając się szeroko na samą myśl, że zaraz ją zobaczy.
- Tutaj. – powiedziała cała w skowronkach, wychodząc z łazienki już przygotowana na przyjęcie. Miała na sobie czarno – srebrną, obcisłą, krótką sukienkę, a na nogach piękne srebrne, świecące i bardzo wysokie szpilki od  Louboutina. Włosy spięła całe na jedną stronę, które delikatnie były pokręcone prostownicą.
- O jacie! – krzyknął entuzjastycznie Justin szeroko otwierając oczy ze zdziwienia. – Wyglądasz świetnie! – Podbiegł do niej i dał jej soczystego buziaka w policzek, a na jej policzkach wpłyną krępujący rumieniec, który próbowała zasłonić włosami. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do różnych czułości ze strony Justina, któremu przychodziło to z taką łatwością, zazdrościła mu tego z całego serca. Chciała się przed nim otworzyć, być taka jak on, ale nie umiała. Coś od środka ją blokowało i nie dawało szansy na swobodę i byciu w stu procentach sobą. Jednak wierzyła, że z czasem to się zmieni i coraz lepiej będzie jej to wychodziło.
- Ty też niczego sobie. – Powiedziała prawie tak samo zachęcająco, co szatyn. Za to on miał na sobie czarny, tradycyjny garnitur, w którym wyglądał bardzo męsko i seksownie. Justin posłał jej jak najszerszy uśmiech, jednak po chwili szybko posmutniał. – Tak bardzo chciałbym żebyś to ty była moją partnerką, jesteś taka śliczna. – powiedział z czułością, zakładając jej jedno pasmo włosów za ucho.
- Jakoś to wytrzymamy. – powiedziała z trudem połykając ślinę. – Z resztą Sel też jest bardzo ładna, jeśli chodzi ci o wygląd. – powiedziała zachęcająco.
- Wiesz dobrze, że nie o to chodzi. – powiedział szczerze. – Z resztą ty i tak jesteś ładniejsza. – powiedział smutno się uśmiechając, na co dziewczyna go mocno przytuliła. W jej oczach zawitały łzy ze wzruszenia, po za tym chęć tak bardzo zatańczenia z nim tego idiotycznego tańca. Nie chodziło o wykonanie paru głupich kroków, lecz o to z kim go zatańczy, nie miała nic przeciwko Niallowi, bardzo go lubiła, lecz gdy pomyślała, że mógłby to być Justin… To on mógłby ją obejmować, okręcać, to w tych silnych ramionach mógłby przetańczyć całą noc. Wszystko było by inne, gdyby on był zwykłym chłopcem, ale on nim nie był. Był za to słynnym piosenkarzem z milionem fanek na koncie, a u jego boku zawsze już miała stać zakochana w nim po uszy przepiękna Selena, a on miał odwzajemniać uczucia, więc dlaczego tak nie było?



* Effy *


"Jeszcze zielony sweterek." Myślała rozgorączkowana szukając wszystkich swoich rzeczy po mieszkaniu, aby wszystko zapakować do walizki, wypchanej po brzegi, gdy nagle usłyszała ciche pukanie do drzwi.
- Przeszkadzam? – powiedział zmysłowym głosem.
- Nie... wejdź. – powiedziała w szoku, widząc przystojnego bruneta z czupryną na głowie i zielonymi oczami, przesiąkniętymi szczęściem. Jednak jeszcze bardziej zdziwiło ją to, że miał na sobie czarny garnitur, a pod spodem białą, przylegającą do jego ciała koszulę , pokazując umięśniony tors, a w ręku trzymał bukiet kwiatów czerwono – krwistych róż.
- Wow, ładnie tu. – powiedział z uznaniem rozglądając się po mieszkaniu. – Wyprowadzasz się? – spytał zszokowany, widząc walizki koło drzwi.
- Ymm… Tak, wracam do akademika. Mogę wiedzieć od kiedy w tobie takie poczucie dobrego stylu, Styles? – spytała rozbawiona.
- Ach… to. – popatrzył się znacząco na swój strój. – Louis mi pomagał coś wybrać, co prawda szukał około półtorej godziny jakiegoś przyzwoitego stroju w mojej szafie, ale w końcu zrezygnował i postawił na klasykę. – wytłumaczył machając bukietem w jednej ręce, a drugą miał schowaną w spodniach. Dziewczyna się zaśmiała, a on odwzajemnił szerokim uśmiechem.- Wiesz? Wtedy wieczorem...Tak głupio wyszło z tym psem. Ja na prawdę Effy nie miałem nic na myśli o nas...No wiesz... Jako parze... Kocham cię jak siostrę...
-Tak... trochę głupio wyszło… ale ja też zachowałam się głupio, nie pozwoliłam ci dojść do słowa i tego wyjaśnić. Także jesteśmy kwita, ale po ci te kwiaty, jeśli można wiedzieć?- zapytała, gdy zaczęło się jej robić szkoda tych pięknych róż, tak lokowaty nimi wywijał ze zdenerwowania.- Czyżbyś wybierał się na randkę, ale kolejna cie wystawiła? I pomyślałeś, że taka Effy, cie przygarnie? – spytała z udawaną czułością.
- Więcej wiary we mnie, właściwie to nie. – Powiedział i uklęknął szybko na jedno kolano. – Czy ty, Effy Wilson pójdziesz ze mną na dzisiejszy na bal? – Mówił teatralnym, wyniosłym głosem, jakby wył do księżyca, wyciągając rękę z kwiatami w jej stronę. Jednak dziewczyna go nie chwyciła, tylko wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. – Aż tak źle mi poszło? – Powiedział mimo woli się uśmiechając, widząc, że brunetka nie może przestać się z niego śmiać.
- E tam zaraz źle. – Powiedziała już się uspokajając i machając ręką, jakby chciała przyśpieszyć dopływ tlenu, a po chwili jeszcze bardziej wiła się ze śmiechu. – No dobra, nie wierzę, że to powiedziałam. To było okropne! – Powiedziała kręcąc głową. – Ale tak. Harry Edwardzie Stylsie pójdę z tobą na bal. – Powiedziała dumnie i ugięła jedno kolano jak robiły to damy w danych czasach, biorąc z jego rąk kwiaty. – A teraz pomóż mi z tymi walizkami, lovelasie. – parsknęła śmiechem.


~ trzy godziny później ~


- Zaufaj mi, będzie pięknie. – powiedziała pewnie siebie Abby, biorąc każde pasmo włosów Eff do rąk i starannie je okręcała na lokówce.
- Abby ma rację, już jest coraz lepiej! – Zawtórowała jej Elizabeth, która siedziała już w gotowym makijażu i świetnie dobranej sukience. W pełni oddawała jej charakter: skromna, delikatna, jednak coś w niej było także drapieżnego i stylowego. – Ja jej zaufałam i popatrz na mnie! – Mówiła zadowolona wciąż nie mogąc oderwać się od lustra w przed pokoju, podziwiając swoją cudowną fryzurę. Miała ona całe wyprostowane włosy spięte po bokach do tyłu. Niby nic skomplikowanego, a jednak robiło wrażenie.
- Długo jeszcze? – jęknęła Effie, wiercąc się na stołku. Do teraz nie pojmowała po co to wszystko? Przecież wystarczyło po prostu rozpuścić tylko włosy, aby swobodnie falowały na wietrze, nic więcej. Ale nie! Abby się uparła i nie było zmiłuj.

- Już prawie. Nie wierć się tak, bo zaraz wszystko zepsujesz! – skarciła ją szybko szatynka, gdy kolejne pasmo wypadło jej z rąk. – I… gotowe! – Wilson podniosła się ugniatając lekko włosy z przyzwyczajenia i w końcu spojrzała w lustro. „Nie jest tak nawet źle... ”- pomyślała z delikatnym uśmiechem. – I… jak? – spytała z nadzieją Pirce.
- Może być. –  odparła lekko się uśmiechając, bo nie chciała przyznać jej racji. Wciąż uważała, że to duża przesada.
- Ugh… jest  świetnie. – machnęła ręką szatynka. nie przejmując się w ogóle jej słowami i poszła nałożyć szykowne szpilki.
 - No już! Zakładaj sukienkę i pędzimy. – ponagliła ją Elizabeth, idąc za Abby. Jej sukienka należała do osób odważnych i pewnych siebie, co się Effy w niej najbardziej podobało, lubiła szokować.
Weszły na dużą salę, gdzie wszystko już było gotowe, a ludzie powoli się zbierali. Nagle po patrzyła się przed siebie, gdzie nigdy by nie przypuszczała, że coś taki mogło ją spotkać, a jeszcze bardziej zdziwić. To było jak w śnie… Koszmarnym śnie. Stał tam on, Bóg piękności i miłości… A obok niej biała lilia. Perrie. Poczuła się jak oszukana, jak nic nie warty śmieć. Wykorzystał ją, podstępnie podszedł. Mimo wszytko chyba żadnemu wrogowi nie życzyła, żeby czuł się tak jak ona teraz.
- Wybaczyła mu? – spytała nie wiadomo kogo stojąc w bezruchu, nie mogąc odwrócić wzorku. To wszystko działo się w bardzo szybkim tempie. Coś w niej. W samym środku. Pokryło lód. Czuła jak jej ciało całe sztywnieje, a mróz zmierza prosto do celu, do jej serca. Przeżyła już kiedyś coś takiego… To miało miejsce trzy lata temu, gdy Nick ją zostawił. Zamieniła się w tedy w zimną sukę, bez kręgosłupa moralnego, bez granic i zasad. Straciła wiarę w ludzkość i w prawdziwą do granic możliwości miłość.
- Eff? – Szepnęła Abby, ostrożnie dotykając jej ramienia. Znała tę minę u niej już bardzo dobrze i wiedziała do czego to wszystko zmierza. Ciągle patrzyła na drzwi, gdzie stała jeszcze przed chwilą szczęśliwa para, jakby nawet nie zauważyła, że dawno poszli w stronę napoi. Wpatrywała się w to miejsce i nagle jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nagle w drzwiach staną ON. We własnej osobie, przystojny szatyn, uśmiechając się cwaniacko. Patrzył wprost na nią. Effy poczuła jak w jej zlodowaconym brzuchu, coś nagle wybuchło, jakby rozrzadzony do granic ogień, lawina.
- O kurwa. – Wyszeptała zszokowana Abby, zakrywając usta i dała krok w tył, jakby to miało jej w czymś pomóc, gdy popatrzyła w tym samym kierunku co Wilson. To był on. Cały on. Nick.



~ cztery lata temu ~


Przekroczyłam nieśmiało próg szkoły, cała drżąc na ciele, jak zawsze co roku, gdy zaczynał się nowy rok szkolny. Myśl ile zmienia się z każdym rokiem… Ile tracimy, ile zyskujemy, zwyczajnie mnie przytłacza. Nagle wybiegła z za zakrętu mi tak dobrze znana twarz, figura, styl. To była Monica. Od razu do siebie podbiegłyśmy i mocno, z całych sił przytuliłyśmy.
- Aaa! Tęskniłam. – wysapałam przez jej mocny uścisk. Co jak co, ale była silna.
- Ja bardziej! Musisz mi pomóc dzisiaj z wybraniem stroju na imprezę! – krzyknęła uradowana, a ja aż pisnęłam z uciechy, że to już dzisiaj. Nagle Monica szybko spoważniała, mocno nadepnęła mnie na stopę i posłała znaczące spojrzenie... Zrozumiałam. Także udałam poważną i poprawiłam  szybko, jakby od niechcenia, jedną ręką grzywkę. Po chwili za moich pleców wyłonił się przystojny chłopak z jasną czupryną na głowie. Chodził do ostatniej klasy, nie miał żadnej dziewczyny, dlatego wszystkie dziewczyny w szkole były w nim zakochane po uszy. Trzeba było zrobić dobre wrażenie. W tym samym momencie otworzyły się drzwi z ostatniej klasy i wyszedł z nich wysoki i bardzo umięśniony, brunet. Nie widziałam tu go wcześniej… Zupełnie się różnił od wszystkich chłopców z tej szkoły… Wydawał się taki… Groźny i niebezpieczny. Chłopak wpatrywał się we mnie swoimi przenikliwymi brązowymi tęczówkami, jakby chciał mnie zaraz pobić, jednak coś w tym spojrzeniu było… Taka troska, zafascynowanie, a mi aż się w głowie zakręciło od zmieszanych uczuć i TEGO wzroku. Wpatrywaliśmy się w siebie do samego końca, gdy jednak mnie miną bez namysłu obróciłam się i odprowadziłam go wzrokiem, chłopak to chyba wyczuł, ponieważ także się odwrócił i zadziornie uśmiechnął,

 a potem jakby nigdy nic, zniknął za drzwiami. To było bardzo dziwne… Nikt raczej nie zwracał na mnie uwagi… A na pewno nie tacy chłopcy jak on!
- Kto to jest? – wyszeptałam do mojej przyjaciółki, wciąż z bijącym szybko sercem. Ona zawsze znała najnowsze plotki i wiedziała wszytko o ludziach z naszej budy.   
- Przepisał się do nas, ponieważ ponoć z ostatniej szkoły go wywalili. Coś czuję, że tu długo też nie zabaluje. – westchnęła głęboko kręcąc głową.
- Całkiem niezły. – powiedziałam z uznaniem. 
- O nie Effy! Nawet o tym nie myśl… - powiedziała twardo Monic, jakby nie znosiła sprzeciwu.



~teraźniejszość ~


 „Gdybym ją tylko wtedy posłuchała… wszytko byłoby inne… Ja byłabym zupełnie inna… ” Miała wrażenie, że jej się to wszytko śni, że gra w głupim melodramacie lub horrorze.”Nie no to nie może być prawda! Nie! NIE!!!”. Wciąż do niej nie docierało, że on tu był, że stał naprzeciw jej, że znów może spoglądać w jego prawie czarne niczym smoła oczy… Czuła się jakby ktoś chciał ją po prostu wkręcić. Najpierw Malik, teraz on… To nie trzymało się kupy.
- Nie. To nie może być prawda. – kręciła rozgorączkowaną głową Effy, nie mogąc oderwać wzroku. Coś kazało jej na niego patrzeć, a ona nawet nie wiedziała co.
Zayn oderwał wzrok od swojej ukochanej wciąż śmiejąc się z jej żartu i spojrzał na Effy, którą tak bardzo kochał. Tak bardzo… że, aż bolało go coś  środku, gdy na nią patrzył. Była jego ideałem, boginią ze snów. Nie umiał żyć koło niej… To go zabijało, od środka wyżerało. Nie myślał trzeźwo i nie był sobą. Stawał się kimś zupełnie innym, a nawet dosyć często tracił nad sobą kontrole, a tego tak bardzo nienawidził. Tak bardzo… Ale coś było nie tak. Ona, Effy, jej mina. Była przerażona do ostatków sił, jeszcze nigdy jej takiej nie widział. Zawsze pewna siebie, pyskata, teraz w ogóle nie przypominała tej jaką on znał, a za nią Abby z bardzo podobną miną. Pomyślałby, że ktoś właśnie ginie na ich oczach. Obrócił się szybko za siebie, gdzie stał Nick. Wtedy wszystko zrozumiał, jakieś niedomówienia, teraz poskładały się  całość. Domyślił się dlaczego taka jest, co ją zniszczyło i ile on dla niej kiedyś znaczył i jak bardzo się go obawia. W tym momencie miał chęć podejść do niego i mu z całej siły przywalić. Znienawidził go tak szybko, jak go wtedy poznał. Już zmierzał w bojowym nastroju w jego kierunku, gdy dyrektorka przemówiła przez mikrofon. Z niechęcią machnął ręką i wrócił do Perrie.
- Witam wszystkich na tego rocznym balu! – Powiedziała radośnie - Bal czas zacząć! - A po sali rozległy się gromkie brawa. Abby jakby oprzytomniała pociągnęła za ramię roztrzęsioną Effy na korytarz skąd mieli wychodzić na parkiet. Przy stole z jedzeniem wzięły obydwie delikatne na pół twarzy maski,
 które były częścią garderoby każdego z uczniów. Muzyka zaczęła się rozbrzmiewać po całej sali, wywołując u każdego jeszcze większy stres, który towarzyszył im odkąd już weszli na sale. Wszyscy w pięknych strojach podeszli na środek sali.  Stanęli w prostej linii, gdzie po jednej stronie były panie, a po drugiej panowie, parami naprzeciwko siebie. Harry posłał jej uśmiech, który miał dodać jej odwagi, jednak dziewczynę tylko przeszedł dreszcz. Wciąż była myślami tam gdzie stał Nick i wspomnieniami, gdzie wszystko się zaczęło. Czuła na sobie jego wzrok, jednak miała tyle szczęścia, że było prawie ciemno na sali, a na twarzach mieli małe maski, wokół oczu, gdzie trudno było kogokolwiek rozpoznać. Wszyscy zrobili dwa kroki równe, pewne do przodu w rytm muzyki, do siebie. Dziewczyna  ukłoniła się lekko do chłopka, a on odpowiedział jej tym samy. Jej partner podszedł do niej, ucałował zimną rękę i zaczął pierwsze poważne kroki z układu. Obszedł w rytm muzyki dziewczynę dookoła, nie przestając patrzeć jej w oczy. Ujął delikatnie dłoń brunetki i przyciągną ją do siebie tak, że jej stopy tylko delikatnie dotykały podłogi. Effy była jak w transie, nie wiedziała co robi, miała rażenie, że to nogi same zapamiętały każdy krok a nie jej rozum, który teraz był roztrzęsiony i nic nie pojmował. „Po co on tu przyjeżdżał? Jaki ma  tym zysk? Czego ode mnie chcę?” Te pytania dosłownie wrzynały się w jej psychikę i nie chciały przestać. Jeden obrót, jedno przejście, popatrzenie się w te zielone naiwne tęczówki, które biły taką miłością i szczęściem, które totalnie nie znały smaku życia...I to było w nich właśnie takie piękne. To było jak mechanizm, robot wykonujący te wszystkie czynności energicznie, precyzyjnie, emocjonalnie. Wczuwała się w każdą postawę, rozrzucając jednym machnięciem ręki, parę wspomnień które ją męczyły od środka. Jakby kroki tańca powodowały, że czuła się o wiele lżejsza niż przed chwilą, jakby leciała pomiędzy chmurami… Teraz jeden okręt w prawo i zamiana partnerami. „ Z koli bardzo ciekawe czy dyrektorka wymyśliła to sama. Te kroki są bardziej skomplikowane niż każdy dzień mojego życia!!” Obkręciła się tym razem w lewo, zamykając oczy i wpadając w silne ramiona innego tancerza. Uderzył ją  ostry odór dymu z papierosów i miętowy smak gumy do żucia, wiedziała  do kogo on należał. Nagle poczuła jakby cały świat wokół niej zawirował.



--------------------

Jąłeczki ;33 

Na początku bardzo chciałabym Wam podziękować za tyle komentarzy i wyrażania swojej opinii pod przedostatnim postem ♥ To bardzo dla mnie ważne :D. 
Na szczęście prawie odpowiedź była jednogłośna :)
Ta scena na samym początku o Zaynie była już planowana od zawsze, że miał ją zostawić zaraz po ich wspólnej nocy, także nie martwcie się :* 
Tak wiem rozdział taki trochę przymulający, zwłaszcza w środku, ale pozwoliłam sobie na odrobinę relaksu, a co ! :D 
Mam już trochę plan na dalsze losy bohaterów :D i nie chcę Wam za bardzo zdradzać tego wszystkiego, ale będzie to różnie :D. 
+ starałam się robić mniej błędów interpunkcyjnych, tak wiem, że jest ich parę, ale mam nadzieję, że mniej niż ostatnio, a tam ten calutki poprawiałam :))

Nie mam pojęcia kiedy będzie kolejny ;CC pewnie napisze na asku lub w informacjach :))
Do następnego ! ♥



13 komentarzy:

  1. świetny ten rozdział jest <3 Ale sie wkurzyłam na Zayna no masakra xD
    Za to Harrego uwielbiaaam <3
    dodawaj szybko nexta ;*
    @Motherfuuucker

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam cie i tego bloga. W kazdym rozdziale jest tyle emocji... Czytajac czujebsie tak jakbym to ja byla na miejscu bohaterow. Biedna Effy tyle wycierpiala ale na pewno znajdzie swoje szczescie. Wierze w to.
    Zauwazylam kilka literowek, ale kazdemu sie zdarza przeczytaj jeszcze raz, a na pewno je znajdziesz.
    Duzo weny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow. Trochę mnie zaskoczyłaś. Nawet bardzo. Zayn, który ją opuścił. Harry, który idzie z nią na bal. Zayn na końcu. BO to był Zayn prawda? Powiedz - nie, nie mów - że się nie mylę! Hahha tak to własnie nazywa się Aleksandra K., cała ja. Nie ważne nie będę tutaj gadać o sobie. Mam nadzieję, że Effy znajdzie swoją dobrą drogę z Zaynem nie Harrym. A Justin... kurczę nie ogarniam go na blogu. A Seleny od zawsze nie znoszę.
    Całuję i czekam <3

    ¦ http://uwierzmimimowszystko.blogspot.com/
    ¦ http://ostatni-wdech.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Harry <3 Zayn zaczyna trochę działać mi na nerwy w tym opowiadaniu :( Rozdział jest genialny i czekam na następny ! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku Boski . Niech to będzie Zayn :* :*
    czekam na nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! NICK! MEga!
    A Zayn ponownie zachowuje się jak dupek. Ugh! Wkurza mnie xd.
    BOSKI ROZDZIAŁ!!
    Komentarz już wcześniej napisałam, ale musiał zniknąć xd
    Ps. zaszyfrowana-fanfiction.blogspot.com zapraszam na rozdział

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Libster Blog Award więcej info na https://www.blogger.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepiękny ! *_*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie potrafię pojąć jak wielkim draniem jest Zayn. Nie zasługuje na nią! Najpierw się z nią kocha, a rano tak po prostu ucieka? I tym chce jej pomóc!? jest pieprzonym egoistą i życzę mu wszystkiego najgorszego. Tak się po prostu nie robi! Ugh! Nie znoszę gościa...
    W rozdziale niesamowicie dużo emocji... A to głównie za sprawą tego strasznego początku. Ale nie spodziewałam się totalnie, że wkręcisz na bal Nicka. Ciekawa jestem co takiego zrobił Effy, że zniszczył ją psychicznie i co takiego w sobie ma, że ona nadal tak na niego reaguje. Tyle mam pytań... Nawet nie wiesz jakie emocje mną targają po przeczytaniu tego rozdziału! Bardzo niecierpliwie czekam na kolejny;)
    I przy okazji zapraszam do przeczytania i skomentowania w wolnej chwili rozdziału 1,4 ;* Ściskam i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mi się podoba jak opisujesz te całą akcje. Mam nadzieje ,ze będziesz pisać jak najdłużej , bo masz ogromny talent o ,którym nie ,któży mogą tylko pomażyć. źycze weny i wielu czytelników a tak ,ze powodzenia w źyciu prywatnym. Czekam na nowy rozdział i zapraszam do siebie http://trzyslowanajpiekniejsze.blogspot.com/?m=1 (Mam nadzieje ,ze choć na niego wejdziesz jak mało kto ) Kocham i Pozdrawam. Zajebisty blog.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, że dopiero teraz daję komentarz, ale jakoś tak wyszło, że odpoczęłam o wszystkiego co związane z blogami. Nie czytałam żadnych, ani też sama nie pisałam, za to za twój zabrałam się jako pierwszy. Trochę bredzę, ale musisz mi to wybaczyć, odzwyczaiłam się.
    Więc co do rozdziału, to zabrakło mi w nim Harrego, ale po zastanowieniu nic w nim bym nie zmieniła haha. Jest świetny!
    Jak zwykle świetne opisy, różnorodność wątków no i też świetne kreacje na ten bal. Sama chciałabym taki przeżyć.
    Louis, jest mi go strasznie żal gdy tylko pomyślę, że El go zdradza...
    Zayn, wyszedł na totalnego dupka, ale w pewnym sensie, chciałabym, żeby te akcje z nim się skończyły... stają się jakieś strasznie hmm jakby to określić przesadzone.. nie to nie to, no w każdym razie, myślę, że pomału jakoś to powinno dopiegać do końca, bo o ile dobrze pamiętam to i tak przegłosowali na Harrego.
    Abby i Justin, pozostaje życzyć wszystkiego dobrego i żeby Sel se kogoś znalazła.
    Biedna Eff, czekam z nią na lepsze dni.... Harry mógłby jej jakoś psychicznie pomóc, a co z Nickiem to pewnie dowie się za chwilę jak przeczytam. To do następnego komentarza!

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja chrzanię, jak mnie dawno tu nie było. Normalnie powinnaś mnie znienawidzić, ale... już biorę się za nadrabianie zaległości. :)

    ZAYN, ZABIJĘ CIE! Nosz kurwa mać, co on wyprawia? Normalnie niech szykuje się na mój Caps Lock.
    Szkoda mi Louisa...Kurcze no, niestety jedno kłamstwo ciągnie za sobą kolejne... Mam nadzieję, że jednak nie będzie za późno na powiedzenie prawdy...
    Abby i Jus... Ach... Po co ta Sel?! No tutaj mi tylko zawadza. xd
    Ja chyba kibicuję, mimo wszystko, Zaynowi i Eff... Dla mnie byliby idealną parą. :)
    Końcóweczka ... ? Maliczek, tak? xD

    Dobra,lecę do następnego. :*

    OdpowiedzUsuń